Mimo że nie ma szans na odszkodowanie od Niemiec za straty, które ponieśliśmy podczas wojny, temat można przekuć na korzyści polityczne.



Zaskakują mnie opinie, że skoro w kwestii reparacji wojennych od Niemiec nie można nic ugrać na płaszczyźnie prawnej i finansowej, to nie powinniśmy o tym wspominać. Trudno zaakceptować, że mamy nie mówić o pewnych sprawach, bo nie jest to korzystne dla naszego zachodniego sąsiada – podkreśla Stanisław Żerko z Instytutu Zachodniego. – Strona niemiecka bezwzględnie wykorzystuje fakt, że reparacji zrzekł się zależny całkowicie od Kremla rząd Bolesława Bieruta, pod radziecką presją i wbrew podstawowym interesom Polski. Pojednanie polsko-niemieckie nie może polegać na godzeniu się na niemiecką hipokryzję w tej kwestii – komentuje historyk.
Jednak – jak wczoraj pisaliśmy na łamach DGP – opublikowany w poniedziałek dokument Biura Analiz Sejmowych dotyczący możliwości uzyskania reparacji wojennych od Niemiec za szkody wyrządzone podczas II wojny światowej nie zawiera podstawy prawnej opisującej drogę dochodzenia polskich racji. Znalezienie jej wydaje się obecnie bardzo mało realne.
– Myślałem, że prawnicy wyciągną asa z rękawa, tymczasem okazało się, że król jest nagi – mówi naukowiec. Ale dodaje, że warto jednak pamiętać o tym, czego w analizie BAS nie zawarto: Niemcy zaszantażowali rząd Tadeusza Mazowieckiego. W marcu 1990 r. Helmut Kohl uzależnił uznanie zachodniej granicy Polski od dwóch spraw: naszej rezygnacji z reparacji i traktatowego uznania mniejszości niemieckiej. Warto również zauważyć, że autor analizy BAS nie jest specjalistą ds. prawa międzynarodowego.
– Sprawę reparacji należy wykorzystać, by relacjom polsko-niemieckim nadać charakter bardziej partnerski. Mam nadzieję, że polski rząd będzie zlecał kolejne ekspertyzy, ale jego przedstawiciele przestaną stawiać sprawę tak drastycznie. Chodzi o to, byśmy rozmawiali bardziej rzeczowo – komentuje Żerko.
Dla RFN problem reparacji nie jest nowy. Wykorzystywały go instrumentalnie – do realizacji interesów narodowych – Grecja i Włochy. Bez większych sukcesów. Podczas kryzysu greckiego oprócz plakatów na demonstracjach przedstawiających kanclerz Angelę Merkel jako Hitlera władze w Atenach głośno domagały się odszkodowania za straty poniesione podczas wojny. Eksponowanie kwestii reparacji miało pomóc w wynegocjowaniu lepszych warunków, na których Grecji udzielono wsparcia finansowego koniecznego, by uniknęła bankructwa.
Przypadek włoski jest bardziej złożony i ma o wiele większe znaczenie prawnomiędzynarodowe. Jak pisze Artur Ciechanowicz z działu niemieckiego Ośrodka Studiów Wschodnich, w 2010 r. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze uznał, że wyrok włoskiego Sądu Kasacyjnego skazujący RFN na wypłacenie odszkodowań za zbrodnie popełnione we Włoszech podczas II wojny światowej jest niezgodny z prawem międzynarodowym.
Zdaniem MTS domaganie się odszkodowań od państwa niemieckiego jest nielegalne, bo narusza jego immunitet. Jak pisze Ciechanowicz, poza tym złamano niemiecko-włoskie traktaty zawarte po wojnie, które zwalniają RFN z odpowiedzialności materialnej za zbrodnie popełnione podczas tamtego konfliktu.
Włoski Trybunał Kasacyjny, który w 2008 r. skazał państwo niemieckie i przyznał odszkodowania dziewięciu krewnym ofiar mordu z 1944 r. w toskańskich miejscowościach Civitella, Cornia i San Pancrazio, argumentował, że immunitet nie może być stosowany w przypadku zbrodni wojennych.
Wyrok sądu w Hadze jest precedensowy i dla RFN ma ogromne znaczenie. Oddala również groźbę składania podobnych pozwów przez krewnych ofiar z innych państw. W tym z Polski i z Rosji.
W 1990 r. Helmut Kohl zaszantażował rząd Tadeusza Mazowieckiego