Dżihadyści z Państwa Islamskiego (IS) chcą opuścić góry Kalamun na syryjsko-libańskim pograniczu i udać się do syryjskiego miasta Dajr az-Zaur. Sytuacja może się jednak skomplikować, jeśli potwierdzi się informacja o śmierci porwanych żołnierzy libańskich.

W dystrykcie Akkar na północy Libanu od rana w niedzielę mieszkańcy żyli niepotwierdzoną jeszcze informacją, że dziewięciu żołnierzy libańskich, uprowadzonych w miejscowości Arsal przez Al-Kaidę oraz IS w sierpniu 2014 roku zostało zabitych przez IS. By wyjaśnić tę informację do Arsalu udał się pułkownik Abbas Abbas Ibrahim z armii libańskiej.

Wcześniej rano w niedzielę ogłoszony został rozejm w dwóch niezależnych ofensywach prowadzonych z jednej strony przez armie libańską, a z drugiej przez połączone siły Hezbollahu i armii syryjskiej w górach Kalamun. Warunkiem zawieszenia broni było wydanie przez IS zwłok pięciu bojowników Hezbollahu, zabitych w 2015 roku, a także ujawnienie losu dziewięciu żołnierzy libańskich porwanych w Arsalu przed trzema laty. Libańczycy mają nadzieję, że żołnierze ci wciąż żyją.

Informacja o śmierci libańskich żołnierzy, jeśli się potwierdzi, może doprowadzić do chęci odwetu na dżihadystach z IS. Obecnie ocenia się, że pozostało ich po libańskiej stronie gór Kalamun ok. 100. Na początku ofensywy, rozpoczętej tydzień temu, było ich około 600.

Tymczasem armia syryjska kontynuuje swoją ofensywę zmniejszając obszar kontrolowany przez IS na pograniczu prowincji Hama i Hims. W niedzielę poinformowano, że rządowe oddziały syryjskie znajdują się w odległości 9 km od bastionu IS w tym rejonie tj. miejscowości Akerbat. Ostatnie sukcesy sił rządowych w tym rejonie doprowadziły do ograniczenia terenu kontrolowanego przez IS do dwóch niewielkich enklaw, co pozwala na rozpoczęcie nowej ofensywy w kierunku Dajr az-Zaur, gdzie od trzech lat oblężone są oddziały syryjskiej armii.

Z Bire Witold Repetowicz (PAP)