Tysiące osób demonstrowało w sobotę w Londynie przeciwko nowemu prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi, domagając się poszanowania praw człowieka, godności kobiet oraz podjęcia działań mających zapobiec zmianom klimatycznym.

Protestujący w ramach "Marszu Kobiet" zebrali się pod ambasadą Stanów Zjednoczonych w Londynie i przeszli na centralny plac brytyjskiej stolicy, Trafalgar Square. Według londyńskiego radia LBC demonstrantów było kilkanaście tysięcy.

"To niezwykle ważne. Nie chodzi tylko o Trumpa, ale o szereg tematów o znaczeniu globalnym, które wymagają globalnej odpowiedzi" - przekonywała w rozmowie z telewizją Sky News jedna z organizatorek londyńskiego marszu, Kimberley Espinel.

"Znajdujemy się w sytuacji przełomu: albo się poddamy i wycofamy, albo zaangażujemy. To jest odpowiedni moment, żeby się zaangażować, zabrać głos publicznie, być aktywnym" - przekonywała. "Sprawy, w imię których protestujemy, nie dotyczą tylko liberałów, ale wszystkich ludzi" - dodała.

Espinel zaznaczyła jednocześnie, że "choć to ruch powołany i prowadzony przez kobiety, jest on otwarty na wszystkich". "Kontaktowało się z nami wielu rodziców, którzy chcieli pokazać swoim dzieciom, że zaangażowanie w politykę jest ważne; jest (na proteście - PAP) wielu mężczyzn" - podkreśliła.

Na całym świecie zaplanowano na sobotę ok. 670 marszów, w których - według organizatorów - mają uczestniczyć łącznie ponad dwa miliony ludzi.

Kilkusettysięczna demonstracja przeciwko Trumpowi w Waszyngtonie ma się odbyć w sobotę po południu czasu lokalnego. Dzień protestów rozpoczęły wiece w Australii: w Sydney ok. 3 tys. ludzi manifestowało przed konsulatem USA w centrum miasta, w Melbourne zebrało się ok. 5 tys. osób.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)