Dla Londynu najważniejszą sprawą są teraz negocjacje o warunkach brexitu. Temu podporządkowuje wszystko inne.
Decyzja Komisji Europejskiej o uruchomieniu wobec Polski art. 7 traktatu o Unii Europejskiej to problem przede wszystkim dla Warszawy, ale też – choć w znacznie mniejszej skali – dla Londynu. Wielka Brytania, której zależy na jak najsprawniejszym prowadzeniu rozmów o warunkach wyjścia z UE, znajdzie się przez to w bardzo kłopotliwej sytuacji. Musi się bowiem opowiedzieć po którejś ze stron, co Londynowi nie jest na rękę.
Rozpoczęta przez KE procedura badania praworządności w Polsce będzie jednym z głównych tematów dzisiejszych polsko-brytyjskich konsultacji międzyrządowych w Warszawie. Do naszego kraju przyjeżdża premier Theresa May, której towarzyszyć będą m.in. ministrowie finansów – Philip Hammond, spraw zagranicznych – Boris Johnson, spraw wewnętrznych – Amber Rudd, oraz przedsiębiorczości i energii – Greg Clark. Z racji dobrych w ostatnich latach stosunków między Warszawą a Londynem, które wyrażały się wspólnym sprzeciwem wobec federalizacji UE, protekcjonizmu gospodarczego, harmonizacji podatków w UE czy łagodzenia sankcji nałożonych na Rosję, premier Mateusz Morawiecki liczy, że Wielka Brytania nie poprze opinii stwierdzającej istnienie poważnego ryzyka naruszania wartości unijnych (do podjęcia takiej decyzji potrzebna jest większość czterech piątych w Radzie UE, czyli 22 państw).
Wielka Brytania z zasady dość podejrzliwie patrzy na działania Komisji Europejskiej, więc zapewne mogłaby poprzeć Polskę, zwłaszcza że Partia Konserwatywna oraz Prawo i Sprawiedliwość są w tej samej frakcji w Parlamencie Europejskim. Problem jednak w tym, że od czasu oficjalnego notyfikowania w marcu zamiaru opuszczenia Unii Londyn ma zupełnie inne priorytety. – Brytyjski rząd jest pochłonięty brexitem. Niestety oznacza to, że duże obszary polityki wewnętrznej są zaniedbane, mniej uwagi poświęca też na sprawy unijne czy międzynarodowe. Takie kwestie jak Polska, reforma strefy euro czy strefa Schengen nadal są obserwowane przez dyplomatów, ale premier i najważniejsi ministrowie myślą teraz tylko o bezpośrednich negocjacjach warunków brexitu – mówi nam dr Tim Oliver, ekspert od stosunków brytyjsko-unijnych w London School of Economics.
Na zeszłotygodniowym szczycie pozostałe 27 państw Unii wyraziło zgodę na przejście do rozmów o przyszłych relacjach handlowych, na czym Londynowi bardzo zależało. Ale to dopiero początek drogi. Ewentualny sukces tych negocjacji będzie zależał nie tylko od unijnego negocjatora Michela Barniera, ale też od stanowiska Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego oraz najbardziej wpływowych państw, jak Niemcy czy Francja. Zrozumiałe więc, że Londyn będzie minimalizował liczbę punktów spornych z nimi na obszarach poza brexitem, aby nie utrudniać sobie negocjacji.
O tym, że Londyn nie powinien popierać Warszawy, przekonywał wczoraj Guy Verhofstadt, który jest głównym negocjatorem w sprawie brexitu z ramienia Parlamentu Europejskiego.
– Obecny polski rząd jest winny odchodzenia od rządów prawa i podważania demokratycznych wartości europejskich. Mam nadzieję, że Theresa May w zdecydowany sposób poruszy tę sprawę w Warszawie. Ta wizyta to ważny test dla brytyjskiego przywiązania do obrony europejskich wartości liberalnych i demokratycznych, w czasie kiedy mamy przejść do wspólnej budowy silnego partnerstwa – autorytatywnie stwierdził były premier Belgii, który w przeszłości nieraz podkreślał, że Parlament Europejski ma prawo zawetować ostateczne porozumienie z Wielką Brytanią.
Nie można zatem wykluczyć, że zgodnie z maksymą, iż „Wielka Brytania nie ma wiecznych sojuszników ani wiecznych wrogów; wieczne są tylko jej interesy i obowiązek ich ochrony”, Londyn w imię łagodzenia niepotrzebnych napięć z Brukselą znajdzie się wśród państw popierających wszczętą przez Komisję procedurę. Z racji zarówno brytyjskich interesów, jak i zaangażowania w negocjacje z Unią, trzeba się liczyć z tym, że także w innych sprawach wewnątrzunijny sojusz Warszawy z Londynem będzie tracił na znaczeniu. Zresztą nie tylko Polska znalazła się w takiej sytuacji. – Wiele krajów utrzymujących przyjazne stosunki z Wielką Brytanią zaczęło szukać nowych sojuszy. Z ich perspektywy najważniejszą decyzją jest teraz to, jak się przegrupować w Unii, w której z powodu brexitu następuje zmiana układu sił – mówi Tim Oliver.