Mamy nadzieję, że po zakończeniu manewrów Zapad 2017 wojska rosyjskie zostaną wycofane z Białorusi. Gdyby pozostały, zmieniając tym samym układ sił w regionie, Polska i NATO będą podejmowały stosowne działania - powiedział w środę wiceszef MON Michał Dworczyk.

Manewry Zapad-2017 odbędą się w dniach 14-20 września na Białorusi i w Rosji. Według oficjalnych informacji ma w nich wziąć udział około 12,7 tys. żołnierzy (w tym na Białorusi nieco ponad 10 tys.) i blisko 700 jednostek sprzętu wojskowego. Ze strony rosyjskiej planowane jest zaangażowanie 5,5 tys. żołnierzy, w tym na terytorium Białorusi - około 3 tys. Ze strony białoruskiej przewidziany jest udział około 7,2 tys. żołnierzy. Faza aktywna manewrów odbędzie się w dniach 17-19 września.

"Manewry Zapad odbywają się co cztery lata i rzeczywiście wszystkie poprzednie edycje były bardzo nietransparentne. Podobnie jest również w tym roku. Oficjalnie będzie to niecałe 13 tys. żołnierzy Federacji Rosyjskiej i sił zbrojnych Białorusi. Ale już w tej chwili wiemy o tym, że będą zaangażowane w to przedsięwzięcie siły o wiele wyższe" - powiedział Dworczyk w Radiowej Jedynce.

Zaznaczył, że oficjalna liczba żołnierzy - 13 tys. - wynika z prawa międzynarodowego regulującego kwestię ćwiczeń wojskowych. "Gdyby to były ćwiczenia, w których bierze udział powyżej 13 tys. żołnierzy, wtedy można oczekiwać, że byliby tam obserwatorzy międzynarodowi z pewnymi uprawnieniami pozwalającymi na rzeczywisty wgląd w te działania" - mówił wiceszef MON.

Jak dodał, ponieważ Rosjanie deklarują, że jest to liczba mniejsza, więc nie muszą wpuszczać obserwatorów. "W tej chwili już wiemy, że szereg jednostek z innych okręgów wojskowych, nie tylko te na zachodzie, jest zaangażowane w to przedsięwzięcie tak, że liczba żołnierzy może sięgać blisko 100 tys." - powiedział.

Wiceszef MON zaznaczył, że jedną z "bardzo poważnych obaw" jest to, że te siły mogą pozostać na Białorusi po zakończeniu manewrów. "Federacja Rosyjska, prowadząc agresywną politykę w tej części świata przyzwyczaiła nas do tego, że bardzo często przy takich okazjach jak manewry wojskowe różne swoje cele polityczne realizuje" - mówił.

Zaznaczył, że "wkrótce po ćwiczeniach Zapada w 2013 r. została zaatakowana Ukraina, kilka lat wcześniej nastąpił atak na Gruzję, również po dużych ćwiczeniach wojskowych". "Stąd uzasadnione obawy, że część sprzętu i wojska może zostać na terenie Białorusi" - dodał.

Dworczyk wskazał, że poważne wątpliwości budzi też scenariusz ćwiczeń. Rosjanie z jednej strony deklarują, że to są ćwiczenia o charakterze obronnym - mówił - ale z drugiej strony rodzaj sił, które mają być wykorzystane w tych ćwiczeniach - duża ilość wojsk powietrzno-desantowych - "wskazuje na ich ofensywny charakter".

"Warto przypomnieć, że w 2009 r. jednym z elementów ćwiczeń Zapad był atak nuklearny na Warszawę. No z wojną obronną ma to niewiele wspólnego. Stąd te obawy są uzasadnione i dlatego zarówno Polska jak i Sojusz Północnoatlantycki bacznie monitoruje sytuację za naszą wschodnią granicą" - podkreślił Dworczyk.

Pytany, jak może być odpowiedź NATO, powiedział, że zarówno polskie siły zbrojne, jak i nasi sojusznicy są "gotowi na każdą sytuacje". "Mamy nadzieję, że te ćwiczenia zakończą się zgodnie z zapowiedziami Federacji Rosyjskiej, że wojska zostaną wycofane, ale gdyby miało stać się tak, że część jednostek zostanie na terenie Białorusi zmieniając tym samym układ sił w tej części Europy, bez wątpienia Rzeczpospolita Polska i NATO będą podejmowały stosowne działania" - podkreślił.

Dworczyk był też pytany o kontrowersje wokół Wojsk Obrony Terytorialnej. Wiceminister zaznaczył, że pojawiło się w tej kwestii wiele dezinformacji. "W większości były to albo manipulacje albo całkowite nieprawdy wytwarzane m.in. przez jedne z rosyjskich portali w polskiej wersji - Sputnik a potem powtarzane przez polskie media, a nawet - i mówię to z przykrością - przez polskich polityków z partii opozycyjnych" - mówił.

Zaznaczył, że Wojska Obrony Terytorialnej to typowa piechota lekka. "Jeżeli przeanalizujemy strukturę armii sojuszniczych w ramach NATO, czy to europejskich, czy w Stanach Zjednoczonych, to zobaczymy, że piechota lekka odgrywa tam poważną rolę. Do tej pory w polskich siłach zbrojnych to był poważny deficyt i tę lukę będą wypełniały WOT" - powiedział.

Jak mówił, zgodnie z wynikami strategicznego Przeglądu Obronnego przeprowadzonego w tym roku oraz wnioskami i decyzjami, które zapadły po nim, rozbudowa polskich sił zbrojnych jest niezbędna. "Polska armia docelowo ma liczyć 200 tys. oficerów i żołnierzy. Z czego około 50 tys. to będą żołnierze WOT tego piątego, nowego rodzaju sił zbrojnych" - powiedział.

Jak dodał, celem "jest doprowadzenie do sytuacji, w której Polska sama będzie w stanie skutecznie się bronić, dając czas naszym sojusznikom na wypełnienie swoich zobowiązań sojuszniczych". (PAP)