Posłowie pewnie się zgodzą na ratyfikację umowy mineralnej z Amerykanami, ale dojrzewa wśród nich bunt. Rada Najwyższa od dawna nie jest traktowana poważnie przez ośrodek prezydencki, co doskonale pokazała jej rola podczas negocjowania ważnej dla przyszłości Ukrainy umowy.

Zełenski sam to zaproponował

Sam pomysł, który przysporzył Ukraińcom tyle bólu głowy, by związać Amerykanów z przyszłością ukraińskiej gospodarki poprzez wspólną eksploatację złóż, pochodzi od Zełenskiego. Propozycja znalazła się w pięciopunktowym planie zwycięstwa, z którym późnym latem i jesienią 2024 r. objeżdżał on zachodnie stolice. Ten konkretny punkt był przeznaczony dla uszu Trumpa, który wyrastał wtedy na faworyta listopadowych wyborów. Ukraińcy pierwszy projekt umowy wynegocjowali jeszcze z administracją Joego Bidena, jednak po wyborach w Stanach Zjednoczonych wstrzymali się z jej podpisaniem, by dać ją Republikanom w prezencie na inaugurację. Trump miał jednak swoje plany i skierował do Kijowa sekretarza skarbu z projektem wywracającym logikę pomysłu do góry nogami.

Zełenski w mało dyplomatyczny sposób odrzucił projekt, słusznie uznając, że przekształciłby on Ukrainę w kolonię USA na kształt nowoczesnej wersji Konga Belgijskiego. To doprowadziło do pierwszej scysji z nową administracją. W toku negocjacji Amerykanie niespodziewanie gładko ustąpili z większości żądań. Finalny – wydawałoby się – wariant był gotowy do podpisania podczas wizyty Zełenskiego w Białym Domu, która zakończyła się awanturą. Gotowy projekt Trump wyrzucił do kosza, a kolejna propozycja, którą wysunął, przywracała wiele neokolonialnych oczekiwań, na czele z uznaniem całej pomocy udzielonej Kijowowi przez Bidena za oprocentowany dług, który Ukraina miałaby spłacać eksploatacją złóż i infrastruktury. W toku rokowań Ukraińcy powtórzyli sukces poprzednich rund. Podpisana 1 maja umowa znów jest możliwa do zaakceptowania.

Nie ma pożyczki Bidena

Przede wszystkim wykreślono ideę „pożyczki Bidena”. Dopiero przyszła pomoc wojskowa, o ile w ogóle nastąpi, ma być wkładem w Amerykańsko-Ukraiński Fundusz Odbudowy. Prezydent USA, co zauważyła „Jewropejśka prawda”, przestał mówić o zwrocie długu, a zaczął o zwrocie z inwestycji. W umowie nie ma jednak gwarancji bezpieczeństwa, o jakie starali się Ukraińcy. Nie ma też nic o tym, jak będzie traktowana płynąca wciąż nad Dniepr, choć nie bez problemów, pomoc przyznana przez Bidena. Nie wiadomo, w jaki sposób mają być reinwestowane pieniądze funduszu. Te szczegóły trafią do negocjowanych oddzielnie dwóch umów technicznych. Ukraińscy posłowie nie byli konsultowani w sprawie rozmów z USA, a treść umowy poznali dopiero po wniesieniu pod obrady projektu ustawy o jej ratyfikacji, co nastąpiło 2 maja.

Nakłada się to na rozczarowanie sposobem, w jaki parlament jest traktowany przez władzę wykonawczą. Na papierze Ukraina pozostaje państwem parlamentarno-prezydenckim. Faktycznie Zełenski – jak i jego poprzednicy – przekształcił ustrój w superprezydencki, w którym dominującą rolę odgrywa nie tylko głowa państwa, ale i nieuwzględnione w konstytucji Biuro Prezydenta, na którego czele stoi Andrij Jermak. I to przed duetem Zełenski–Jermak odpowiada rząd, choć teoretycznie miałby odpowiadać przed parlamentem. Doszło do tego, że ministrowie ignorują zaproszenia do Rady Najwyższej i przed komisje parlamentarne. Nie przychodzą na przewidzianą przez przepisy „godzinę pytań do rządu”, podczas której deputowani zadają pytania ministrom. Szef dyplomacji Andrij Sybiha mimo obietnic dwukrotnie zignorował ostatnio wezwanie do parlamentu, choć trwały negocjacje z Amerykanami.

Zełenski ignoruje parlament

W 2019 r. Sługa Narodu, jako pierwsza partia w historii Ukrainy, zdobył samodzielną większość. Ta większość to już przeszłość. Rosnąca część mandatów to wakaty (podczas wojny nie wolno przeprowadzać także wyborów uzupełniających). Władze nie są już pewne sukcesu w głosowaniach, a przepychanie ustaw przypomina znane z przeszłości ciułanie głosów w cynicznie handlujących nimi frakcjach. Zełenski ma zaś poczucie, że nie może nie ratyfikować umowy, by znów nie narazić się na gniew Trumpa. Dlatego w ciułaniu głosów posuwa się do karykaturalnie brzmiących gróźb. W sobotę powiedział, że posłom, którzy zagłosują przeciw, „Amerykanie powinni skasować wizy”. „Zgniły PR szefa państwa wywołuje kolejne pytania o nieogłoszone, nieomówione, nieznane umowy techniczne, które dopiero mają być podpisane” – napisała szefowa parlamentarnej komisji integracji europejskiej Iwanna Kłympusz-Cyncadze, przedstawicielka prozachodniej opozycji. ©℗