Polska musi odeprzeć „roszczenia bezspadkowe”. Ma też prawo do własnej polityki historycznej

Łagodząca, warszawska mowa Rolanda Laudera, przewodniczącego Światowego Kongresu Żydów, z okazji 75. rocznicy powstania w warszawskim getcie, mogła wzbudzić nadzieje na unormowanie relacji polsko-żydowskich. Można by odnieść wrażenie, że wystarczy doczekać mitycznego już wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zmodyfikuje niepokojącą Izrael i Żydów na świecie ustawę o IPN, a zapomnimy o burzy z początku roku.
Ale tak nie jest. Amerykańska Izba Reprezentantów przyjęła ustawę 447 wspierającą roszczenia społeczności żydowskiej do majątków, nawet gdy nie pozostali spadkobiercy. Czy to symboliczny gest? Pole do negocjacji, choćby do wynegocjowania ustawy reprywatyzacyjnej, gdzie swoje prawa uzyskają „nieobywatele”, ale konkretni, znani z imienia i nazwiska? Czy USA gotowe są użyć swojej maszynerii do wymuszania na Polsce czegoś, co jest sprzeczne ze sprawiedliwością i zdrowym rozsądkiem? I czy nie mieli racji ci, którzy twarde stanowisko kół żydowskich w sprawach historycznych wiązali także i z tym tematem? W każdym razie ta amerykańska ustawa powstaje nie dlatego, że polski rząd zdecydował się na ściganie kogoś za historyczny pogląd. Kiedy wybuchł ten spór, procedury w Kongresie USA już się toczyły.
Także premiera książki „Dalej jest noc”, kompleksowego opracowania pokazującego udział przedstawicieli polskiego społeczeństwa w łapaniu, a czasem eksterminacji Żydów (na razie w dziewięciu powiatach Generalnej Guberni) to nie jest odpowiedź na wojnę wokół ustawy o IPN. Projekt badawczy powstawał od lat, notabene finansowany przez polskie państwo.
Raczej odwrotnie, to pochopne wypowiedzi jednego z naukowców firmujących publikację, Jana Grabowskiego, o 200 tys. Żydów zabitych „z winy Polaków” sprzyjały tak emocjonalnej reakcji w Izraelu na nowe polskie prawo. No bo skoro Polacy mają coś tak strasznego na sumieniu, pewnie próbują to ukryć. Ta książka jest problemem mniej z powodu szczegółowych, potrzebnych badań, a bardziej ogólnych deklaracji autorów na temat „współudziału Polaków w Holokauście”.
Prawdopodobne więc, że zderzenie było nieuniknione. Jeden z naukowców zaangażowanych w dialog polsko-izraelski tłumaczył mi jego gwałtowność dorośnięciem po stronie żydowskiej nowego pokolenia, które czasy wojny zna tylko ze wspomnień dziadków. Oczywiście po stronie polskiej też pojawiają się politycy, publicyści, ba historycy, gotowi używać słów, argumentów, jakich wystrzegano się od zawsze, bo uchodziły za antysemickie. Tyle że w Polsce to wciąż bardziej reakcja niż ofensywa.
Oczywiście w obliczu nowych zagrożeń prawicowy rząd mógł przyjąć rozmaite strategie. Ta z ruchem wyprzedzającym w postaci ustawy o IPN, na co zdecydowano się z błahych powodów (reakcja na materiał TVN o polskich nazistach), okazała się kiepsko przygotowana. Gdyby jeszcze polski rząd umiał być konsekwentny... Ale straty przynosiła zarówno szarża, jak i częściowa rejterada. Szarża psuła relacje z Ameryką, podsycała antysemickie odruchy w Polsce i alienowała część wyborców umiarkowanych. Cofanie się zniechęca tych wszystkich, którzy gotowi byli się bić „o godność Polski”, za to zachęca świat żydowski do nowych nacisków.
Te uwagi odnoszę do konkretnego projektu i momentu. Bo co do całokształtu relacji z Izraelem i Żydami Polska jest skazana na balansowanie między stanowiskiem twardym w jednych sprawach, a pojednawczym w innych.
Polacy muszą odeprzeć „roszczenia bezspadkowe” (choć nie wiem, czy rząd powinien się aż tak bać symbolicznej reprywatyzacji adresowanej także do „nieobywateli”). Polska ma też pełne prawo do własnej polityki historycznej odpierającej gołosłowny zarzut o „udział Polaków w Holokauście”.
A le rzecz nie tylko we wciąż amatorskiej propagandzie. Możliwe, że przeoczono czas, kiedy odpowiedzią na aktywność Centrum Badania nad Zagładą Żydów powinny być uczciwe i nienastawione na wyciszanie złych zjawisk, ale poprzedzone pozbawionym generalizacji wstępem, badania prowadzone na szerszą skalę w IPN. Można też szukać sojuszu z umiarkowanymi uczonymi, nie tylko z prawej strony. Ktoś, kto wsłuchał się w uczciwą, unikającą skrajności narrację prof. Władysława Teofila Bartoszewskiego na temat powstania w getcie, wie, o co chodzi. Tyle że trzeba by przełamać obustronne uprzedzenia polityczne i środowiskowe. Kluczem do wzajemnej empatii, o którą apeluje Bartoszewski, są telewizyjne i radiowe programy (typu widowiska TVP „Okno na tamtą stronę” Artura Hofmana), a także wsparcie dla kulturowego dziedzictwa Żydów, stosunkowo hojne ze strony PiS. Ono jednak denerwuje część prawicowych wyborców, zwłaszcza gdy presja na Polskę w innych sferach nie ustaje.
Czasem nie chodzi tylko o zadowolenie strony żydowskiej, a o przyzwoitość. Jeśli w polskim prawie są kary za sianie narodowej nienawiści, to prawo powinno działać, choćby wobec drastycznych przypadków. Ale jeśli prokuratura robi wszystko, aby uwolnić człowieka, który spalił kukłę Żyda na wrocławskim rynku, widać, że część obozu rządowego (minister Ziobro) próbuje kokietować radykałów. Stanowczych działań w walce z antysemityzmem domagał się za to prezydent Duda. Teoretyczne deklaracje na ten temat nieobce są Jarosławowi Kaczyńskiemu. Oczywiście i w tym przypadku presja Izraela i kół żydowskich na Polskę nie sprzyja tej twardości.
Są i takie sfery, w których Polacy będą skazani na dezorientację. Wiceszef IPN Krzysztof Szwagrzyk wezwał do wznowienia ekshumacji w Jedwabnem. Ale to kręgi żydowskie, skądinąd żądające wszechstronnych i uczciwych badań, zablokowały ją kiedyś z powodów religijnych. Co tu jest działaniem na rzecz pojednania? Nieraz będziemy w kropce.