W domu zawsze mówiliśmy, że są pewne role, których nie wolno odmówić. Nie ze względów zawodowych, tylko dlatego, że ta rola daje szansę na podpisanie się pod swoimi poglądami. To się rzadko zdarza aktorowi, więc jeżeli taka rola jest, to jest obowiązek wystąpić – powiedział Jerzy Stuhr w Radiu ZET, komentując burzę wokół filmu „Pokłosie”, w którym wystąpił Maciej Stuhr, który później brał udział w debacie publicznej na temat filmu.

- Na szczęście miałem w swoim życiu kilka ról, gdzie musiałem się podpisać nie tylko swoimi umiejętnościami, ale pod swoimi poglądami – dodał aktor, a kiedy Monika Olejnik zapytała, o jakie role mu chodzi, przytoczył „Spokój” i „Amatora” Kieślowskiego oraz „Wodzireja” Feliksa Falka. Opowiedział, jak ostatni z tych filmów został usunięty z festiwalu w Gdyni. - Pamiętam w „Trybunie Ludu” były groźne rzeczy, bo to jak czytałeś taki artykuł, że nie trzeba nam wodzirejów w tym kraju, to nie wiedziałeś, czy się zrobi następny film. To było chyba groźniejsze niż dzisiaj bluzgania w Internecie – stwierdził

Monika Olejnik przypomniała, że „Pokłosie” zostało ocenione przez prawicę jako film „antypolski”, a PiS zapowiadało, że kiedy dojdzie do władzy, to takich filmów nie będzie. – Mi się podoba, że zaczyna się to penetrować. Dyskusja jest na razie ciosana, toporna, często przeradzająca się w awanturę, w inwektywy, ale jest. Teraz trzeba by wykonać krok dalej, sprawdzić czy z tego można się zaśmiać. Ostatnie 60 lat okrutnie odkrywało, gdzie jesteśmy słabi – odpowiedział Stuhr, który dodał, że cenne jest to, że młodzi filmowcy „biorą się za bary trudnej, polskiej historii”.

Monika Olejnik zapytała też, czy Jerzy Stuhr wystąpiłby w filmie Antoniego Krauzego o Smoleńsku. Reżyser zaprzeczył. - Zawsze miałem zasadę i utrzymuję tę zasadę, że nigdy nie wystąpię w widowisku kłamliwym historycznie i nihilistycznym, czy to będzie film, czy przedstawienie teatralne. Tej zasady udało mi się pilnować przez całe życie. Nihilistycznym, czyli takim, które propaguje idee anarchistyczne albo nie daje nadziei. Występuję, żeby dać iskierkę nadziei widzowi – wyjaśnił Stuhr.

Jerzy Stuhr w Radiu ZET mówił też o swoim najnowszym obrazie. - Z punktu widzenia zawodowego to był mój najtrudniejszy film, ponieważ nigdy nie robiłem filmu historycznego. A jeżeli chce się opowiedzieć 60 ostatnich lat w tym kraju, to już się wkracza w kostiumy, w historyczne wnętrza – mówił reżyser.

Akcja filmu rozpoczyna się w latach ’50. - To największy fenomen, jaki spotkało moje pokolenie, że pierwsze kroki stawiało pod popiersiem Stalina, a dzisiaj sobie rozmawiamy w niezależnych radiach, w wolnym kraju – wyjaśnił. Monika Olejnik zapytała, czy można w Polsce opowiadać o historii z dystansem i humorem. - Taką próbę chcę podjąć – odpowiedział Stuhr w audycji „Gość Radia ZET”.