Im dłużej trwała poniedziałkowa sesja na Wall Street, tym wyższe były kursy akcji. Ostatecznie indeks S&P 500 zakończył notowania wzrostem o 3,3 proc. do 5844,2 pkt, najwyższego poziomu od ponad dwóch miesięcy. Żeby wspiąć się do historycznego rekordu z drugiej połowy lutego, indeks potrzebuje jeszcze zwyżki o 5,2 proc. Notowania dolara względem koszyka najważniejszych walut poszły w górę o 1,4 proc., najwięcej od ponad dwóch lat.
Porozumienie z Chinami ogranicza ryzyko recesji w USA
W ten sposób inwestorzy zareagowali na zniesienie przez Chiny i USA wzajemnych zaporowych ceł. Ze 145-proc. taryfy nałożonej na chińskie towary 9 kwietnia Donald Trump wycofał się po miesiącu, obniżając cła do 30 proc. Eksperci prognozują, że przy obecnym poziomie ceł wymiana handlowa między dwiema największymi globalnymi gospodarkami przebiegać będzie bez większych zakłóceń. Chiny zgodziły się obniżyć cła na import z USA ze 125 do 10 proc.
Skalę reakcji rynków finansowych można tłumaczyć na kilka sposobów. Po pierwsze, prognozy i spekulacje przed startem weekendowych rozmów między USA i Chinami mówiły o obniżeniu ceł na chińskie produkty do 50–60 proc., poziomu, który Trump obiecywał w kampanii wyborczej. Tymczasem amerykański prezydent cofnął się dalej niż zakładała większość. Tym samym inwestorzy utwierdzili się w przekonaniu, że na początku kwietnia wojna handlowa USA z całym światem osiągnęła swoje apogeum i teraz weszliśmy w fazę deeskalacji. Domyślne założenie jest takie, że choć zaporowe stawki między USA i Chinami zostały sprowadzone do niższych poziomów jedynie na 90 dni, to w praktyce obniżone cła już nie pójdą w górę.
Być może jeszcze ważniejsze jest przeświadczenie, że wciąż obowiązują schematy zachowań znane z pierwszej kadencji Trumpa. Wówczas Republikanin groził cłami wielu państwom, ale swoich zamiarów nie realizował, obawiając się negatywnej reakcji rynków finansowych. Tym razem potrzebny był dużo silniejszy nacisk w postaci spadków kursów akcji, obligacji i dolara. Jednak ostatecznie Trump ugiął się pod presją.
Poprawa warunków wzajemnego handlu z Chinami sprawia, że nieaktualne stają się najbardziej pesymistyczne prognozy dla amerykańskiej gospodarki. Zdaniem ekonomistów Goldman Sachs, prawdopodobieństwo recesji w USA w najbliższych 12 miesiącach spadło z 45 do 35 proc. Eksperci podnieśli także swoją prognozę wartości indeksu S&P 500 na koniec 2025 r. z 5,9 do 6,1 tys. pkt. Niższe cła oznaczają także większą swobodę w obniżaniu stóp procentowych dla Fed, którymi w razie potrzeby władze monetarne mogłyby wesprzeć gospodarkę.
Negatywne konsekwencje ceł
Tyle dobrych informacji. Jak policzyli ekonomiści z ośrodka badawczego The Budget Lab at Yale, po uwzględnieniu uzgodnionej w zeszłym tygodniu umowy z Wielką Brytanią i porozumienia z Chinami, amerykańskie cła wzrosną z 2,5 proc. w 2024 r. do 17,8 proc., najwyższego poziomu od 1934 r. Każde gospodarstwo domowe zapłaci za importowane produkty o 2800 dol. więcej w ciągu roku, co stanowi ok. 3 proc. ich dochodów do dyspozycji. Wprowadzone przez Trumpa cła sprawią, że w połowie przyszłego roku, gdy taryfy będą oddziaływać najsilniej, PKB Stanów Zjednoczonych będzie niższy o 1 pkt proc. W długim terminie trwale obniży się o 0,4 pkt proc.
Co Ameryka otrzyma w zamian? Biorąc pod uwagę zeszłoroczny poziom importu, cła powinny przełożyć się na ponad 0,5 bln dol. przychodów budżetowych, które Trump obiecuje oddać Amerykanom w postaci niższych podatków. Żaden z poważnych ośrodków analitycznych nie prognozuje natomiast, żeby obecna administracja miała odnieść znaczący sukces w redukcji deficytu handlowego USA, co jest jednym z głównych celów polityki gospodarczej Republikanina. Nie będzie też więcej nowych miejsc pracy, bo pod wpływem ceł zatrudnienie spadnie. ©℗