Amerykański prezydent zmierza w środę podnieść cła na stal i aluminium do 25 do 50 proc. To będzie druga podwyżka, odkąd Trump w styczniu wprowadził się do Białego Domu. Uzasadnieniem jest chęć ochrony amerykańskiej produkcji przed nieuczciwą zagraniczną konkurencją, dzięki której w USA powstaną nowe miejsca pracy.

W marcu stawki poszły w górę z 10 do 25 proc. Uzasadnieniem dla tej decyzji – i zapowiedzianej podwyżki – była chęć ochrony amerykańskiej produkcji przed nieuczciwą zagraniczną konkurencją, dzięki której w USA powstaną nowe miejsca pracy. Deklarując podniesienie stawek – po dwóch niekorzystnych dla amerykańskiej administracji zeszłotygodniowych wyrokach sądów, kwestionujących prawo prezydenta do nieograniczonego podnoszenia ceł – Trump wysyła również sygnał, że ze swojej protekcjonistycznej polityki handlowej nie zamierza rezygnować.

Cła USA na stal i aluminium już raz wzrosły

Produkcja stali i aluminium to jeden z sektorów, któremu Trump poświęca szczególną uwagę. Cła na te towary podniósł po raz pierwszy już w 2018 roku, w trakcie swojej pierwszej prezydenckiej kadencji. Dlatego dość dobrze zbadane są ekonomiczne konsekwencje takiej decyzji. Zgodnie z oczekiwaniami, ceny stali i aluminium w USA wzrosły, zarówno w ujęciu bezwzględnym, jak i w porównaniu do innych rynków. Zwiększyła się również ich produkcja na terenie Stanów Zjednoczonych, co pociągnęło za sobą również wzrost zatrudnienia o niecałe 10 tys. osób w ciągu dwóch lat.

Jednocześnie negatywne konsekwencje, w postaci wyższych kosztów produkcji, dotknęły budownictwo i te gałęzie przemysłu przetwórczego, dla których obydwa surowce są istotnym wkładem. Ostatecznie, jak oszacował Fed, efekt netto w odniesieniu do zatrudnienia był ujemny i doprowadził do utraty ok. 75 tys. miejsc pracy.

Rok po podniesieniu ceł administracja Trumpa zniosła je w relacjach z Meksykiem i Kanadą, a podwyższone stawki na import stali i aluminium z UE utrzymały się do 2021 roku.

Negatywne konsekwencje ceł

W drugiej kadencji Trump postanowił dokręcić śrubę mocniej. Nawet jeśli do zapowiadanej podwyżki ceł do 50 proc. nie dojdzie, to i tak restrykcje wprowadzone w marcu są silniejsze niż w przeszłości. Administracja wycofała się z wcześniejszych zwolnień z ceł i umów ilościowych przyznanych różnym partnerom handlowym. Czy robiąc to samo, można oczekiwać innych efektów? Raczej nie.

Być może produkcja stali i aluminium na terenie USA wzrośnie. Sugeruje to na przykład deklaracja Emirates Global Aluminum, firmy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, o zainwestowaniu 4 mld dol. w budowę huty aluminium. Przyspieszyć wcześniej zadeklarowane nakłady o wartości 2,7 mld dol. planuje Nippon Steel. Japońskie przedsiębiorstwo finalizuje właśnie przejęcie za 15 mld dol. firmy US Steel, której zakłady zamierza modernizować.

Wśród sektorów, które odczują wyższe ceny stali i aluminium w USA, wymienia się m.in. przemysł motoryzacyjny. Ale na tym negatywne skutki uboczne decyzji Donalda Trumpa się nie kończą. Pomysł, żeby podnieść cła na stal i aluminium do 50 proc., oznacza bowiem eskalację napięcia w relacjach z partnerami, takimi jak Chiny czy UE, z którymi Stany Zjednoczone prowadzą obecnie negocjacje w sprawie warunków wymiany handlowej. ©℗