Administracja Donalda Trumpa nakazała wszystkim ambasadom Stanów Zjednoczonych na świecie natychmiastowe wstrzymanie rozmów kwalifikacyjnych dotyczących wiz studenckich dla cudzoziemców planujących studia na amerykańskich uczelniach. Decyzja ta związana jest z planowanym wdrożeniem kompleksowej kontroli mediów społecznościowych kandydatów z zagranicy.
Władze USA stosowały podobne środki już wcześniej w celu sprawdzenia, czy osoby ubiegające się o wizy mogły uczestniczyć w protestach przeciwko działaniom Izraela w Strefie Gazy.
Odebrać fundusze
Chociaż nie sprecyzowano, jakie dokładnie kryteria będą brane pod uwagę przy analizie kont społecznościowych młodych ludzi, wiele wskazuje na to, że uwagę nadal będą przyciągać treści związane z Izraelem – oficjalnie w ramach przeciwdziałania antysemityzmowi.
Urzędnicy Departamentu Stanu narzekali od miesięcy, że wcześniejsze wytyczne – dotyczące np. studentów, którzy mogli uczestniczyć w protestach na kampusach uniwersyteckich – były niejasne. Nie wiadomo bowiem, czy publikowanie zdjęć palestyńskiej flagi na platformie X może przekreślić szanse na studia w USA.
Trump wykorzystuje różne przepisy i mechanizmy prawne, aby uderzyć w uniwersytety — szczególnie te elitarne, jak Uniwersytet Harvarda — które postrzega jako zbyt liberalne i oskarża o tolerowanie narastającego – jego zdaniem – antysemityzmu. „Rozważam odebranie 3 mld dol. w grantach bardzo antysemickiemu Harvardowi i przekazanie ich szkołom zawodowym w całym kraju” — napisał Trump w mediach społecznościowych w poniedziałek. „To byłaby świetna inwestycja dla USA i coś, czego naprawdę potrzebujemy!!!” – dodał.
Prezydent Harvarda Alan Garber stwierdził, że przekierowanie tych środków nie przyniesie korzyści ani uczelni, ani społeczeństwu. „Pieniądze trafiające do uczelni badawczych w formie grantów i kontraktów — a niemal cała pomoc federalna, którą otrzymujemy, ma właśnie taką formę — służą finansowaniu prac wykonywanych na zlecenie rządu” — powiedział Garber w wywiadzie dla NPR.
„Jeśli środki zostaną przekierowane na inny cel, w tym do szkół zawodowych, oznacza to, że te prace po prostu nie zostaną wykonane” — dodał. „Zatem właściwe pytanie brzmi: czy to jest najefektywniejszy sposób wykorzystania funduszy federalnych?”
Spór między administracją Donalda Trumpa a Uniwersytetem Harvarda trwa już od kilku tygodni. W kwietniu administracja zdecydowała się zamrozić ponad 2,2 mld dolarów w kontraktach oraz wieloletnich dotacjach dla uczelni. Była to odpowiedź na odmowę uczelni, która nie zgodziła się na realizację żądań administracji dotyczących gruntownych zmian w polityce zatrudnienia, zasadach rekrutacji oraz innych kluczowych aspektach funkcjonowania uniwersytetu.
Instytucje pozywają Trumpa
W połowie maja federalna grupa zadaniowa ds. antysemityzmu napisała list informujący Harvard, że straci dodatkowe 450 mln dolarów dotacji od ośmiu agencji federalnych. Nastąpiło to w odpowiedzi na list Garbera do Lindy McMahon, amerykańskiej sekretarz edukacji, zaprzeczający zarzutom administracji, że szkoła ta była stronnicza politycznie. Podkreślił, że Harvard „nie jest i nigdy nie będzie narzędziem żadnej partii politycznej”.
Harvard pozywa administrację federalną, domagając się zablokowania decyzji o wstrzymaniu finansowania. Uczelnia twierdzi, że działania administracji są bezprawne, a planowane cięcia zagrażają wolności akademickiej oraz prawom wynikającym z Pierwszej Poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Rozprawę wyznaczono na lipiec.
O sprawiedliwość w sądzie walczy również National Public Radio (NPR) wraz z trzema swoimi lokalnymi stacjami, które we wtorek wspólnie pozwały prezydenta Donalda Trumpa. W pozwie argumentują, że jego rozporządzenie wykonawcze ograniczające finansowanie sieci 246 stacji narusza wolność słowa i opiera się na kompetencjach, których prezydent nie posiada.
Na początku miesiąca Trump polecił Corporation for Public Broadcasting oraz agencjom federalnym, aby wstrzymały – bezpośrednio lub pośrednio – finansowanie NPR oraz publicznej telewizji PBS. Prezydent i jego zwolennicy twierdzą, że media te promują „liberalne uprzedzenia” i nie powinny być wspierane z pieniędzy podatników.
– Opierając swoje dyrektywy na treści programów NPR, rozporządzenie wykonawcze ma na celu zmuszenie nas do dostosowania standardów dziennikarskich i decyzji redakcyjnych do preferencji rządu, jeśli mamy nadal otrzymywać fundusze federalne – powiedziała we wtorek Katherine Maher, dyrektor generalna NPR. ©℗