Ireneusz Kujawa wygrał w sądzie z TVP i Elżbietą Jaworowicz. Przedsiębiorca z Osia w Borach Tucholskich czeka na pieniądze od słynnej dziennikarki i przeprosiny w lokalnej gazecie. Sprawę przekazał komornikowi - dowiedział się dziennik.pl

Nie znam adresu pani Elżbiety Jaworowicz. Przekazałem sprawę komornikowi, który udał się do Warszawy, by jej wręczyć klauzulę wykonalności wyroku. Właśnie czekam na wieści od niego - mówi nam Ireneusz Kujawa.

Mężczyzna był bohaterem pokazanego pięć lat temu odcinka "W bankowej spirali długu". W czerwcu 2008 roku, kilka miesięcy przed emisją, dziennikarka niezapowiedziana przyjechała wraz z ekipą do jego domu w centrum Osia w Borach Tucholskich i razem z poprzednimi właścicielami majątku domagała się od Kujawy przedstawienia swojego stanowiska.

Jaworowicz towarzyszył rozjuszony tłum, wyzywający Kujawę od "złodziei". Mężczyzna nie chciał uczestniczyć w telewizyjnym linczu, zażądał opuszczenia swojej posesji, a gdy to nie podziałało, wezwał policję.

Po tych niezapowiedzianych "odwiedzinach" wysłał do TVP pismo zakazujące naruszania jego dobrego imienia. Ale odcinek jednak wyemitowano. Rolę pokrzywdzonych bohaterów odegrali poprzedni właściciele domu Kujawy - państwo Gretkowscy. To między nimi od lat trwa wojna o dom. Przedsiębiorca z Osia kupił go na licytacji komorniczej, razem z byłymi właścicielami. Gretkowscy nie zamierzali się jednak wyprowadzić, twierdząc, że dom jest ich, bo spłacili kredyt na jego budowę. Sąd był innego zdania.

Po latach walki Kujawa eksmitował byłych właścicieli. Ale to nie zakończyło ich sporu. Mimo że zainwestowałem tu duże pieniądze, to chcę sprzedać ten dom, mam dość - mówi dziś Kujawa.

Co ciekawe, dwa lata wcześniej Kujawa sam napisał do autorki "Sprawy dla reportera", by pomogła mu rozwiązać ten problem. Umówiono go nawet na na spotkanie w Warszawie. Przyjechałem z żoną, ale pani Jaworowicz spojrzała na nas i stwierdziła, że to nie jest temat, "A jak przyjdziemy w łachmanach, to pani się zainteresuje?" - zdenerwowany odpowiedziałem. Odkręciła się na pięcie i odeszła - relacjonuje spotkanie Kujawa. Jego historią dwukrotnie zajmowała się też ",Interwencja" Polsatu. Ale mężczyzna nie zgłaszał wobec nich żadnych zastrzeżeń.

Gdy dostał zaproszenie do studia, odmówił. Program byłby zmanipulowany. Okrojono go na potrzeby taniej sensacji. Z pełną świadomością nie przyjąłem zaproszenia na nagranie, bo wiem, że zostałbym ośmieszony, wiem, jak to działa. Poza tym, o czym miałbym tam mówić, nie uważałem siebie za jakąkolwiek stronę - tłumaczy Kujawa.

Skomentował to w programie europoseł Janusz Wojciechowski, częsty gość w "Sprawie dla reportera", który powiedział, że osoba uczciwa nie powinna mieć nic do ukrycia i biegać nerwowo po posesji jak Kujawa.

Przedsiębiorca wytoczył TVP i Elżbiecie Jaworowicz proces. Stwierdził, że po emisji programu stracił klientów (jest właścicielem kilku sklepów) i dobre imię.

Ireneusz Kujawa to nie jedyny bohater słynnego programu TVP, który poczuł się skrzywdzony przez Jaworowicz i jej "Sprawę dla reportera". Kilkanaście takich osób założyło ponad półtora roku temu Stowarzyszenie Stop Nierzetelni. TVP przyznaje, że od 2000 roku przeciwko "Sprawie dla reportera" toczyło się sześć spraw w sądzie. Dwie z nich TVP wygrała, proces z Kujawą jet pierwszym, który przegrała. TVP złożyła kasację od tego wyroku.

Na rozstrzygnięcie czekają kolejne trzy procesy.

Sama dziennikarka od lat unika komentowania sprawy. Ale wygląda na to, że pierwsza dama reportażu nie musi się bronić osobiście. Robią to za nią telewizja, jej byli i obecni szefowie, współpracownicy i eksperci z programu. Jaworowicz dla wielu tych ludzi jest ostatnią deską ratunku. Udział w programie jest dla nich sposobem na odreagowanie swojego nieszczęścia. Poza tym "Sprawa dla reportera" pokazuje nie tylko "niemoc", ale stara się znaleźć wyjście z sytuacji. I w tym tkwi siła programu - broniła programu we "Wprost" Maria Wentlandt-Walkiewicz, adwokat, która często gości w studiu Jaworowicz.

W każdym programie "Sprawa dla reportera" prezentowane są trzy reportaże. To oznacza, że Pani Jaworowicz rocznie podejmuje interwencję w około 140 spraw. Kilka procesów, które zostały wytoczone TVP od 2000 roku, nie jest zatrważającą liczbą - mówi Joanna Stępień-Rogalińska, rzeczniczka telewizji.

Dodaje też, że "Sprawa dla reportera" jest dla wielu Polaków przysłowiową ostatnią deską ratunku. Jak ważną instytucją stał się program, niech świadczą nieodosobnione przypadki, kiedy wystarczy telefon o przyjeździe ekipy i Pani Jaworowicz, a niemożliwy do rozwiązania od długiego czasu problem zostaje załatwiony. Biorąc pod uwagę skuteczność działań podejmowanych przez program "Sprawa dla reportera", TVP zdecydowała się uruchomić dodatkowy program "Tak było, tak jest”, w którym red. Jaworowicz prezentuje efekty swoich skutecznych działań - dodaje rzeczniczka TVP.

Jaworowicz doczekała się wielu nagród, słusznie nosi przydomek pierwszej damy reportażu i człowieka instytucji. Przetrwała w TVP 26 prezesów telewizji, dostała 2 wiktory, 3 telekamery. Od niedawna ma też drugi program w TVP. I wciąż niezmiennie przyciąga przed telewizor miliony widzów...