Politycy PO: Izabela Leszczyna i Jan Grabiec zaapelowali w poniedziałek do wicepremiera ministra finansów i rozwoju Mateusza Morawieckiego, by wycofał z Sejmu projekt przyszłorocznej ustawy budżetowej i zrewidował go. W przeciwnym razie Polsce grozi "katastrofa gospodarcza" - ocenili.

Sejm zajmie się w tym tygodniu sprawozdaniem Komisji Finansów Publicznych o rządowym projekcie ustawy budżetowej na rok 2017.

"Apelujemy do ministra finansów: jest czas, żeby przed drugim czytaniem budżetu ten budżet wycofać z Sejmu, urealnić, zrewidować" - powiedziała Leszczyna, b. wiceminister finansów, na poniedziałkowej konferencji prasowej. "PiS ma czas, ma swój Sejm, swój Senat, swojego prezydenta, który w ciągu kilku minut jest w stanie podpisać każdą ustawę" - dodała.

W ocenie Leszczyny, jeśli nie powstanie nowy, "urealniony" projekt przyszłorocznego budżetu, to Polsce grozi katastrofa gospodarcza. Jej zdaniem, założenia makroekonomiczne, na których oparty został przyszłoroczny budżet, są nierealne.

"W tym roku polska gospodarka przyspieszy do mniej więcej 2,5 proc. PKB - tak mówią wszyscy ekonomiści. Mamy założenie (w projekcie budżetu), że to będzie 3,4 proc. - tego nie osiągniemy. W przyszłorocznym budżecie tak naprawdę zabraknie w wersji optymistycznej 12-14 mld złotych, w wersji pesymistycznej nawet do 19 mld złotych" - wskazała b. wiceszefowa MF.

Według niej, te kilkanaście miliardów złotych oznacza objęcie Polski unijną procedurą nadmiernego deficytu. "To jest zatrzymanie inwestycji, a wiemy doskonale, że inwestycje już w tym roku spadły o około 10 procent. W konsekwencji to najpierw ratingi osłabione, potem waluta polska osłabiona, wyższe koszty obsługi zadłużenia no i inwestorzy, którzy już ze swoim kapitałem odpływają" - wyliczała Leszczyna.

Grabiec porównał wicepremiera Morawieckiego do Świętego Mikołaja. "Pan premier Morawiecki chciałby być Świętym Mikołajem i rozdawać w tym budżecie pieniądze na różne wydatki, ważne z perspektywy obywateli, ale żeby rozdawać te prezenty, musi mieć w budżecie pieniądze" - zaznaczył rzecznik Platformy.

Radził, by Morawiecki teraz naprawił założenia, na których oparty jest przyszłoroczny budżet. "Lepiej teraz, przed szkodą naprawić te założenia i zmienić budżet po to, żeby nie okazało się w ciągu roku, że mamy kryzys, mamy problem, który może zaowocować bardzo bolesnymi skutkami nie tylko dla polityków rządzącej partii, ale przede wszystkim dla obywateli" - przekonywał Grabiec.

Sejmowa Komisja Finansów Publicznych rekomendowała 1 grudnia uchwalenie zaproponowanej przez rząd Beaty Szydło ustawy budżetowej na 2017 rok. Zaproponowała jednak do niej kilka poprawek, zgłoszonych przez posłów PiS. Dotyczą one przesunięć wewnątrz budżetu - nie zmieniają wysokości przyszłorocznych dochodów ani wydatków, nie ingerują również w wysokość dopuszczonego deficytu. Wszystkie pozytywnie zaopiniowało Ministerstwo Finansów.

Według projektu budżetu na 2017 r. dochody budżetu państwa mają w przyszłym roku wynieść 325 mld 426 mln 102 tys. zł, a wydatki 384 mld 771 mln 602 tys. zł. Maksymalny poziom deficytu ustalono na kwotę nie większą niż 59 mld 345 mln 500 tys. zł.

Rząd założył, że w 2017 r. wzrost PKB (w ujęciu realnym) wyniesie 3,6 proc., średnioroczny wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych - 1,3 proc., nominalny wzrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej - 5,0 proc., wzrost zatrudnienia w gospodarce narodowej - 0,7 proc., a wzrost spożycia prywatnego (w ujęciu nominalnym) - 5,5 proc.

Zdaniem rządu projekt budżetu na 2017 r. spełnia kryteria tzw. stabilizującej reguły wydatkowej oraz deficytu sektora finansów (według metodyki unijnej) – niższego niż 3 proc. PKB. Prognozuje się, że deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 2,9 proc. PKB.