Reforma edukacji jest zbawieniem, jeżeli oczywiście będzie konsekwentnie realizowana – powiedział PAP prof. Kazimierz Kik. Jak podkreślił, "bardzo dobrze, że upraszcza się system edukacji w Polsce poprzez wyeliminowanie podziału, który praktycznie torpedował możliwość procesu wychowawczego, obok procesu dydaktycznego".

Zgodnie z reformą edukacji, którą przygotowało Ministerstwo Edukacji Narodowej, w miejsce obecnych pojawią się 8-letnie szkoły podstawowe, 4-letnie licea ogólnokształcące, 5-letnie technika i dwustopniowe szkoły branżowe; gimnazja zostaną zlikwidowane. Reforma oświaty rozpoczyna się od nowego roku szkolnego.

Prof. Kazimierz Kik z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach zaznaczył, że dotychczas "młodzież już po 5 klasie musiała przygotowywać się do egzaminów do gimnazjów, tam z kolei już od drugiego roku gimnazjum musiała przygotowywać się do egzaminów do liceów, a tam musiała już od drugiego roku przygotowywać się do egzaminów na studia".

W związku z tym, według niego, to był proces ciągłego testowania ludzi. "Tam nie było miejsca na konsekwentną, systemową edukację, także wychowawczą. To jest właśnie takie skrzywienie edukacyjne, wynikające z tego, że elity, do których ja także się zaliczam i moja wina jest także duża, kładą nacisk w procesach dydaktycznych na +encyklopedyzm wychowania+" - wyjaśnił.

"Czyli ta edukacja nie jest osadzona na wartościach, nie jest osadzona na budowaniu dyscypliny społecznej, na budowaniu poczucia odpowiedzialności u tej młodzieży" – powiedział Kik. Jak dodał: "te założenia liberalizmu światopoglądowego zostały zdominowane, a nie ma tam budowania świadomości narodowej, świadomości chrześcijańskiej i takiego zwykłego, normalnego wychowania w duchu uznawania wyższości dobra wspólnego nad dobrem indywidualnym".

Odnosząc się do kondycji szkolnictwa wyższego, politolog uznał, że zaszkodziło nam zapatrzenie na Zachód.

"Rzeczywiście rozbiliśmy system nauczania w szkolnictwie wyższym na licencjaty, magisterskie, doktoraty - pomieszanie z poplątaniem. Absolutna niemożność konsekwentnej, systematycznej nauki. Przerywamy po dwóch latach, po trzech, potem przechodzimy do następnego etapu, niezwiązanego z poprzednim" – tłumaczył Kik.

Jak stwierdził, w efekcie "mamy armię studentów poplątanych edukacyjnie".

W jego ocenie popełniony został szereg błędów. "Na początku lat 90-tych siły rynkowe, neoliberalne uznały, że lepiej jak młodzież będzie na uczelniach niż na bezrobociu. Czyli krótko mówiąc elementy rynkowe zadecydowały o kształcie polskiego szkolnictwa wyższego" - wyjaśniał politolog.

"Ta młodzież rzeczywiście w liczbie ponad 2 mln zasiliła uczelnie i poczyniono krok błędny drugi - mianowicie, że skoro tam jest na tych uczelniach tak duża liczba młodzieży, wymieszani zdolni z niezdolnymi, to trzeba równać do najsłabszych programy nauczania i wymogi" - powiedział Kik.

Jednocześnie zaznaczył, że kolejnym błędem było to, "że pieniądz idzie za studentem. Tzn. uczelnie, budżety uczelni, budżety instytutów badawczych uzależnione zostały od liczby studentów".

W związku z tym, tłumaczył politolog, nie opłacało się "oblewać" studentów, bo jeśli się "oblało" studenta, to traciło się dotację, która za nim szła. "W związku z tym na uczelniach starano się grzecznie, ładnie, pokojowo, żeby wszyscy ci, którzy przyszli na studia, te studia skończyli. Ponieważ wtedy pracownicy naukowi mieli pensje, uczelnie miały budżety" – mówił politolog.

"Wymieszawszy to wszystko razem, od podstawówki idąc, poprzez gimnazja, po studia wyższe, mamy kryzys w nauce. A mając kryzys w nauce i edukacji, mamy kryzys w społeczeństwie" – powiedział Kik.

Jak dodał: "ten kryzys w społeczeństwie to jest defekt. To są defekty polegające na braku poczucia dobra wspólnego i niewychowywaniu młodzieży w poczuciu albo dążeniu do respektowania dobra wspólnego. Mamy niedosyt dyscypliny albo poczucia odpowiedzialności za kraj, za dobro wspólne".