Reformy, konsekwentna polityka gospodarcza i większa stabilność polityczna spowodowały, że Bratysława nie jest już ubogim krewnym Pragi. PKB na mieszkańca jest tam tylko o 2,5 tys. dol. niższe
Gdy ćwierć wieku temu rozpadała się Czechosłowacja, różnice w poziomie rozwoju gospodarczego jej obu części składowych były wyraźne. W ciągu 25 lat prawie zdążyły się zatrzeć.
Rozwód wcale nie był najbardziej oczekiwanym scenariuszem. Według przeprowadzonych w połowie 1992 r. sondaży tylko 36 proc. Czechów i 37 proc. Słowaków opowiadało się za rozwiązaniem federacji. Ponieważ jednak uzgodnienie, na jakich zasadach ma funkcjonować wspólne państwo, okazało się niemożliwe, Praga i Bratysława zdecydowały, że lepiej im będzie oddzielnie, i wraz z nadejściem 1993 r. powstały dwa niezależne państwa.
Mimo niezbyt wysokiego poparcia społecznego dla rozwiązania federacji w obu krajach liczono, że będzie ono miało także pozytywne aspekty. Czesi mieli nadzieję, że nie musząc już subsydiować uboższej Słowacji, będą bogatsi. Słowacy – oprócz samej radości z niezależnego państwa – na to, że niepodległość otworzy nowe możliwości dla ich pozostającej na uboczu i nieco zaniedbanej gospodarki.
W momencie rozpadu Czechosłowacji gospodarka Słowacji była wyraźnie słabsza. Według danych Banku Światowego, w 1993 r. słowacki PKB wynosił 16,4 mld dol., zaś czeski – 40,4 mld, czyli słowacka gospodarka stanowiła 40,7 proc. czeskiej. Tymczasem ludność Słowacji w tym czasie wynosiła 51,5 proc. populacji Czech. W efekcie PKB w przeliczeniu na mieszkańca Słowacji był o ponad jedną trzecią niższy niż w Czechach, a uwzględniając parytet siły nabywczej – o nieco mniej niż jedną trzecią.
Teraz te proporcje wyglądają zupełnie inaczej. Stosunek liczby ludności obu państw praktycznie się nie zmienił i nadal wynosi 51,5 proc. W 2016 r. słowacki PKB wynosił 89,55 mld dol., zaś czeski – 192,92 mld (to wartości w cenach bieżących, więc trzeba pamiętać, że wpływają na nie różnice kursowe i inflacja dolara), czyli pierwszy stanowił już 46,4 proc. drugiego. Jeśli chodzi o PKB na mieszkańca, na Słowacji wynosił on w 2016 r. 19,2 tys. dol., zaś w Czechach – 21,7 tys. Uwzględniając parytet siły nabywczej, było to odpowiednio 29,2 tys. oraz 31,1 tys. dol. W pierwszym przypadku słowacki PKB per capita stanowi 88,5 proc. czeskiego, a z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej – 93,9 proc.
Pamiętając, z jakiego poziomu oba kraje startowały u progu niepodległości, wyraźnie widać, że w większym stopniu spełniły się nadzieje Słowaków. A słowaccy ekonomiści przewidują, że w ciągu najbliższych 10 lat ich kraj nawet wyprzedzi sąsiada pod względem PKB na mieszkańca. Skuteczne nadrabianie dystansu przez Słowację wynika z tego, że w ciągu minionych 25 lat było tylko sześć takich, w których to Czechy miały wyższy wzrost gospodarczy (wliczając w to prognozy dotyczące 2017 r.). W pozostałych 19 przypadkach Słowacja rozwijała się szybciej i czasem była to różnica rzędu trzech, czterech punktów.
To przede wszystkim efekt bardziej konsekwentnej polityki gospodarczej prowadzonej na Słowacji w połączeniu z większą stabilnością polityczną. Od podziału na dwa państwa Słowacja miała tylko pięciu premierów (choć dwaj, w tym obecny Robert Fico, pełnili tę funkcję dwukrotnie), podczas gdy Andrej Babiš został na początku grudnia 12. czeskim szefem rządu. Co najważniejsze, słowaccy premierzy nie odwracali kompletnie polityki swoich poprzedników, jak to się zdarzało w Czechach.
Podwaliny pod słowacki sukces gospodarczy położył rząd Mikuláša Dzurindy na początku tego wieku, który wprowadził wiele prorynkowych reform, a jego następca, populista Fico, trochę tylko je skorygował, a nie przekreślił. Na dodatek słowacką politykę gospodarczą dyscyplinował najpierw plan przyjęcia euro, a później członkostwo w unii walutowej (Słowacja weszła do niej w 2009 r. jako drugie państwo z Europy Środkowej i Wschodniej), co zwiększyło do niej zaufanie ze strony zagranicznych inwestorów, podczas gdy Czechy pozostały przy koronie i nie zanosi się, by w wyobrażalnym czasie miało się to zmienić.
– Można powiedzieć, że Słowacja zawdzięcza dynamikę gospodarczą rządowi Dzurindy. Jest cała seria reform gospodarczych, z którymi Słowacy nas wyprzedzili – przyznał niedawno Ivan Kočárník, były czeski minister finansów. – Te reformy stworzyły pozytywny klimat do prowadzenia biznesu, co przełożyło się na poziom życia. Tymczasem u nas to wszystko stoi w miejscu. Dyskusje na temat reformy systemu opieki zdrowotnej trwają od 20 lat i nic się nie zmieniło. A takie przykłady można by mnożyć – dodawał.
Nie znaczy to jednak, że Czechy pod każdym względem tracą pole na rzecz Słowacji. Nad Wełtawą lepiej wygląda sytuacja na rynku pracy. Jego stopa, wynosząca obecnie 3,5 proc., jest nie tylko prawie dwukrotnie niższa od słowackiej, ale jest także najmniejsza w całej Unii Europejskiej, i według prognoz Komisji Europejskiej pozostanie taka co najmniej przez następne dwa lata. Czechy zarówno w 2016 r., jak i 2017 r. miały nadwyżkę budżetową i prawdopodobnie utrzymają ją także w kolejnych dwóch latach, podczas gdy Słowacja ma deficyt, choć niewielki, bo 1,7-proc., i spadający.
Wreszcie dług publiczny w stosunku do PKB jest w Czechach wyraźnie mniejszy. Według prognoz, na koniec 2017 r. miał wynieść 34,6 proc., a na Słowacji 50,6 proc. A do poziomu 50 proc. Czechy w ciągu ostatnich 25 lat nigdy się nawet nie zbliżyły.