PiS ogranicza konstytucyjną wolność działalności artystycznej, podporządkowuje decyzje w sferze kultury interesom określonego, sprzyjającego władzy środowiska - ocenili w środę w posłowie Platformy Obywatelskiej.

"Kultura musi być wolna i musi być różnorodna. Nie może być tak, że polityce decydują, które dzieła są słuszne, a które nie słuszne; którzy artyści zasługują na to, żeby promować ich zagranicą a którzy nie. To ludzi wybierają kogo chcą czytać, słuchać, jakie filmy chcą oglądać" - mówiła Małgorzata Kidawa-Błońska na konferencji prasowej w Sejmie.

Posłanka Platformy nawiązała do środowego artykułu "Gazety Wyborczej", która napisała, że pracownicy 24 Instytutów Polskich otrzymali z MSZ zestawienie ludzi kultury, mediów i historyków, których resort sugeruje angażować w wydarzenia organizowane przez Instytuty. Według "GW" listę z nazwiskami ok. 150 osób dyrektorzy 24 placówek otrzymali podczas listopadowej narady w Warszawie.

Według Kidawy-Błońskiej stworzenie takiej listy spowoduje, że promocja polskiej kultury zagranicą zostanie mocno ograniczona. "To nie jest tak, że odbiorcy na świecie nie wiedzą, jakie książki powstają w naszym kraju, czy jakie filmy i nie chcą rozmawiać z tymi twórcami, nie chcą poznać ich drogi artystycznej" - podkreśliła wicemarszałek Sejmu.

Jak zaznaczyła, zadaniem państwa powinno być wspieranie różnorodności kultury oraz zapewnienie dostępu do finansowania dla różnych twórców z różnych obszarów kultury. Zauważył, że choć żadna władza nie jest w stanie swobody twórczej ograniczyć, to "na pewno może ją bardzo utrudnić poprzez nieprzejrzyste konkursy, dziwne zmiany personalne".

Rafał Grupiński (PO) zaznaczył, że art. 73 konstytucji gwarantuje wolność nauki, kultury i twórczości artystycznej. "Od roku jesteśmy świadkami ograniczania tych swobód, podporządkowywania decyzji interesom określonego środowiska, co jest podlewane pseudo-patriotycznym sosem, który ma je uzasadniać" - podkreślił Grupiński.

Jak zaznaczył, w 2016 r. Kongres Kultury wyrażał swoje zaniepokojenie tzw. dobrą zmianą i tym, co się dzieje w sferze kultury, sposobem działania wicepremiera ministra kultury Piotra Glińskiego. Według Grupińskiego w decyzjach ministra kultury "widać wyraźnie niezrozumienie sztuki współczesnej".

Poseł skrytykował też decyzje MSZ dotyczące Instytutów Polskich. "Decyzja o odwołaniu wielu szefów tych instytutów, które mają nie tylko propagować kulturę polską zagranica, ale mają uprawiać poważną dyplomację kulturalną w imieniu państwa polskiego, został wzbogacona o listę osób, które mają w promocji kultury polskiej uczestniczyć" - powiedział Grupiński

Według niego "lista ta jest w 90 proc. przechylona w stronę środowisk pro-PiS-owskich, środowisk bardzo zideologizowanych i składających się z ludzi, którzy w dobrej zmianie widzą przede wszystkim sposób na deptanie wartości wyznawanych przez inne środowiska, przez ludzi o odmiennych poglądach i którzy tolerancją, która jest podstawą wolnej kultury, raczej nigdy do tej pory się nie wykazywali".

Grupiński dodał, że stworzenie listy osób, "które będą rzekomo promowały polską kulturę zagranicą, to jest także windowanie swojego środowiska w sensie także finansowym".

Według posła PO "absolutnie karygodnym" jest to, że na liście osób, które wedle MSZ mają promować polską kulturę zagranicą nie ma pisarzy najczęściej nagradzanych i najczęściej tłumaczonych". Podał przykłady Andrzeja Stasiuka, Olgi Tokarczuk, Janusza Głowackiego, Andrzeja Sapkowskiego. Jak dodał, jest natomiast wielu publicystów związanych z PiS.

"To jest przerabianie kultury polskiej w zaściankowe truchło, gdzie ideologia ma zwyciężyć nad istota wartości kulturalnych" - dodał Grupiński.

Według "GW" MSZ rekomenduje, by zapraszać za granicę m.in. Jana Pietrzaka, Piotra Semkę, Tomasza Terlikowskiego, Jana Pospieszalskiego, Krzysztofa Wyszkowskiego i Sławomira Cenckiewicza. Na liście są też ludzie niezwiązani ze środowiskiem obecnej władzy - pisze gazeta - m.in. Marek Bieńczyk, Justyna Sobolewska, Eustachy Rylski, Filip Łobodziński, Renata Lis czy Elżbieta Cherezińska.