Zakończony właśnie 19. szczyt rosyjsko-indyjski w Delhi, w którym brali udział przywódcy obydwu krajów, był z punktu widzenia Moskwy jednym z najważniejszych wydarzeń tego roku. Decyduje o tym przede wszystkim strategiczna waga relacji oraz to, w jaki sposób Rosja postrzega potencjalne zagrożenia dla swojej przyszłości.
Rezultaty rozmów i spotkań, zarówno w planie politycznym, jak i do pewnego stopnia gospodarczym, są z rosyjskiego punktu widzenia korzystne. Wydano wiele wspólnych oświadczeń – o tym, że Rosja popiera starania Delhi o członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, zapowiadające współpracę obydwu państw w stabilizacji Afganistanu, a przy tym wzywające społeczność międzynarodową do powstrzymania się od interwencji i skoncentrowania wysiłków na odbudowie gospodarki kraju. I wreszcie podpisano deklarację wzywającą do utrzymania porozumienia z Iranem. Co nie budzi zdziwienia, bo Indie są jednym z największych importerów tamtejszej ropy naftowej, a Rosja jest zainteresowana zwalczaniem amerykańskich sankcji, gdzie tylko może, oraz powstaniem alternatywnego – wobec opartego na dolarze – systemu rozliczeń w handlu międzynarodowym.
Wymowa polityczna podpisanych deklaracji jest dość wyraźnie sprzeczna z linią polityczną Waszyngtonu i tak też będzie najprawdopodobniej odbierana. Tym bardziej że wspólnemu stanowisku politycznemu towarzyszyły umowy na zakupienie przez Indie rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej (pięciu pułków S-400 o wartości 6,2 mld dol.), czterech fregat Kriwak (od 2 do 3 mld dol.), helikopterów Ka 226 (1 mld dol.), licencji na produkcję karabinków szturmowych AK-103. Trwają rozmowy w sprawie dostaw łodzi podwodnych i indyjskich projektów modernizacji sił lądowych, polegających na zastąpieniu starzejących się czołgów T-72 nowymi rosyjskimi konstrukcjami.
W trakcie rozmów osiągnięto też porozumienie w sprawie zbudowania przez Rosjan kolejnych bloków w indyjskich elektrowniach atomowych oraz współpracy na tym polu także w innych krajach. Indie, będące największym na świecie producentem leków – generyków, uzyskają łatwiejszy dostęp na chłonny rosyjski rynek, a w ramach wzajemności Delhi najprawdopodobniej obniży cła na rosyjskie nawozy. Dyskutowano też o perspektywach budowy, wspólnie z Iranem, systemów komunikacyjnych północ–południe.
Wyniki wizyty Putina w Delhi będą przedstawiane przez rosyjską propagandę jako sukces. Z pewnością nie była ona porażką, ale czy można mówić o rozwianiu wszystkich rosyjskich obaw i unieważnieniu czarnych scenariuszy? A tych ostatnich jest przynajmniej kilka. Jeśli idzie o współpracę sektorów zbrojeniowych, to Rosjanie obawiali się, że Indie ugną się pod presją Waszyngtonu i w obliczu sankcji odstąpią lub znacznie opóźnią, jak to przed kilku dniami zrobiła Indonezja, realizację kontraktów. Powody ku takim obawom były. Jak informowały rosyjskie media, od kwietnia, czyli od momentu, kiedy Waszyngton zapowiedział sankcje, indyjskie banki wstrzymały wszystkie płatności za zakupioną w Rosji broń. Równie niepokojącą nowiną było wycofanie się Delhi ze wspólnego rosyjsko-indyjskiego projektu budowy myśliwca Su-35. Pozostaje tylko pytanie, czy Indie, które nadal według różnych szacunków mają na swym wyposażeniu od 60 do 70 proc. uzbrojenia rosyjskiej proweniencji, mogą sobie pozwolić na radykalną zmianę kierunku dostaw. Tym bardziej że po wrześniowej wizycie amerykańskich ministrów obrony i spraw zagranicznych i rozmowach w formacie 2 + 2 perspektywa zastosowania amerykańskich sankcji wobec Indii w ramach ustawy CAATSA stawała się coraz mniej prawdopodobna.
Amerykanie, podobnie jak Rosja, wiedzą, że strategiczna sytuacja na kontynencie azjatyckim zależy od postawy Delhi, i nie mają zamiaru prowadzić polityki nieostrożnej czy agresywnej, a za taką mogłoby uchodzić ich działanie, jeśli zdecydowaliby się wywierać zbyt duże naciski. Waszyngton będzie prowadził w najbliższym czasie wobec Delhi politykę przyciągania, zachęcania do współpracy przede wszystkim na polu gospodarczym. W kwestii dostaw broni linia Amerykanów będzie raczej akcentowała konieczność zrównoważenia dominacji systemów rosyjskiej konstrukcji zakupami w Stanach Zjednoczonych.
Po niedawnym przemówieniu wiceprezydenta Pence’a w Hudson Institute trudno myśleć, że spory między Waszyngtonem a Pekinem uda się łatwo załagodzić. Zanosi się na długotrwałą rywalizację i realizowanie przez Stany Zjednoczone polityki powstrzymywania Chin. A to oznacza wzrost geopolitycznego znaczenia Indii.
Z punktu widzenia Rosji taka zmiana w amerykańskiej polityce, o ile jest trwała, może być scenariuszem najgorszym z możliwych, bo prowadzi do stworzenia sytuacji, którą oni nazywają „europeizacją Azji”. Na czym ona polega? Z grubsza biorąc, na powstaniu dwóch rywalizujących bloków, trochę na podobieństwo czasów zimnej wojny. Jednego skupionego wokół Chin, których międzynarodowa rola i siła w nadchodzących dziesięcioleciach będzie rosła, i drugiego konstruowanego właśnie przez Amerykanów, aby położyć tamę chińskiej ekspansji. Ten budowany przez Amerykanów system, nazywany też QUAD, opierałby się na współpracy Japonii, Korei Pd., Australii i Indii oraz wielu mniejszych państw z Azji Południowo-Wschodniej zaniepokojonych wzrostem potęgi Chin, takich jak chociażby Malezja, która niedawno poinformowała o wystąpieniu z inicjatywy Pasa i Szlaku. Pytanie, gdzie w takiej konstrukcji może znajdować się Rosja, gospodarczo i demograficznie znacznie ustępująca rosnącym azjatyckim graczom, a na dodatek silnie skonfliktowana z Zachodem? Zdaniem rosyjskich specjalistów, jeżeli ziści się scenariusz blokowego podziału Azji, to w dłuższej perspektywie, liczonej na dziesięciolecia, z powodu różnicy potencjałów Rosja może być jedynie młodszym bratem Chin. A tego bardzo nie chce, również z tego powodu, że Chińczycy ich zdaniem reaktywują stary, pochodzący jeszcze z czasów cesarstwa model relacji międzynarodowych, w których brakuje miejsca na partnerstwo. Jest za to układ: centrum świata (Pekin) i płacący mu trybut satelici.