Na zapleczu szefa rządu poważnie brany pod uwagę jest scenariusz przesunięcia rekonstrukcji rządu na wiosnę - wynika z nieoficjalnych informacji, do których dotarł "Wprost".

Nowym otwarciem sezonu miała być mityczna już wręcz, zapowiadana dziesiątki razy, rekonstrukcja rządu. Według ostatniego scenariusza, w listopadzie, dokładnie w połowie kadencji, miało wylecieć nawet pół rządu.

Jeszcze kilka tygodni temu, w czasie spotkań w wąskim gronie, Tusk co i rusz ironizował: "Który z ministrów jeszcze ma chociaż trochę energii?". I wyliczał różne nazwiska.

Jednak obecnie z zaplecza premiera zaczynają docierać sygnały, że pojawił się… kolejny scenariusz. Zgodnie z nim, rekonstrukcja miałaby się odbyć dopiero wiosną i bezpośrednio poprzedzić wybory do europarlamentu. - Za tym przemawia kilka argumentów. Po pierwsze, na jesień ostro szykują się związkowcy. Po drugie, ministrowie szykują cięcia w budżetach. Po trzecie, na początku roku rządowi zawsze dodatkowo spada w sondażach i lepiej taki ruch wykonać już po tym spadku. Wreszcie, przed samą kampanią łatwiejsze byłyby ruchy kadrowe z udziałem europosłów czy ministrów, którzy będą kandydować do PE - przekonuje nasz rozmówca z Platformy.

Przeciwnicy tego pomysłu uważają jednak, że Tusk nie może znowu wycofać się z twardo zapowiedzianej na połowę kadencji (listopad) rekonstrukcji gabinetu, bo poniósłby kolejne straty wizerunkowe.

Paweł Graś, zapytany przez nas, czy rekonstrukcja może być dopiero wiosną, odpowiada w swoim stylu: - Jeśli premier podejmie decyzję o rekonstrukcji, na pewno o tym poinformuje.