Pamiątkę przechwycił dorosły mężczyzna, a nagranie z incydentu wywołało lawinę komentarzy, hejtu i fałszywych oświadczeń w sieci.

Kamil Majchrzak i "afera czapkowa" na US Open

Mecz trwał blisko pięć godzin. Polak, sklasyfikowany na 76. miejscu w rankingu ATP, po heroicznym boju wyeliminował Rosjanina i zapewnił sobie miejsce w kolejnej rundzie turnieju. Po zwycięstwie Majchrzak podszedł do kibiców, rozdawał autografy i robił zdjęcia. W pewnym momencie zdjął czapkę i wyciągnął ją w stronę chłopca z blond włosami.

Nagle, w ułamku sekundy, pamiątkę przejął dorosły mężczyzna, który szybko schował ją do torby swojej towarzyszki. Na nagraniu, opublikowanym m.in. przez Eurosport Polska, pojawił się podpis: „Ukradł mu czapkę od Kamila” i pytanie „Duży może więcej?”. Film zdobył prawie 7 mln wyświetleń na TikToku, a w zagranicznych mediach społecznościowych – ponad 30 mln.

Internauci bezlitośni. Lawina hejtu i fałszywe wpisy

Oburzeni internauci błyskawicznie rozpoczęli własne śledztwo. W sieci pojawiły się wpisy dotyczące tożsamości mężczyzny, a profile firm powiązanych z jego nazwiskiem zostały zasypane negatywnymi komentarzami. W ciągu kilku godzin średnia ocen jednej z nich spadła z niemal 5 gwiazdek do 1.

Na portalu GoWork zaczęły krążyć nie tylko krytyczne opinie, ale również fałszywe oświadczenia rzekomo podpisane przez kancelarię WKB Lawyers.

Fałszywe oświadczenie WKB Lawyers i reakcja Jakuba Jędrzejaka

„Ani Kancelaria, ani r. pr. Jakub Jędrzejak nigdy nie reprezentowali rzekomej firmy. Nie mamy żadnego związku z wpisami opublikowanymi na portalu GoWork. Autor podszył się pod jednego z partnerów kancelarii” – napisano w komunikacie opublikowanym na LinkedIn.

Sam mecenas Jakub Jędrzejak zaznaczył: „Podjąłem kroki prawne w celu zablokowania tych treści”.

— Bardzo mnie zaskoczyła skala tego zjawiska i prędkość rozprzestrzeniania się niesprawdzonych i nieprawdziwych informacji — powiedział w rozmowie z portalem money.pl. Dodał, że jego rzekome oświadczenie „błyskawicznie się rozprzestrzeniło”, co skutkowało falą hejtu i „agresywnymi, wulgarnymi mailami z opowieścią, jakim jest złym człowiekiem”.

Prawnik ujawnił, że otrzymywał także wiadomości z zagranicy od osób zaniepokojonych sytuacją. Podkreślił, że jest to dowód na konieczność weryfikacji źródeł informacji. Jednocześnie zauważył, że po publikacji dementi pojawiło się wiele głosów wsparcia: „Jest też duże grono osób zainteresowanych dociekaniem prawdy”.

„Afera czapkowa” i konsekwencje wizerunkowe

Eksperci od marketingu zauważyli, że takie incydenty mogą błyskawicznie zniszczyć reputację marki. Jak wskazuje Business Insider, w pierwszej kolejności uderzają one w zaufanie, a następnie w relacje biznesowe. Firmy, federacje sportowe i partnerzy handlowi muszą kalkulować, czy współpraca z bohaterem nagrania nie niesie dla nich ryzyka wizerunkowego.

— Internet dokonuje błyskawicznej fuzji „człowiek = firma”. Potem następuje kaskada skutków: partnerzy i federacje sportowe są stawiani pod ścianą, a dystrybutorzy mogą zacząć zadawać pytania o bezpieczeństwo marki — wyjaśniono w analizie portalu.

Reakcja Kamila Majchrzaka i odnalezienie chłopca

Sam tenisista zareagował szybko. W piątek opublikował na Instagramie relację, w której poinformował, że szuka chłopca, któremu chciał podarować czapkę. Kilka godzin później ogłosił, że udało się go odnaleźć i przekazać mu pamiątkę oraz dodatkowy upominek.

Przeprosiny milionera. „Popełniłem poważny błąd”

Dopiero w poniedziałek po południu mężczyzna z nagrania, kaliski przedsiębiorca Piotr Szczerek, zabrał głos. W mediach społecznościowych jego firmy Drogbruk pojawiło się oświadczenie:

„W związku z sytuacją, do której doszło podczas meczu Kamila Majchrzaka na US Open, chciałbym jednoznacznie przeprosić poszkodowanego chłopca, jego rodzinę, a także wszystkich kibiców i samego zawodnika.

Popełniłem poważny błąd. W emocjach, w tłumie radości po zwycięstwie, byłem przekonany, że tenisista podaje czapkę w moim kierunku – dla moich synów, którzy prosili wcześniej o autografy.

To błędne przekonanie sprawiło, że odruchowo wyciągnąłem rękę. Dziś wiem, że zrobiłem coś, co wyglądało jak świadome odebranie pamiątki dziecku. To nie była moja intencja, ale to nie zmienia faktu, że zraniłem chłopca i zawiodłem kibiców.

Czapka została przekazana chłopcu, a przeprosiny rodzinie. Mam nadzieję, że chociaż częściowo naprawiłem wyrządzoną krzywdę”.

Przedsiębiorca podkreślił także, że ani on, ani jego rodzina nie korzystali z pomocy prawników ani nie publikowali oświadczeń w sieci.

„Od lat wraz z żoną angażujemy się w pomoc dzieciom i młodym sportowcom, ale ta sytuacja pokazała mi, że jeden moment nieuwagi może zniweczyć lata pracy i wsparcia. To dla mnie bolesna, ale potrzebna lekcja pokory” – napisał.

Zapowiedział też aktywniejsze działania wspierające młodzież i walkę z hejtem. Na koniec podkreślił: „Jeszcze raz przepraszam wszystkich, których zawiodłem. Proszę o zrozumienie – w trosce o moją rodzinę zdecydowałem się wyłączyć możliwość komentowania tego wpisu”.