Napięcie jest duże, bo prezydent elekt dotychczas bardziej sygnalizował, niż przedstawiał, konkretną wizję polityki zagranicznej.
Donald Trump w ciągu pierwszych tygodni po jutrzejszym zaprzysiężeniu chciałby się spotkać z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Do szczytu miałoby dojść w stolicy Islandii, Reykjavíku, co byłoby nawiązaniem do historycznego spotkania przywódców USA i ZSRR – Ronalda Reagana i Michaiła Gorbaczowa w 1986 r. Przyczyniło się ono do spadku napięcia między obydwoma mocarstwami. Rosja z pewnością nie będzie chciała szukać zbyt daleko idących analogii, bo pięć lat po tamtym szczycie Związek Sowiecki przestał istnieć. Ale i tak należy ona do tych krajów, które wobec 45. prezydenta USA mają największe oczekiwania.
Trudno się temu dziwić. Trump i nominowany przez niego na sekretarza stanu Rex Tillerson mówią o potrzebie nowego otwarcia w stosunkach z Moskwą, o zniesieniu sankcji nałożonych na nią po aneksji Krymu i o współpracy na Bliskim Wschodzie. Nawet jeśli czasem nazwą Rosję zagrożeniem (jak Tillerson podczas przesłuchania w Senacie) czy zapowiedzą zwiększenie wydatków na obronność, to i tak z punktu widzenia Kremla trudno o lepszych ludzi w Waszyngtonie. Szczególnie że obaj panowie nie mają doświadczenia w polityce, co w starciu z wyrachowaną i profesjonalną dyplomacją rosyjską będzie słabością.
Odwrotne uczucia panują w Europie. Nie licząc prawicowych populistów, objęcie władzy w USA przez Trumpa przyjmowane jest w UE ze sceptycyzmem albo wręcz z obawą. Zaledwie kilka dni temu Trump znów mówił o możliwym rozpadzie Unii i przekonywał, że NATO w obecnym kształcie jest strukturą przestarzałą. W szczególności budzi on obawy w krajach, które mogłyby stać się obiektem rosyjskich prowokacji.
Obawy ma też Ameryka Łacińska. Meksyk, dla którego USA są największym partnerem handlowym, już ma problemy w związku z presją na amerykańskie firmy, by nie przenosiły tam produkcji. Jeśli Trump spełni zapowiedzi wystąpienia ze strefy wolnego handlu NAFTA i zacznie odsyłać nielegalnych imigrantów, kłopoty się pogłębią. Z kolei Kuba boi się, że zainicjowana przez Obamę polityka odprężenia we wzajemnych stosunkach zostanie odwrócona.
Mieszane uczucia Trump musi wywoływać w Pekinie. Z jednej strony nowy szef państwa zapowiada bardziej konfrontacyjną postawę względem Państwa Środka, czego wyrazem była choćby rozmowa telefoniczna z prezydent Tajwanu (czego zabrania niepisana reguła amerykańskiej dyplomacji). Z drugiej strony niechęć Trumpa do wolnego handlu daje Chinom pole manewru w budowie wokół siebie własnych struktur integracyjnych. Doskonale wpisuje się to w politykę kreacji alternatywnego ładu instytucjonalnego, który Pekin widzi jako kluczowy dla uzyskania statusu supermocarstwa.
Twardsza polityka względem Chin może cieszyć w Indiach. Premier Narendra Modi ma ambitne plany, ale jest też świadom ograniczeń. Indie dopiero wchodzą na drogę szybkiego wzrostu. Do gwałtownej modernizacji kraj potrzebuje kapitału, a bliższe związki z Waszyngtonem mogłyby stanowić zachętę dla potencjalnych inwestorów.
Bardziej konfrontacyjny kurs względem Chin mógłby zbliżyć Waszyngton także do Tokio, ale japońscy politycy pamiętają, jak Trump kazał im zainwestować w broń atomową, żeby zwiększyć potencjał obronny. Co prawda, premier Shinzo Abe był pierwszym politykiem, z którym spotkał się elekt, ale mimo to relacje na linii USA – Japonia wymagają nowego pomysłu.
Prezydentura Trumpa jest witana z radością w Jerozolimie, a przynajmniej będzie tak, dopóki premierem pozostanie Benjamin Netanjahu. Polityk nie znalazł wspólnego języka z Barackiem Obamą, któremu nie podobał się pomysł izraelskiego osadnictwa na terenach zamieszkałych przez Palestyńczyków. Inaczej będzie z Trumpem.
Potencjalne zbliżenie z Izraelem musi również cieszyć kraje Zatoki Perskiej, w tym Arabię Saudyjską. Paradoksalnie bowiem im bliżej Waszyngtonowi do Jerozolimy, tym dalej do Iranu, czyli saudyjskiego arcywroga. Politycy w Teheranie na razie jednak mogą spać spokojnie; w trakcie przesłuchań w Senacie kandydaci na stanowiska w administracji deklarowali, że chcą wypełniać postanowienia porozumienia z Iranem.