Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas przyznaje, że szanse na konfiskatę zamrożonych rosyjskich aktywów w najbliższej przyszłości są niewielkie. Chodzi o kwotę rzędu 200 mld dol., która w większości jest przechowywana w Belgii przez tamtejszą izbę rozliczeniową Euroclear. – Musielibyśmy mieć poparcie wszystkich państw członkowskich, a na razie się na to nie zapowiada – powiedziała Kallas na niedawnej konferencji prasowej.

Unijna urzędniczka, która do ubiegłego roku kierowała pracami estońskiego rządu, jest zwolenniczką tego pomysłu, ale wspierają ją w tym głównie kraje znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie Rosji, jak Polska. Premier Donald Tusk napisał na portalu X, że „pora skończyć z gadaniem i przejść do działania”. „Pomoc dla Ukrainy powinna zostać sfinansowana z zamrożonych rosyjskich aktywów” – przekonywał. Podobnego zdania są Czesi i Litwini oraz niektórzy sojusznicy spoza Unii Europejskiej. – Europa musi działać szybko. Uważam, że powinniśmy przejść od zamrażania aktywów do ich konfiskaty. To nie jest kwestia, w której jakikolwiek rząd może działać samodzielnie. Musimy współpracować – komentował we wtorek szef brytyjskiej dyplomacji David Lammy.

Ochrona przed Trumpem

W obliczu zaostrzającej się retoryki administracji Donalda Trumpa wobec Ukrainy w Europie coraz częściej pojawiają się argumenty, że przekazanie rosyjskich pieniędzy władzom w Kijowie stanowiłoby ważne zabezpieczenie dla pogrążonego w wojnie kraju i potencjalnie umożliwiłoby mu uzyskanie przewagi na polu bitwy. – Zamrożonymi rosyjskimi aktywami moglibyśmy zastąpić wsparcie USA, jeśli nie zdecydują się one dalej wspierać Ukrainy – powiedział w poniedziałek minister spraw zagranicznych Estonii Margus Tsahkna. Po przeciwnej stronie barykady stoją europejskie potęgi: Francja, Hiszpania, Niemcy i Włochy, oraz przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

– Spotykam się z argumentami, że takie posunięcie wpłynie negatywnie na globalne rynki finansowe. To nieprawda. Choćby dlatego, że 89 proc. światowych rezerw walutowych jest przechowywanych w państwach G7 – mówi w rozmowie z DGP Julija Ziskina z amerykańskiej organizacji Razom for Ukraine. W podobnym tonie wypowiadał się tuż przed objęciem stanowiska w administracji Trumpa sekretarz skarbu USA Scott Bessent. W jednym z wywiadów przyznał, że przejęcie rosyjskich aktywów nie wpłynęłoby negatywnie na stabilność euro czy dolara. Jak twierdzi Zyskina, w przestrzeni publicznej dominuje przekonanie, że konfiskata rosyjskich aktywów jest „w jakiś sposób sprzeczna z prawem międzynarodowym”. Taką narrację próbuje forsować Rosja. Tamtejsi inwestorzy wystosowali przeciw Euroclear co najmniej 100 pozwów w rosyjskich sądach, domagając się zwrotu aktywów. Powołują się przy tym na traktat inwestycyjny między Związkiem Radzieckim a Belgią i Luksemburgiem z 1989 r.

Straszak na Putina

Od rozpoczęcia rozmów pokojowych między Moskwą a Waszyngtonem w Rijadzie, do udziału w których nie zostali zaproszeni ani przedstawiciele UE, ani Ukrainy, przeciwnicy konfiskaty wskazują na jeszcze jeden argument: ich przejęcie dodatkowo osłabiłoby pozycję Unii w procesie pokojowym. Europejczycy wciąż liczą, że Amerykanie zaproszą ich do stołu negocjacyjnego, co zasugerował niedawno sekretarz stanu USA Marco Rubio. W wywiadzie dla stacji CBS powiedział, że negocjacje na dobre się jeszcze nie rozpoczęły, a jeśli posuną się naprzód, to Ukraińcy i inni Europejczycy zostaną do nich włączeni. Być może dlatego prezydent Francji Emmanuel Macron uznał podczas poniedziałkowego spotkania z Trumpem w Gabinecie Owalnym, że zamrożone aktywa stanowią ważną dźwignię, którą warto będzie wykorzystać pod koniec wojny. Gdyby Moskwa chciała je odzyskać, powinna zaoferować coś w zamian.

Plusy takiego rozwiązania dostrzegają także państwa bałtyckie, które opowiadają się za jak najszybszym przekazaniem środków Ukrainie. Jak pisze Politico, w dokumencie przygotowanym na posiedzenie unijnych ministrów spraw zagranicznych Tallinn stwierdził, że „dalsze wstrzymywanie aktywów służy jako dźwignia finansowa i dyplomatyczna, która sprawia, że Rosja ma wyraźną, namacalną zachętę do negocjowania ugody i rekompensaty dla Ukrainy”. Z doniesień Reutersa wynika, że Rosja może być skłonna do przeznaczenia części tych aktywów (ich wartość szacowana jest na 300 mld dol., ale część jest przechowywana poza UE) na odbudowę Ukrainy w ramach porozumienia pokojowego. Moskwa nalega jednak, by wydać je na odbudowę okupowanych przez nią terytoriów.

Temat najpewniej pojawi się w dyskusjach na szczycie G20, który rozpoczął się wczoraj w Kapsztadzie. Ministrowie finansów G7, którzy uczestniczą w spotkaniu, mają dyskutować tam nad dalszym wsparciem dla Ukrainy. Dotychczas przywódcy państw G7 zdecydowali jedynie o wykorzystaniu zysków z zamrożonych aktywów do udzielenia Ukrainie pożyczek wartych ok. 50 mld dol. – Uważam, że to świetny pierwszy krok, ale zdecydowanie niewystarczający. Według najlepszych szacunków kwota ta mogłaby wystarczyć Ukrainie najdalej do przyszłego roku, nie wliczając kosztów odbudowy, które szacuje się na 500 mld dol., czy odszkodowań dla ofiar wojny – tłumaczy Zyskina. I przekonuje, że dla Rosji to żadna kara. – W końcu środki te nie pochodzą bezpośrednio z rosyjskich zasobów, a jedynie z odsetek – twierdzi.