W piątek Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy przyjęło kolejną rezolucję o sytuacji w Tbilisi, gdzie od 140 dni trwają protesty przeciwko KO. W dokumencie czytamy o „szybkiej degradacji demokracji”, „głębokim kryzysie społecznym”, „policyjnej brutalności wobec demonstrantów” i „wyzwaniach dla wolności zgromadzeń i wypowiedzi”. Jego autorki wspominają zatrzymanie Elene Chosztarii, liderki liberalnej partii Już Czas!, którą na komisariacie rozebrano do naga i pobito. W kwietniu zdominowany przez KO parlament, którego prace większość opozycji bojkotuje (49 posłów nie objęło mandatów), przyjmuje kolejne przepisy wymierzone w przeciwników.

Gruzja kopiuje rosyjskie przepisy

Mimo protestów Brukseli, posłowie zaostrzyli przepisy o „agentach zagranicznych”, jak nazwali osoby prawne i fizyczne otrzymujące dofinansowanie z zagranicy, i zakazali mediom przyjmowania grantów bez zgody rządu (niezależne redakcje w dużej mierze utrzymywały się z amerykańskich i unijnych programów pomocowych). Szef parlamentu Szalwa Papuaszwili dowodził, że grantobiorcy w zamian za dofinansowanie „reklamowali koktajle Mołotowa, organizowali kampanie faszystowskie i dokonywali aktów przemocy”. – To budowa autorytaryzmu na poziomie legislacyjnym. Władzom nie są potrzebne niezależne media, głosy krytyczne, różnice zdań. Nigdy wcześniej niczego takiego w Gruzji nie widzieliśmy – komentował Giorgi Targamadze, publicysta i były polityk.

Równolegle trwają prace parlamentarnej komisji śledczej badającej przyczyny wybuchu wojny z Rosją w 2008 r. Wszystko zmierza ku temu, by uznać odpowiedzialność ówczesnego prezydenta Micheila Saakaszwilego, obecnie przebywającego w więzieniu. Pozwoliłoby to uderzyć w przewodzony niegdyś przez niego Zjednoczony Ruch Narodowy (ENM), największą partię opozycyjną. Zapowiadał to w przeddzień wyborów lider KO Bidzina Iwaniszwili. – Gdy zostaną osądzeni winowajcy wojny i zniszczenia gruzińsko-osetyjskiego braterstwa, znajdziemy siłę, by przeprosić za to, że w 2008 r. zdradziecki Ruch Narodowy, realizując stawiane przed nim zadania, wrzucił w ogień nasze osetyjskie siostry i braci – mówił oligarcha na wiecu w Gori, które w czasie wojny na krótko trafiło pod rosyjską okupację.

Saakaszwili oskarżany o wywołanie wojny

Najdalej idąca interpretacja zakłada, że uderzenie w ENM to element porozumienia z Moskwą. Obóz władzy zapowiadał ostatnio sukces na drodze do odnowy integralności terytorialnej, choć nie wiadomo, na czym miałby on polegać. Rosja formalnie uznała państwowość Abchazji i Osetii Płd., oderwanych od Gruzji w latach 90. Teoretycznie możliwa jest jakaś forma gruzińsko-abchaskiej konfederacji, choć przeciwni temu są separatyści z Suchumi, oraz formalne przekazanie Tbilisi kontroli nad Osetią Płd., pozostającą w całkowitej zależności od rosyjskich dotacji i bez szans na zmianę tego stanu rzeczy. Związki z Moskwą są zresztą głównym tematem krytyki ze strony opozycji; bijące w środowiska niezależne przepisy są wierną kopią rozwiązań rosyjskich.

Układy z Rosją nie są udowodnione, za to inny efekt śledztwa jest niemal pewien. Szef klubu poselskiego KO Mamuka Mdinaradze zapowiedział, że „wnioski komisji śledczej dadzą podstawy do zwrócenia się do Sądu Konstytucyjnego z wnioskiem o uznanie ENM i partii satelickich za niekonstytucyjne”. Aby opozycjoniści nie mogli zarejestrować swych ugrupowań pod nowymi nazwami, KO pracuje nad poprawkami pozwalającymi zabronić rejestracji partii, których kadry są tożsame z wcześniej zakazanymi. KO zapewniła sobie już iluzję pluralizmu. Część jej posłów utworzyła w parlamencie odrębne kluby: skrajną Siłę Ludową, z której szeregów KO wybrała prezydenta kraju, oraz Europejskich Socjalistów. Jak zasugerował na Facebooku konstytucjonalista Dawit Zedelaszwili, po delegalizacji opozycji Gruzińskie Marzenie może rozpisać nowe wybory parlamentarne, może razem z jesiennymi lokalnymi, i zdobyć większość konstytucyjną. ©℗