Reforma migracyjna wywołała kryzys rządowy i krytykę prezydenta.

Niemal w przededniu przyjęcia przez państwa Unii Europejskiej ostatnich elementów paktu o migracji i azylu, który reguluje nową politykę migracyjną, obóz Emmanuela Macrona przeforsował restrykcyjne przepisy, które nie spodobały się liberalnej części rządu. Prezydent Francji jest oskarżany o przejmowanie retoryki i pomysłów skrajnej prawicy, w tym Zjednoczenia Narodowego (RN) Marine Le Pen. Na razie Pałac Elizejski nie wycofuje się z przepisów, choć skierował je do Rady Konstytucyjnej, gdyż pojawiły się wątpliwości dotyczące ich zgodności z ustawą zasadniczą.

Największe kontrowersje wzbudziło uzależnienie świadczeń społecznych dla obcokrajowców od przebywania w kraju co najmniej przez pięć lat lub 30 miesięcy w przypadku osób posiadających stałe zatrudnienie. Pomysł ten od lat znajdował się na agendzie Marine Le Pen, a wcześniej jej ojca Jeana-Marie. Ponadto ustawa zawiera zapisy zobowiązujące rząd do znacznego ograniczenia liczby przyjmowanych migrantów i kończy możliwość przyznawania automatycznie obywatelstwa osobom urodzonym we Francji. W przypadku wydawania zezwoleń na pobyt dla całych rodzin będą wymagane zaświadczenia o dochodach i ubezpieczenie medyczne. Duża część przepisów została przyjęta w następstwie presji konserwatywnego skrzydła koalicji rządzącej, partii Republikanie.

Obóz władzy szykuje się już do wyścigu o miejsca w Parlamencie Europejskim

Treść ustawy wywołała oburzenie centrowej części koalicji. Tuż przed głosowaniami Macron miał zobowiązać swoją partię do poparcia ustawy. Dyscyplina miała pozwolić na przyjęcie przepisów wyłącznie głosami koalicji, bez potrzeby posiłkowania się głosami skrajnej prawicy. Ostatecznie prawie jedna czwarta 251-osobowej koalicji zagłosowała przeciw. Ustawa nie przeszłaby bez 88 posłów Le Pen. W reakcji do dymisji podał się minister zdrowia Aurélien Rousseau, który stwierdził, że nie umie wyjaśnić, w jaki sposób tak radykalna ustawa została przygotowana i przeforsowana przez rząd. Jego następczyni Agnès Firmin-Le Bodo jest oskarżana o przyjęcie ponad 20 tys. euro łapówek w czasach, gdy w latach 2015–2020 prowadziła praktykę farmaceutyczną w Normandii. Jakby tego było mało, szefowa rządu Élisabeth Borne powiedziała, że część przepisów ustawy migracyjnej jest niezgodna z konstytucją. W efekcie Macrona krytykuje coraz więcej przedstawicieli jego własnego ugrupowania i lewicowej opozycji.

Lider tej drugiej, Jean-Luc Mélenchon, określił przyjęcie ustawy jako „obrzydliwe zwycięstwo” Macrona i podkreślił, że bez wsparcia RN obóz rządzący nie byłby w stanie jej uchwalić. O ile głosy lewicy Pałac Elizejski zignorował, o tyle musi zmierzyć się z potencjalnym buntem centrowej części koalicji. Na razie rzecznik rządu Olivier Véran zapewnia, że w samej partii Macrona do buntu nie doszło. Wiele jednak będzie zależało od wyroku sędziów konstytucyjnych. Macron już po przyjęciu ustawy i skierowaniu jej do Rady Konstytucyjnej zapewniał, że mimo sprzeciwu części własnych posłów nie stracił większości. Jako dowód wskazał fakt, że tylko jeden minister zdecydował się opuścić rząd. Liberalny prezydent nie ukrywa jednak, że regulacje migracyjne mają wytrącić oręż z rąk skrajnej prawicy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Partia Macrona była dotychczas najliczniejszą liberalną frakcją w Strasburgu i miała współtworzyć w nim trzecią siłę obok socjalistów i chadeków. – Jeśli chcesz powstrzymać dojście do władzy RN, musisz stawić czoła problemom, które je wzmacniają. A RN pomaga wrażenie, że nasze odpowiedzi w sprawie migracji nie są skuteczne – stwierdził Macron. ©℗