Jakub Gajda: Umowa nuklearna miała znieść sankcje, ale tak naprawdę nie zostały one do końca zniesione.
Jakub Gajda – iranista, ekspert think tanku Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Pierwotną przyczyną obecnych protestów nie jest polityka, lecz wysokie ceny. Czy to znaczy, że umowa nuklearna nie przyniosła Iranowi takich efektów gospodarczych, jak się spodziewano?
– Nie przyniosła takich efektów, jak zakładał rząd i jak obiecywano ludziom. Po części jest to związane z tym, że umowa nuklearna nie pociągnęła za sobą wielu spraw technicznych. Na przykład zagraniczne banki powymieniały się z irańskimi kodami SWIFT, ale przelewy pieniężne między Iranem a zagranicą nadal stanowią ogromny problem. Umowa miała znieść sankcje, ale tak naprawdę nie zostały one do końca zniesione, to długi proces. Gospodarka rośnie, wymiana handlowa idzie do przodu, ale przez wspomniane trudności poprawa poziomu życia przeciętnego Irańczyka nie jest tak odczuwalna, jak się spodziewano. Rosną za to ceny, a bezrobocie jest na wysokim poziomie.
Po podpisaniu umowy było mnóstwo opinii, że rozpoczyna się wielki boom inwestycyjny. Co z tymi inwestycjami?
– Częściowo zostały zrealizowane. Ale nie jest to ta skala, której oczekiwano. Iran jest rynkiem ogromnym i ogromnie niedoinwestowanym. Niestety istnieje wiele formalnych przeszkód dla potencjalnych inwestorów. Stosunkowo najłatwiej jest w tych sektorach, które znajdują się w rękach państwa irańskiego, ale problem mają mniejsze – prywatne spółki, bo np. udzielanie im gwarancji inwestycyjnych dopiero raczkuje.
Jak mocno te niespełnione oczekiwania osłabiły pozycję prezydenta Hasana Rouhaniego?
– Bardzo mocno. Także dlatego, że oczekiwania celowo były podbijane przez jego politycznych przeciwników. Gdy stało się jasne, że nie będzie tak dobrze, jak się zapowiadało, przeciwnicy Rouhaniego podchwycili to i przekonywali opinię publiczną, że Rouhani dużo obiecuje, a niewiele jest w stanie zrobić, a umowa nuklearna nie jest żadnym sukcesem Iranu. Mimo to Rouhani zdołał wygrać po raz drugi wybory, ale on i jego frakcja mocno straciły, również wskutek nadmiernie rozbudzonych nadziei.
Na ile istotne są kwestie polityczno-ustrojowe w obecnych protestach?
– Zaczątkiem protestów była sytuacja materialna klas biedniejszych, bo to one najmniej odczuwają, że nastąpiła jakakolwiek poprawa. Ale w pewnym momencie zostały one podchwycone i podsycone zarówno przez siły wewnętrzne, przeciwne Rouhaniemu, jak i przez siły zagraniczne, które mają interes w tym, by Iran się nie rozwijał lub wręcz w tym, by zmienił się w nim ustrój. Jeżeli możemy założyć, że na początku protesty były oddolne i związane z potrzebami materialnymi Irańczyków, teraz jest to sprawa bardzo polityczna, a zaangażowane są tu siły, które mają inne motywacje niż poprawa bytu materialnego.
Protesty poparł Donald Trump. Ale czy ma on świadomość, że nie były one przeciw ustrojowi, lecz materialne?
– Nie tylko Trump, bo także premier Izraela Benjamin Netanjahu wsparł protestujących. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Izrael chciałyby całkowicie zmienić irański reżim, bo jest w całości antyamerykański i antyizraelski. Ale deklaracje poparcia ze strony Trumpa czy Netanjahu raczej nie będą działały na korzyść tych, którzy protestują czy chcą zmiany reżimu. Postawy antyamerykańskie są bardzo mocno zakorzenione w irańskiej świadomości. Zatem takie zagranie Trumpa czy Netanjahu może w pewnym stopniu zaostrzyć sytuację w Iranie, ale zarazem da argumenty obecnym władzom Iranu, że za protestami stoi zagranica, a to może mieć duży wpływ na świadomość społeczeństwa.
Czy obecne protesty mogą się przekształcić w poważniejszą rewolucję przeciw ustrojowi?

– Od rewolucji islamskiej minęło prawie 39 lat, a Islamska Republika jeszcze kilka tygodni temu wydawała się z perspektywy obserwatora całkiem stabilna i naprawdę przyzwoicie prosperująca. Wśród zamożniejszych Irańczyków panuje dość duże zdziwienie skalą obecnych protestów. Podkreśla się przy tym, że nie jest to już oddolny ruch, ale zaangażowane są w nie siły, które są jawnie przeciwne irańskim władzom. Coraz więcej się też mówi, że protestujący, którzy zostali zabici, byli uzbrojeni, co wskazuje na działania sił zewnętrznych. Jeśli to zostanie odpowiednio podchwycone przez media, myślę, że protesty dość szybko się skończą. Z drugiej strony skala zjawiska jest duża, więc nie można wykluczać, że proces ten będzie trwał.
Sił zewnętrznych, czyli amerykańskich, izraelskich, saudyjskich?
– Sił, które mają interes w tym, żeby Iran nie rósł w siłę w regionie, jest dużo. Trwająca rywalizacja z Arabią Saudyjską o wpływy na Bliskim Wschodzie weszła w bardzo poważną fazę. Dużo się też ostatnio dzieje w irańskim Kurdystanie. Protesty, jeśli nie zostały zainspirowane z zewnątrz, to na pewno zostały podchwycone przez grupy, które nie chcą Iranu dążącego do przywództwa w świecie islamu, jak jest teraz. Z drugiej strony pieniądze, które irańskie władze przekazują na budowę czy ochronę swojej pozycji w Syrii, Palestynie czy Jemenie, również stają się przedmiotem zarzutów wobec władz ze strony społeczeństwa dążącego do poprawy codziennego bytu.