Zniechęcona brakiem postępów administracja prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa sygnalizuje zamiar ograniczenia zaangażowania w wysiłki na rzecz zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. – Nie zamierzamy latać po całym świecie, by pośredniczyć w spotkaniach – powiedziała dziennikarzom rzeczniczka Departamentu Stanu Tammy Bruce. Wiceprezydent USA J.D. Vance stwierdził zaś w rozmowie z Fox News, że wojna raczej nie zakończy się „w najbliższym czasie”.

Koniec mediacji Trumpa

Zmiana retoryki nastąpiła tuż po upływie 100 dni rządów republikanina, podczas których za wszelką cenę chciał on doprowadzić do rozejmu. Przed listopadowymi wyborami prezydenckimi Trump zapewniał nawet, że osiągnie porozumienie w 24 godz. od objęcia urzędu. Ze swoich obietnic ostatecznie wycofał się w wywiadzie dla magazynu „Time” pod koniec kwietnia, twierdząc, że nie należało ich traktować dosłownie. – Cóż, użyłem przenośni i mówiłem przesadnie, aby podkreślić pewien punkt widzenia. Oczywiście ludzie wiedzą, że żartowałem – dowodził.

Teraz zaś Marco Rubio, sekretarz stanu i nowy p.o. doradca Trumpa ds. bez pieczeństwa narodowego, przekonuje, że Biały Dom nie zrezygnuje całkowicie z wysiłków na rzecz pokoju i będzie gotów pomóc obu stronom, ale prezydent zamierza określić, ile czasu będzie chciał poświęcić temu procesowi. Szczególnie że – jak twierdzi amerykański dyplomata – administracja ma na głowie również inne palące problemy, jak relacje z Chinami czy sytuację na Bliskim Wschodzie. – Prezydent próbował. Zbliżyliśmy się (do rozwiązania – red.). W pewnym sensie widzimy teraz, czego potrzeba, aby Ukraina się zatrzymała. Widzimy, czego potrzeba, aby zatrzymali się również Rosjanie. Problem polega na tym, że te dwa stanowiska są nadal nieco oddalone od siebie – powiedział na antenie Fox News.

Biały Dom łagodzi stanowisko wobec Ukrainy

Rubio został tymczasowym doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego w czwartek. Do zmiany doszło po tym, jak Mike Waltz, który znalazł się w centrum afery związanej z dodaniem dziennikarza magazynu „The Atlantic” Jeffreya Goldberga do grupowej konwersacji na temat operacji wojskowej w Jemenie, został zdegradowany (choć Biały Dom przekonuje, że to awans) do roli stałego przedstawiciela przy ONZ. Wpadka miała przelać czarę goryczy, bo Waltz podpadał Trumpowi także przy innych okazjach. Z informacji „The Washington Post” wynika, że od początku rządów ścierał się z członkami administracji m.in. o to, czy USA powinny podjąć działania wojskowe przeciwko Iranowi. Wiele wskazuje na to, że kontaktował się w tej sprawie z innym zwolennikiem opcji militarnej, premierem Izraela Binjaminem Netanjahu, przed jego spotkaniem z Trumpem w Gabinecie Owalnym, chociaż amerykański przywódca podkreślał, że chce w pierwszej kolejności podjąć próbę negocjacji z Teheranem.

Niewykluczone, że Rubio pozostanie na stanowisku doradcy na stałe. Byłby drugą osobą po Henrym Kissingerze, która pełniła obie funkcje jednocześnie. Jeszcze pod wodzą Waltza Rada Bezpieczeństwa Narodowego pracowała nad nowym pakietem sankcji wymierzonych w rosyjskie banki i firmy energetyczne, które miałyby zostać nałożone w celu wywarcia presji na Moskwę. Wciąż nie jest jasne, czy pakiet zostanie zatwierdzony przez Trumpa, którego sympatia dla Władimira Putina ustąpiła frustracji z powodu odrzucenia wezwań do zawieszenia broni. Po rozmowie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim w Watykanie Trump opublikował w serwisie Truth Social wpis, w którym zakwestionował, czy rosyjski przywódca jest w ogóle zainteresowany pokojem, i dopuścił możliwość zaostrzenia sankcji. „Nie było żadnego powodu, by Putin w ostatnich dniach strzelał rakietami do obiektów cywilnych, miast i miasteczek. To sprawia, że zaczynam myśleć, że może wcale nie chce on zakończyć wojny, tylko mnie zwodzi i trzeba będzie potraktować go inaczej” – napisał.

W ostatnim czasie administracja złagodziła za to stanowisko wobec Kijowa. Po podpisaniu umowy o minerałach Donald Trump po raz pierwszy zatwierdził eksport sprzętu wojskowego o wartości co najmniej 50 mln dol. Mychajło Podolak, doradca szefa biura prezydenta Ukrainy, powiedział, że ponieważ Kijów teraz będzie musiał płacić za amerykańską broń, będzie staranniej wybierać, o co się zwraca. – Dość szybko zorientujemy się, jakiego rodzaju uzbrojenia naprawdę potrzebujemy. Skoro jesteśmy w stanie produkować własne drony, będziemy je wytwarzać na miejscu. Są jednak kluczowe typy broni, które produkują wyłącznie Stany Zjednoczone – podkreślił. Ostatni pakiet pomocy dla Ukrainy został zatwierdzony pod koniec rządów Joego Bidena. Kongres zatwierdził wówczas wydatki w wysokości 1 mld dol., starając się przyspieszyć pomoc przed objęciem urzędu przez Trumpa. ©℗