Mateusz Obremski
Michał Potocki
Mateusz Roszak
dgp@infor.pl

Blokada ma zostać utrzymana, aż Waszyngton uzna, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski jest gotowy do podjęcia rozmów pokojowych. Jednym z warunków mają być przeprosiny za ubiegłotygodniową kłótnię w Białym Domu. Przedstawiciele administracji nie kryją, że chodzi im o przymuszenie Ukrainy do negocjacji z Rosją.

Skutek był natychmiastowy. Za naszą granicę nie trafi nawet sprzęt, który jest już w magazynach w Polsce. Kijów nie otrzyma amunicji do zestawów HIMARS, do artylerii i zestawów obrony przeciwlotniczej. Władze twierdzą, że żaden oficjalny komunikat do nich nie dotarł. – Zgodnie z informacją od ministra obrony wsparcie z USA trwa i cała pomoc, która została rozpisana na pakiety przez administrację poprzedniego prezydenta USA, nadchodziła. Stan na poniedziałkowy wieczór jest taki, że nie mam informacji, żeby cokolwiek zostało wstrzymane – mówił wczoraj rano premier Denys Szmyhal. – Jeszcze nie rozmawiałem z ministrem obrony. Ale gdyby coś się zmieniło, jestem pewien, że by mnie powiadomił – dodał. Innymi informacjami dysponuje polski rząd. – Meldunki, które napływają z granicy, z naszego hubu w Jasionce, potwierdzają zapowiedzi strony amerykańskiej – powiedział premier Donald Tusk.

Wdzięczni za wsparcie

Trump, obejmując urząd prezydenta, miał do dyspozycji prawie 4 mld dol. z zatwierdzonego przez Kongres programu pomocowego. Teraz jednak Kongres nie ma wielkiego pola do działania. Część republikańskich senatorów jest zaniepokojona, choć ma związane ręce. Mało kto pozwala sobie na otwartą krytykę prezydenta. – Mam nadzieję, że sprawy się ułożą – komentował lider większości w Senacie John Thune. Kilka godzin przed decyzją Trumpa rozmowę z kongresmenem Brianem Fitzpatrickiem odbył szef biura ukraińskiego prezydenta Andrij Jermak. „Na 100 proc. wracamy na właściwe tory. Umowa o surowcach zostanie szybko podpisana” – napisał Fitzpatrick na platformie X, choć nieco wcześniej sekretarz skarbu Scott Bessent deklarował, że umowa, która miała zostać zawarta 28 lutego, jest już nieaktualna.

Ukraińcy z niepokojem czekali na orędzie o stanie państwa, które Trump miał wygłosić w nocy z wtorku na środę polskiego czasu. Kijów też zmienia akcenty w komunikacji z Amerykanami. Z ust przedstawicieli republikańskiej administracji słychać narzekania, że Zełenski jest niewdzięczny, nie chce pokoju, żąda gwarancji bezpieczeństwa i odmawia przeprowadzenia wyborów (przepisy nie pozwalają na ich organizację, gdy obowiązuje stan wojenny). – Pokój jest nam potrzebny, prawdziwy, uczciwy, a nie niekończąca się wojna. I gwarancje bezpieczeństwa są nam potrzebne – mówił Zełenski w poniedziałek wieczorem. – Jesteśmy wdzięczni za całe wsparcie, jakie otrzymaliśmy od USA. Nie było dnia, byśmy tej wdzięczności nie czuli, bo to wdzięczność za zachowanie naszej niepodległości – deklarował dobę wcześniej. Z podobnym wystąpieniem zwrócił się wczoraj do Amerykanów ukraiński parlament.

O swojej dymisji Zełenski nie chce słyszeć. – Przeprowadzić wybory to mało. Trzeba by mnie jeszcze do nich nie dopuścić, a to trochę trudniejsze, bo należałoby się ze mną na to umówić – mówił w weekend w telewizji Sky News. Nie zamierza też przepraszać za kłótnię z Trumpem i jego zastępcą J.D. Vancem. Utwierdził go w tym stanowisku były ambasador Kanady w Kijowie. „To niestety nie przyniesie rezultatu poza samoponiżeniem. Doświadczenie Kanady: wszystkie zachcianki związane z narkotykami i granicą zostały wykonane, a cła i tak wprowadzili. Amerykańska władza jest (auto)destrukcyjna” – napisał Roman Waschuk na platformie X. – Przepraszać wprost nikt nie zamierza, ale zapewne za kilka dni pojawi się jakieś oświadczenie, że prezydentowi jest przykro z powodu sporu – mówi nasze źródło w Kijowie. – O dymisji tym bardziej nie ma mowy. Zełenski i jego otoczenie są myślami przy powojennych wyborach i uważają, że połajanki Trumpa przywróciły obecnemu prezydentowi Ukrainy szansę na pokonanie gen. Wałerija Załużnego, faworyta sondaży – dodaje.

Rearm Europe

Ukraińcy liczą, że w załagodzeniu relacji z USA wesprze ich brytyjski premier Keir Starmer (rozmawiał z Trumpem w poniedziałek) i przyszły kanclerz Niemiec Friedrich Merz, a dziurę powstałą po wstrzymaniu pomocy pomoże zasypać Europa. Unijne plany zwiększenia pomocy na razie nie wyszły na światło dzienne. Mówiło się o różnych formułach, w tym o dobrowolnym funduszu chętnych państw członkowskich, ale na razie UE zaoferowała 60 mld euro wsparcia na ten rok. Kolejne pakiety mogą być blokowane przez Słowację i Węgry, które w sporze amerykańsko-ukraińskim stanęły po stronie Trumpa. Komisja Europejska ogłosiła za to wczoraj program Rearm Europe (Uzbroić Europę ponownie), który ma zmobilizować ok. 800 mld euro na inwestycje w obronność.

Pierwszym z pięciu etapów zwiększania wydatków ma być zaciągnięcie przez państwa pożyczek (na kwotę 150 mld euro), które sfinansują produkcję pocisków artyleryjskich, amunicji i dronów. Nie wiadomo jednak, skąd będą pochodzić te środki. Prawdopodobne jest sięgnięcie po 93 mld euro niewykorzystanych w ramach Funduszu Odbudowy. – Europa jest gotowa zwiększyć wydatki na obronę w odpowiedzi na krótkoterminową pilną potrzebę wsparcia Ukrainy, ale także w celu zaspokojenia długoterminowej potrzeby wzięcia większej odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo – mówiła przewodnicząca KE Ursula von der Leyen.

Na razie to tylko propozycja, na którą będą musiały się jeszcze zgodzić unijne stolice. Okazją będzie czwartkowy szczyt, w trakcie którego po raz pierwszy zostanie omówiony plan dozbrajania Europy. Jego kolejnym elementem będzie zgoda na wzrost wydatków na obronę z pominięciem przepisów dotyczących nadmiernego zadłużenia. Bruksela uruchomi klauzulę korekcyjną, zgodne z którą wydatki wojskowe nie będą wliczane do limitu długu publicznego. Propozycje KE uzupełnia pomysł wykorzystania funduszy regionalnych na cele obronne i zmiany zasad funkcjonowania Europejskiego Banku Inwestycyjnego, aby i on mógł finansować takie inwestycje.