Ankara, Berlin, Bruksela, Cannes, Nowy Jork, Praga, Warszawa, Waszyngton – w każdym z tych miast rosyjskie misje dyplomatyczne oraz Rossotrudniczestwo – federalna agencja podległa rosyjskiemu MSZ – zorganizowały pokazy filmu „Sobibór”, który ma realizować zadania polityki historycznej Kremla.



Dzieło w reżyserii Konstantina Chabieńskiego przedstawia historię udanego powstania w obozie zagłady pod dowództwem oficera Armii Czerwonej pochodzenia żydowskiego Aleksandra Peczerskiego. Za produkcję odpowiada co prawda prywatna rosyjska firma Cinema Production, ale pomysłodawcą filmu jest Władimir Miedinski, rosyjski minister kultury i jednocześnie przewodniczący Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego. Otrzymała ona oczywiście wsparcie finansowe z podległego mu resortu, a pierwszą prezentację w Moskwie jesienią 2017 r. zaszczycił swą obecnością Siergiej Naryszkin, kierujący Rosyjskim Towarzystwem Historycznym, a przy okazji zawiadujący Służbą Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej.
Naryszkin oraz Miedinski wygłosili przy tej okazji krótkie manifesty polityczne. Minister kultury stwierdził, że dotychczas „niezręcznie było mówić” o powstaniu w Sobiborze, bo obóz nadzorowali „żołnierze ukraińskich nacjonalistycznych pododdziałów”, a „dużą część uciekinierów złapali polscy chłopi i wydali Niemcom”. Wtórował mu Naryszkin, który wyraził rozczarowanie z powodu decyzji polskich władz o demontażu pomników wdzięczności sowieckim żołnierzom oraz rzekomym niedopuszczeniu rosyjskich przedstawicieli do międzynarodowego komitetu powołanego przez Polskę, Izrael, Holandię oraz Słowację w celu budowy nowego muzeum – miejsca pamięci w Sobiborze.
Owszem, wśród strażników obozowych znajdowali się Ukraińcy, lecz byli też Rosjanie oraz przedstawiciele innych narodów Związku Sowieckiego, którzy po trafieniu do niewoli zdecydowali się przejść na służbę niemiecką. Koncentracja na „ukraińskich nacjonalistycznych pododdziałach” służy po prostu doraźnym celom polityki zagranicznej, wpisując się w rosyjską propagandę po aneksji Krymu, w której Ukraińcy prezentowani są jako ideowi spadkobiercy zbrodniarzy kolaborujących z III Rzeszą.
Większość uciekinierów zabili bądź schwytali Niemcy i strażnicy zaraz po zrywie. Niektórzy zostali wydani bądź zginęli z rąk miejscowej polskiej i ukraińskiej ludności (szacunki wahają się od 22 do 56 osób). Ale też części zbiegów pomogli pobliscy mieszkańcy. Wśród tych, którzy zostali odznaczeni medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, znajdziemy nazwiska Marcyniuków, Mazurków oraz Psujków.
W tym kontekście polityczna decyzja o wyborze Warszawy jako miejsca światowej premiery „Sobiboru” nie powinna budzić zdziwienia. W zamyśle rosyjskich polityków film miał być polityczną ilustracją do tez o niegodnej postawie władz polskich niszczących miejsca upamiętnienia czerwonoarmistów – takich właśnie jak Aleksander Peczerski – oraz wywierać presję w sprawie przyjęcia Rosji do komitetu Muzeum w Sobiborze, choć decyzja o kontynuacji prac w niezmienionym kształcie była podjęta wspólnie przez delegatów państw – uczestników projektu.
Rozgrywka polityczna wokół „Sobiboru” nie dotyczy jednak wyłącznie Polski czy Ukrainy. W styczniu zorganizowano w Moskwie specjalny pokaz dla odbywającego właśnie wizytę premiera Benjamina Netanjahu i prezydenta Władimira Putina. Izrael jest postrzegany jako potencjalny sojusznik w kultywowaniu wyzwolicielskiego mitu o Armii Czerwonej i Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Próby podważenia tych twierdzeń są traktowane jako przejaw „rusofobii” – zjawiska według Kremla nieróżniącego się znacząco od antysemityzmu. Jednocześnie politycy rosyjscy przy takich okazjach przywdziewają szaty strażników pamięci o Zagładzie.
Problem w tym, że oficjalna pamięć o Holokauście w Rosji ma więcej wspólnego z sowiecką kulturą (nie)pamięci niż europejskimi upamiętnieniami. W 2012 r. karierę w rosyjskim internecie zrobiło nagranie z programu rozrywkowego „Biezumno krasiwyje” (Obłędnie piękne). Jedna z uczestniczek zapytana, co to takiego Holokaust, odparła, że „klej do tapet”. Ten przykład skrajnej ignorancji wywołał ożywioną debatę i stanowił sygnał, że Rosja zmaga się z problemem upamiętnienia ofiar Zagłady, która jest prezentowana jako wydarzenie rozgrywające się gdzieś poza obszarem dzisiejszej Rosji. Żydowskie ofiary masowych egzekucji na terytorium byłego Związku Sowieckiego funkcjonują w powszechnej świadomości jako „pokojowo nastawieni obywatele”, czego najlepszym przykładem jest tablica upamiętniająca w Bałce Żmijewskiej – wąwozie położonym niedaleko Rostowa nad Donem – w którym Niemcy rozstrzelali niemal 30 tys. osób.
Jeśli traktować wypowiedzi Miedinskiego i Naryszkina jako polityczne wskazówki dotyczące scenariusza „Sobiboru”, to ich wykonanie wypadło blado. Recenzję dzieła Chabieńskiego można zamknąć jednym zdaniem: jest to film o udanej ucieczce z obozu zagłady, którą dowodził Aleksander Peczerski. Nieobecność drugiego przywódcy powstania, Leona Feldhendlera – Żyda polskiego pochodzenia – jest w zasadzie jedyną, lecz rzecz jasna zamierzoną kontrowersją.
Cała chwała za zniszczenie przemysłu Zagłady ma należeć się – zgodnie z oficjalną rosyjską polityką historyczną – jedynie Armii Czerwonej. Temat Holokaustu jest tylko pretekstem do przekazywania dobrze znanych treści o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Najlepszym papierkiem lakmusowym intencji rosyjskich polityków w kwestii upamiętnienia Zagłady niech będzie to, że Rosja nie jest członkiem działającego od 2000 r. Międzynarodowego Sojuszu na rzecz Pamięci o Holokauście (IHRA).
Rządzący na Kremlu nie są jeszcze gotowi na to, by ponad ćwierć wieku od upadku Związku Sowieckiego przezwyciężyć dziedzictwo poprzedniego systemu i zacząć budować wspólną z Europą pamięć o Zagładzie.