Władze Kalifornii wprowadziły najostrzejsze w USA regulacje dotyczące net neutrality, czyli neutralności w sieci. Rząd federalny ogłosił, że pozwie stan za naruszenie biznesowej wolności.
Reguła neutralności sieci oznacza, że ISP (Internet Service Providers – dostawcy usług internetowych) nie wolno świadomie wpływać na dostępność stron i usług internetowych dla użytkowników. Wedle tej zasady zakazane jest blokowanie witryn oraz jakiekolwiek formy spowalniania i przyspieszania łącza podczas prób wchodzenia na te czy inne strony internetowe. Jednym słowem, urzędowe uniemożliwienie dostawcom dopuszczania się wszelakich praktyk w zarządzaniu ruchem w sieci ma zapewniać użytkownikom równy dostęp do wszystkich zasobów sieci.
Zdominowana przez Partię Demokratyczną dwuizbowa legislatura Kalifornii przegłosowała na początku października ustawę ściśle regulującą zachowanie neutralności w sieci. Od razu podpisał ją gubernator Jerry Brown, także demokrata. I już następnego dnia pojawiły się dwa pozwy: publiczny i prywatny. Prokurator generalny USA Jeff Sessions (konserwatywny republikanin z Alabamy) oświadczył, że kalifornijskie prawo jest niezgodne z konstytucją. – Według ustawy zasadniczej to nie stany, a rząd federalny reguluje zasady międzystanowego handlu. Nie po raz pierwszy Kalifornia wchodzi na drogę bezprawia i otwartego konfliktu z Waszyngtonem. Ministerstwo sprawiedliwości nie powinno marnować czasu i cennych zasobów na walkę z tym ostentacyjnym buntem, ale skoro już do niego doszło, to nie mam innego wyjścia niż droga sądowa – oświadczył. W sukurs przyszła mu grupa różnych dostawców usług internetowych. I także złożyła pozew.
Zarówno Sessions, jak i przedstawiciele biznesu powołują się na 1. poprawkę do konstytucji, gwarantującą wolność wypowiedzi. Co ciekawe, prawne uzasadnienie legalnej aborcji w USA też wywodzi się od przepisów tej poprawki. Przerywanie ciąży jest możliwe, bo zdaniem Sądu Najwyższego decyzja o tym jest formą wypowiedzi, do której prawo ma każdy obywatel. Przy okazji kwestii net neutrality sprawa znajdzie najpewniej swój finał także przed Sądem Najwyższym. Ojcowie założyciele, autoryzując 230 lat temu ustawę zasadniczą, nie przewidzieli, że Ameryka w 2018 r. może mieć problem z wolnością w internecie. Interpretacji enigmatycznych i anachronicznych przepisów konstytucji dokonają sędziowie. I to oni zdecydują o losach zasady neutralności w sieci.
Rząd Donalda Trumpa od dnia zaprzysiężenia walczył ze wspomnianą zasadą. W grudniu zeszłego roku szef Federal Communications Commission, czyli Federalnej Komisji Łączności Ajit Pai, ogłosił, że odtąd władze będą bronić interesów ISP. I opublikował oficjalny 200-stronicowy dokument pt. „Restoring Internet Freedom” – o przywróceniu wolności w sieci. – Naszym celem jest, by dostawcy mobilnego i domowego internetu nie musieli ograniczać się regułami neutralności sieci, a przynajmniej większością z nich. Chciałbym, by usługodawcy mieli prawo zarządzać ruchem w zakresie własnych pakietów, o ile tylko wyraźnie poinformują o wszelkich ograniczeniach oraz oczywiście korzyściach płynących dla ich klientów. Po co to wszystko? Aby konsumenci mogli wykupić najlepszy dla siebie plan. Sytuację na rynku będzie oczywiście mogła monitorować Federalna Komisja Handlu (FTC) – powiedział wówczas szef FCC.
Restoring Internet Freedom jest na razie w zawieszeniu, bo w Senacie nie ma politycznej woli do jego uchwalenia. Oprócz całego klubu Partii Demokratycznej (49 senatorów) sprzeciwia się mu co najmniej troje republikanów. Lewica nazywa dokument tak naprawdę niszczeniem wolności internetu i ostrzega, że lansowane przez ekipę Trumpa przepisy dają dostawcom zielone światło do stosowania praktyk antykonkurencyjnych i antykonsumenckich i są niepotrzebnym prezentem dla największych firm telekomunikacyjnych w kraju. Twierdzi też, że ucierpi na tym innowacyjność. A przykład Kalifornii daje jej nadzieję na to, że drogą oddolnych buntów uda się zablokować pomysły rządu Trumpa.
Republikanie są z kolei zdania, że jeżeli wszystko pójdzie po myśli autorów przygotowanego przez FCC dokumentu, podstawowe pakiety internetowe znacznie stanieją, a użytkownicy będą mogli kupować dodatkowe pakiety, np. na serwisy typu VOD oraz komunikatory internetowe z własnymi preferencjami. Ich zdaniem to sytuacja, w której każdy wygrywa. Decyzje władz Kalifornii są dla nich zamachem na wolny wybór konsumentów.