Początek poniedziałkowych notowań przyniósł wzrost kursu euro powyżej 1,05 dolara. W ciągu dnia wspólna waluta traciła na wartości, w dalszym ciągu jednak utrzymując się powyżej poziomu z zakończenia poprzedniego tygodnia. W umiarkowanym umocnieniu euro eksperci doszukali się wpływu niemieckich wyborów, podkreślając jednak, że dla rynku walutowego ważniejsze są inne czynniki, jak potencjalne cła nakładane przez Stany Zjednoczone czy rozmowy dotyczące zakończenia wojny w Ukrainie.
Niemal 1 proc. wzrosły w poniedziałkowe przedpołudnie kursy na giełdzie we Frankfurcie. Niemiecki rynek akcji, regularnie poprawiający na początku 2025 r. historyczne rekordy, zachowywał się na starcie tygodnia lepiej niż większość europejskich rynków. Jednak i w tym przypadku wynik wyborów nie jest ważnym czynnikiem mającym wpływ na kierunek trendu. Inaczej może być na rynku obligacji. „Rynek długu może zyskać, bo rentowności Bundów (niemieckich papierów skarbowych – red.) rosły (ceny obligacji spadały) od kilku miesięcy w oczekiwaniu na poluzowanie fiskalne” – napisali w komentarzu analitycy ING Banku Śląskiego.
Fiskalny hamulec
Najważniejszą z punktu widzenia gospodarki kwestią, istotną także dla ekonomicznych partnerów Niemiec, jak Polska, którą miały rozstrzygnąć wybory, była zdolność do zdecydowanego zwiększenia przez Berlin wydatków publicznych. Ostatnie tygodnie, w których Europa dowiedziała się, że prezydent USA Donald Trump jest gotów zakończyć wojnę na Ukrainie na warunkach korzystnych dla Rosji, wskazały też, że dodatkowe fundusze powinny iść głównie na obronność. W Niemczech główną przeszkodą na drodze do realizacji tego scenariusza jest zapis konstytucji stanowiący, że deficyt strukturalny (występujący bez względu na wahania koniunktury) ma nie przekraczać 0,35 proc. PKB. Biorąc pod uwagę dane za 2024 r., to kwota 15 mld euro.
Po ogłoszeniu wyniku wyborów eksperci są sceptyczni w kwestii zniesienia fiskalnego hamulca. Najbardziej prawdopodobnym – a według niektórych komentatorów jedynym możliwym – politycznym scenariuszem jest tzw. wielka koalicja, czyli wspólne rządy CDU/CSU i SPD. Pozwoli to na uzyskanie stabilnej większości. Obydwie partie byłyby skłonne do reformy fiskalnych rozwiązań, jednak nawet wspólnie z Zielonymi nie będą w stanie uzyskać 2/3 głosów w parlamencie, niezbędnych do zmiany konstytucji. Skrajna prawica z AfD jest przeciwna zwiększaniu wydatków publicznych ponad istniejące limity. Skrajna lewica z partii Die Linke byłaby skłonna poprzeć zniesienie konstytucyjnych ograniczeń i podniesienie publicznych inwestycji, pod warunkiem, że pieniądze te nie pójdą na obronność. Wspólnie obie partie mają dość głosów, żeby zablokować zmiany w ustawie zasadniczej. Parlamentarna arytmetyka może zamknąć drogę także do ustanowienia pozabudżetowego funduszu finansującego dodatkowe inwestycje militarne. Według ekonomistów ING BSK historia ostatnich dekad pokazuje, że koalicja CDU/CSU i SPD oznacza powolne zmiany i brak dużych reform.
„W takim (politycznym – red.) układzie Polska nie może liczyć na szybkie ożywienie koniunktury, czy duży wzrost wydatków obronnych w Niemczech” – napisali eksperci w analizie.
Jak wyjść z recesji
W podniesieniu zdolności militarnych Unii i zapowiedzianej przez Komisję Europejską w zeszłym roku odbudowie przemysłu Niemcy mają do odegrania kluczową rolę. Na koniec 2024 roku dług publiczny stanowił 63 proc. PKB Niemiec. Dla Francji i Włoch wskaźnik ten wynosił, odpowiednio, 113 i 139 proc. Obydwa państwa objęte są przez UE procedurą nadmiernego deficytu. W gronie najważniejszych unijnych krajów tylko Niemcy mogą bez problemu sfinansować dodatkowe wydatki publiczne. W 2024 r. nasz zachodni sąsiad wydał na obronność 91 mld euro, równowartość 2 proc. PKB. Po rozpadzie rządzącej koalicji, co doprowadziło do przedterminowych wyborów, budżet federalny na 2025 rok nie został jeszcze przegłosowany w parlamencie.
Według ekonomistów Goldman Sachs nawet w obecnych warunkach politycznych na stole wciąż są rozwiązania prowadzące do wyższych wydatków budżetowych, choć ich uruchomienie zajmie więcej czasu. Przyszły niemiecki rząd może powołać się, jak w trakcie pandemii, na nadzwyczajne okoliczności zewnętrzne, wymuszające zwiększenie wydatków. To rozwiązanie krótkoterminowe, znoszące hamulec fiskalny na jeden rok. Inną drogą jest finansowanie dodatkowych wydatków na obronność z poziomu wspólnych instrumentów unijnych, które mogą trafiać do poszczególnych państw jako dotacje, co umożliwi ominięcie fiskalnych ograniczeń.
Nawet jednak jeśli nie uda się wdrożyć w życie kluczowych zmian, to i tak wychodząca z mozołem z 2-letniej recesji niemiecka gospodarka może liczyć na wsparcie ze strony polityków. Bardzo prawdopodobne jest zmniejszenie podatków osobistych – takie rozwiązania proponowały w kampanii zarówno CDU/CSU, jak i SPD. Na zachęty, których celem jest zwiększenie inwestycji, mogą liczyć niemieckie firmy, choć w tym aspekcie przyszli koalicjanci proponują odmienne narzędzia. Friedrich Merz, szef CDU i najpewniej przyszły kanclerz, zadeklarował obniżenie stawki podatku od osób prawnych z 30 do 25 proc. SPD rekomenduje ulgi podatkowe związane z inwestycjami. Koszty tych rozwiązań w praktyce wykluczają jednak dodatkowe nakłady finansowane ze środków publicznych, o ile nie dojdzie do zasadniczych zmian w ramach budżetowych. ©℗