Do Białego Domu ustawiają się kolejki przywódców, którzy chcą wykorzystać ogłoszoną przez Donalda Trumpa 90-dniową pauzę na cła, by wynegocjować porozumienie z Amerykanami i zniwelować negatywne konsekwencje wojny handlowej. Jak twierdzi administracja prezydenta Stanów Zjednoczonych, rozmowy w tej sprawie prowadzone są obecnie z ok. 70 państwami.

W przyszłym tygodniu z sekretarzem skarbu USA Scottem Bessentem ma się spotkać minister finansów Korei Południowej Choi Sang-mok. Zgodnie z planem ogłoszonym 2 kwietnia, kraj ten miałby zostać objęty taryfami w wysokości 25 proc. I choć na razie zostały one wstrzymane, Seul wciąż zmaga się z 25-proc. cłami na samochody i części do nich oraz stal i aluminium, z których Trump się nie wycofał. To najważniejsze towary eksportowe Seulu. Aby z powrotem otworzyć dla nich drzwi do amerykańskiego rynku, Koreańczycy rozważają zaangażowanie się w projekty, do których do niedawna podchodzili z dystansem.

Prezenty dla Trumpa

– Jeśli zdołamy uzyskać ustępstwa Waszyngtonu w sprawie ceł na samochody, rozważymy udział w projekcie LNG na Alasce – cytowała wiceministra przemysłu Choe Nam-ho agencja Yonhap. Chodzi o warte 44 mld dol. inwestycje związane z wydobyciem i eksportem gazu ziemnego. Projekt Alaska LNG zakłada budowę rurociągu ze złóż położonych za kołem podbiegunowym do południowej części stanu, gdzie gaz byłby skraplany i wysyłany do Azji. Południowokoreańskie ministerstwo przemysłu poinformowało we wtorek, że tamtejsi urzędnicy planują podróż na Alaskę w ramach wstępnych rokowań z Amerykanami.

Indie wysiłki na rzecz udobruchania Trumpa podjęły jeszcze przed tzw. dniem wyzwolenia, kiedy nałożono na nie cła w wysokości 26 proc. Amerykański przywódca wielokrotnie określał ten kraj mianem „króla ceł”, głównie dlatego, że Nowe Delhi pobiera z tego tytułu jedne z najwyższych opłat na świecie, znacznie powyżej stawek obowiązujących w USA. Trumpowi nie podoba się też, że deficyt handlowy z Indiami wynosi aż 45,6 mld dol. Dlatego już podczas lutowej wizyty premiera Narendry Modiego w Białym Domu obaj przywódcy zgodzili się rozpocząć negocjacje w sprawie umowy handlowej. Miałaby ona zostać zawarta do końca roku, a jej celem byłby wzrost wymiany handlowej do 500 mld dol. w ciągu pięciu lat. – Indie zdecydowały się pójść ścieżką liberalizacji handlu z USA – powiedział indyjski sekretarz handlu Sunil Barthwal. W pierwszej fazie obowiązywania umowy Indusi mieliby obniżyć cła na ponad połowę amerykańskiego importu, co byłoby największym cięciem od lat. Władze kraju zobowiązały się również do zwiększenia zakupów w USA, przede wszystkim w sektorze obronnym i energetycznym.

Trump chce więcej

Podobne działania podjęli Izraelczycy, dla których USA są głównym sojusznikiem i gwarantem bezpieczeństwa, a mimo to Trump nałożył na nich 17-proc. cła. Dla władz było to o tyle niespodziewane posunięcie, że przez lata przyzwyczaiły się do politycznych prezentów od republikanina. Podczas pierwszej prezydentury Trump przeniósł ambasadę USA do Jerozolimy, uznał okupowane Wzgórz Golan za część Izraela i doprowadził do normalizacji jego stosunków z częścią świata arabskiego. W efekcie na dzień przed ubiegłotygodniową podróżą premiera Binjamina Netanjahu do Waszyngtonu Izrael obniżył cła na amerykańskie produkty do zera. Siedząc obok Trumpa w Białym Domu, „Bibi” zapowiedział też, że wyeliminuje resztę barier handlowych i doprowadzi do zmniejszenia amerykańskiego deficytu handlowego.

Pytanie, czy tego typu gesty przekonają Trumpa do zniesienia ceł po upływie trzymiesięcznej pauzy. Na spotkaniu z Netanjahu pozostawał on niewzruszony na obietnice sojusznika. Zapytany, czy obniży taryfy na Izrael, odpowiedział jedynie: „może nie”. Zdaje się, że dla amerykańskiego prezydenta istotniejsze od zmniejszenia deficytu jest wsparcie partnerów w wojnie handlowej z Chinami. Jak donosi „The Wall Street Journal”, administracja planuje wykorzystać trwające negocjacje do wywarcia presji na sojuszników, aby ograniczyli swoje kontakty z Pekinem.

Republikanowi chodzi o to, by w zamian za obniżkę ceł zobowiązali się oni do podjęcia działań na rzecz odizolowania chińskiej gospodarki od reszty rynków. „Mieliby uniemożliwić Chinom tranzyt towarów przez ich kraje, zablokować im możliwość prowadzenia działalności na ich terytoriach w celu uniknięcia amerykańskich ceł i zrezygnować z importu tanich chińskich towarów” – czytamy w „WSJ”. Środki te – przekonują źródła amerykańskiego dziennika – miałyby osłabić i chwiejącą się gospodarkę Państwa Środka i pogorszyć pozycję negocjacyjną prezydenta Xi Jinpinga na czas rokowań z Trumpem. ©℗