Niemieckie kraje związkowe wystąpią do Trybunału Konstytucyjnego o delegalizację skrajnie prawicowej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD). Decyzję w tej sprawie podjął w piątek Bundesrat, druga izba niemieckiego parlamentu, skupiająca rządy landów.

Za złożeniem wniosku o zakaz działalności NPD opowiedziało się 15 landów. Tylko rząd Hesji wstrzymał się od głosu. Minister sprawiedliwości tego landu Joerg-Uwe Hahn tłumaczył tę postawę znacznym ryzykiem politycznym i prawnym, jakie wiąże się ze wszczęciem postępowania przeciwko skrajnie prawicowej partii. Jak ocenił, postępowanie przed Trybunałem bardzo dowartościuje NPD, ale nie rozwiąże problemu prawicowego ekstremizmu w Niemczech.

Inicjatywa Bundesratu jest drugą próbą zakazania działalności skrajnie prawicowej NPD. Pierwsze podejście zakończyło się niepowodzeniem, gdy w 2003 roku Trybunał Konstytucyjny oddalił wniosek o delegalizację. Sędziowie uzasadnili wówczas negatywną decyzję obecnością w strukturach NPD, w tym także w kierownictwie partii, agentów niemieckich służb specjalnych, co miało - zdaniem Trybunału - uniemożliwić uzyskanie pewności, czy materiał obciążający pochodzi od autentycznych członków partii czy też od współpracowników sił bezpieczeństwa.

Tym razem rządy niemieckich landów zapewniają, że obejmujący ponad 1000 stron materiał dowodowy przeciw skrajnie prawicowej partii oparty jest tylko na publicznie dostępnych źródłach i jest wystarczająco przekonujący, by być podstawą do delegalizacji NPD jako partii antykonstytucyjnej i dążącej do obalenia demokratycznego porządku.

Bundesrat jest jednym z trzech organów konstytucyjnych - obok rządu federalnego i Bundestagu - który może wystąpić o zakazanie działalności partii politycznej. Niemiecki rząd dopiero w przyszłym roku zdecyduje, czy przyłączy się do wniosku o delegalizację NPD. Kanclerz Angela Merkel wskazała w zeszłym tygodniu, że procedura ta nie jest pozbawiona ryzyka.

Także w Bundestagu zdania są podzielone. Część niemieckich polityków obawia się kolejnego niepowodzenia przed Trybunałem, które zapewne wzmocniłoby skrajnie prawicową partię. Z kolei niektórzy twierdzą, że NPD mogłaby wykorzystać postępowanie w celach propagandowych, a w razie delegalizacji zeszłaby do podziemia i stałaby się jeszcze bardziej radykalna.

Przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert ostrzegł, że ewentualny zakaz NPD mógłby zostać uchylony przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. W opublikowanym niedawno wywiadzie dla dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Lammert tłumaczył, że polityczne wpływy NPD są bardzo małe, dlatego przed Trybunałem w Strasburgu trudno byłoby wytłumaczyć w przekonujący sposób, że partia ta stanowi poważne zagrożenie dla demokracji.

Sama NPD nie widzi szans na powodzenie kolejnej próby zakazania jej działalności. Niedawno zresztą uprzedziła władze i z własnej inicjatywy skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o stwierdzenie, że działa zgodnie z konstytucją.

Według niemieckiego kontrwywiadu NPD jest ugrupowaniem rasistowskim, antysemickim i rewizjonistycznym. Nie kryje wrogości wobec cudzoziemców i gloryfikuje III Rzeszę. Ugrupowanie zyskało spore poparcie w uboższych wschodnich landach Niemiec, w tym w regionach graniczących z Polską. Partia ta ma posłów w parlamentach regionalnych Saksonii i Meklemburgii-Pomorza Przedniego i otrzymuje dofinansowanie z państwowej kasy. W wyborach do Bundestagu w 2009 roku zdobyła ok. 1,5 proc. głosów.

Impulsem do nowej dyskusji o zakazie NPD było wykrycie rok temu neonazistowskiej grupy terrorystycznej o nazwie Narodowosocjalistyczne Podziemie (NSU), odpowiedzialnej za zamordowanie dziewięciu drobnych przedsiębiorców pochodzenia tureckiego i greckiego oraz niemieckiej policjantki, a także za zamachy bombowe i napady na banki. Złożona z trojga neonazistów grupa mogła działać ponad dziesięć lat dzięki siatce wspólników, której członkowie mieli powiązania z NPD.