ONZ i kraje zachodnie wycofują się z mocnych oskarżeń w sprawie użycia broni chemicznej w Syrii.

ONZ-owska prokurator Carla del Ponte wywołała spore zamieszanie, oświadczając, iż syryjscy rebelianci użyli paraliżującego gazu sarin. Jej zwierzchnicy przez kilka godzin przekonywali opinię publiczną do łagodniejszej wersji wydarzeń.

Carla del Ponte to była ONZ-owska prokurator do spraw byłej Jugosławii i Rwandy, obecnie pracująca w komisji do spraw Syrii. W rozmowie ze szwajcarską telewizją pani prokurator powiedziała, że informacje o użyciu broni chemicznej pochodzą z zeznań świadków. „Zeznania te mogą wskazywać, iż został użyty sarin i wydaje się, że użyli go rebelianci. Nie mamy dowodów, by broni chemicznej użył syryjski rząd” - dodała del Ponte.

W kilka godzin później szef ONZ-owskiej komisji wydał oświadczenie z którego wynika zupełnie coś innego. „Komisja nie znalazła wiarygodnych informacji o użyciu broni chemicznej przez żadną ze stron. Nie można więc w żaden sposób komentować oskarżeń” - wyjaśniał rzecznik Sekretarza Generalnego ONZ Martin Nesirky.

Z oskarżeń wycofały się w ostatnich dniach także Stany Zjednoczone, Francja i Wielka Brytania, również powołując się na brak dowodów. Kilka miesięcy temu amerykański prezydent Barack Obama dawał bowiem do zrozumienia, że użycie broni chemicznej może doprowadzić do międzynarodowej interwencji w Syrii. Teraz zachodni liderzy wydają się być nadzwyczaj ostrożni, prawdopodobnie dlatego, że boją się powtórki sprzed 10 lat z Iraku, kiedy to już po interwencji okazało się, że Saddam Husajn wcale nie posiadał broni masowego rażenia.

Dochodzenie w sprawie oskarżeń o użycie broni chemicznej jest wyjątkowo trudne, bo władze Syrii nie pozwalają żadnej z międzynarodowych komisji na wjazd do kraju. Wszystkie informacje pochodzą jedynie od świadków, którzy uciekli z Syrii.