Deklaracja Trumpa pojawiła się po intensywnych w ostatnich tygodniach rozmowach między Brukselą i Waszyngtonem, po których obie strony deklarowały, że zawarcie porozumienia w sprawie warunków wzajemnego handlu jest coraz bliżej. Z doniesień medialnych wynika, że w ramach ustępstw na rzecz USA Unia miała się wycofać z planów wprowadzenia podatku cyfrowego, niekorzystnego z punktu widzenia amerykańskich koncernów technologicznych.
Donald Trump eskaluje żądania
Dla Donalda Trumpa to jednak mało. Prezydent USA eskaluje żądania – obecnie domaga się usunięcia wszelkich ceł i barier handlowych stosowanych przez Unię wobec produktów amerykańskich. Zdaniem Trumpa to te czynniki sprawiają, że Stany Zjednoczone mają trwały i wysoki deficyt w handlu towarami z UE. Trudno dziwić się frustracji unijnych polityków wobec takiego postawienia sprawy. UE pobiera z reguły 3–4 proc. cła w stosunku do amerykańskich towarów i co do zasady nie dyskryminuje ich na swoim rynku w żaden szczególny sposób. Wyjaśnienie amerykańskiego deficytu i unijnej nadwyżki jest nieco bardziej złożone, niż chciałby tego Donald Trump. W skrócie – Amerykanie za dużo konsumują, a Unia za dużo oszczędza.
Wydarzenia ostatnich dni pokazują jednocześnie, jak daleko rozmowy na temat warunków wzajemnego handlu odsunęły się od początkowych oczekiwań UE. Na starcie negocjacji z USA Unia oczekiwała zniesienia ceł wprowadzonych przez Donalda Trumpa, oferując w zamian zwiększone zakupy amerykańskich surowców energetycznych. O tym nie ma już mowy. Unia zgłasza gotowość zaakceptowania 10-proc. stawki uniwersalnej, obowiązującej od początku kwietnia, bez działań odwetowych. Bruksela jest w stanie uznać asymetrię w cłach na korzyść USA pod warunkiem uzyskania pewnych upustów w stawkach obowiązujących na ważne dla UE produkty eksportowe.
Umowa handlowa USA-UE w trakcie negocjacji
Coraz częściej pojawiają się jednak wątpliwości, czy i ten cel uda się zrealizować. Unia chciałaby między innymi obniżenia 25-proc. stawek na samochody i porozumienia podobnego, do tego, jakie USA zawarły z Wielką Brytanią. Brytyjczycy uzyskali prawo do eksportu 100 tys. samochodów rocznie (tyle pojazdów sprzedali na amerykańskim rynku w 2024 r.) z cłem obniżonym do 10 proc. W zeszłym roku w Stanach Zjednoczonych sprzedanych zostało 16,1 mln samochodów, z czego 7,4 mln pochodziło z importu. Pojazdy z Wielkiej Brytanii stanowiły 1,3 proc. sprowadzonych aut.
Państwa UE sprzedały w zeszłym roku 750 tys. samochodów w USA. Dając Brukseli ulgi w cłach, Trump musiałby w istotnym stopniu zdemontować zasieki, które przed chwilą postawił. Celem ceł sektorowych, takich jak 25-proc. taryfy na motoryzację czy 50-proc. stawki na stal i aluminium, jest ochrona i rozwój krajowej produkcji. Z tych celów Trump nie zamierza łatwo rezygnować, co znalazło odbicie w liście do Ursuli von der Leyen. Amerykański prezydent zwrócił w nim uwagę, że najprostszym sposobem na uniknięcie amerykańskich ceł jest inwestowanie w rozwój działalności na terenie USA.
Brak jedności utrudnia rozmowy
UE trudno będzie też uzyskać korzystne dla siebie warunki ze względu na brak jedności między członkami organizacji. Niemiecki eksport do USA spada, więc kanclerz Friedrich Mera oczekuje „szybkiej i prostej” umowy. Wśród państw domagających się jak najszybszego osiągnięcia porozumienia znajdują się także Włochy. Jednocześnie Francja opowiada się za postawieniem twardych warunków amerykańskiej administracji.
Innym problemem rozbijającym jedność UE jest potencjalnie niesymetryczny bilans korzyści i strat dla poszczególnych państw. Gdyby na stole leżały upusty w cłach samochodowych, to zyskałyby na tym przede wszystkim Niemcy. Z drugiej strony amerykańska administracja sygnalizowała, że z ich punktu widzenia problemem jest podatek cyfrowy, pobierany przez poszczególne państwa – na przykład Francję czy Hiszpanię. Wymiana ulgi na samochody na rezygnację z podatku cyfrowego dałaby korzyści Niemcom, za które musiałyby zapłacić inne duże unijne państwa. ©℗