Wcześniej kraj zdążył się rozpaść na skłócone państewka w rodzaju Królestwa Galicyjskiego czy Związku Wolnych Samowystarczalnych Republik (rosyjski skrót nazwy jest tożsamy ze skrótem ZSRR) na Donbasie. Galicjanie i doniecczanie padają sobie w ramiona, Ukraina „podnosi głowę”, a po rozprawie z oligarchią i korupcją odbudowuje przemysł. Przywódcy G7 ostrzegają Hołoborod’kę, by nie przesadzał z rozwojem technologii i zajął się rolnictwem. Prezydent odmawia, wywołując irytację partnerów, i zapowiada dojście do poziomu PKB Niemiec. Zachód odmawia kredytu w obawie przed wzrostem potęgi Ukrainy, ale pomagają rodacy, którzy dzielą się oszczędnościami. Na centralnym placu Kijowa rośnie góra złota, z której Ukraina spłaca długi. W ostatniej scenie dzieci uczą się w szkole o Hołoborod’ce.

Ostatnie dni poziomem patosu i surrealizmu przypominają nieznany sezon „Sługi narodu”, choć na razie trudno powiedzieć, czy i ten skończy się happy endem. Zełenski, metrykalnie starszy o sześć, a z wyglądu o jakieś 20 lat, broni kraju przed rosyjską agresją. Ukraińcy zrzucają się nie na spłatę długu, ale na zaopatrzenie armii. Prezydent budzi irytację u najważniejszego przedstawiciela Zachodu nie zapowiedziami boomu ekonomicznego, ale odmową podpisania upokarzającej, neokolonialnej umowy o eksploatacji surowców. Budzi irytację nie tylko tym – dodajmy dla porządku – bo i tradycyjne ustawianie partnerów poprzez maksymalizację żądań wygłaszanych nieznoszącym sprzeciwu tonem działało trzy lata temu, ale dziś jest kontrskuteczne. Ukraińców skupia wokół władzy nie dramat w kopalni, jak w serialu, ale wybielające Rosję kłamstwa Donalda Trumpa.

O Zełenskim dzieci też będą uczyć się w szkołach, ale na razie nie wiadomo, za jaką odpowiedź na polecenie „Podaj datę zakończenia i skutki wojny rosyjsko-ukraińskiej” będą dostawać punkty na sprawdzianach. Przypadająca dzisiaj trzecia rocznica rozpoczęcia inwazji skłania, by oderwać się od galopującego retorycznego szaleństwa prezydenta USA. Jeśli wziąć pod uwagę punkt wyjścia, sytuacja jest taka, jak w serialu „Czarnobyl” Johana Rencka: „not great, not terrible”. Na pierwszy rzut oka takie postawienie sprawy może zaskakiwać, ale pamiętajmy, że 24 lutego 2022 r. wielu zachodnich polityków dawało Zełenskiemu kilka dni, a Amerykanie sugerowali, że pora tworzyć rząd emigracyjny. Biuro na uchodźstwie, i to na krótko, ustanowiło tylko MSZ. Z warszawskiego hotelu Bristol łatwiej było koordynować wysiłki dyplomatów.

Biorąc pod uwagę, jak nieprzygotowana do wojny była wtedy Ukraina, czarne wizje nie były zupełnie pozbawione podstaw. Mimo to Ukraińcy obronili stolicę i odnieśli kilka innych spektakularnych zwycięstw. Równoległa ofensywa dyplomatyczna, czasem przybierająca formę szantażu moralnego, skłoniła Zachód do uruchomienia dostaw broni. Większych, niż można było się spodziewać u progu inwazji, ale zbyt małych i powolnych, by złamać kręgosłup armii okupacyjnej. Odniesione w 2023 r. zwycięstwo na wodzie, które odepchnęło wroga na wschodnie krańce Morza Czarnego, było ostatnie z serii. Od tej pory panuje remis ze wskazaniem na Rosję. Kreml nie jest w stanie przełamać frontu, Kijów – zatrzymać pełzającego natarcia.

Problem w tym, że z powrotem Trumpa zmieniły się okoliczności. Można uznać, że prezydent jest nieprzewidywalnym szaleńcem, który sprzedał Ukrainę Rosji, bo nie lubi Zełenskiego. Łatwe wyjaśnienie, które zwalnia z obowiązku analizy. Po dwóch tygodniach wzmożenia nowej administracji jakichś zrębów logiki można jednak szukać. Jak się wydaje, Trump dąży do odciągnięcia Moskwy od Chin i szybkiego rozejmu. Bez względu na koszt, bo i tak ma go ponieść Europa z Ukrainą na czele, m.in. przekazując Amerykanom kontrolę nad surowcami. Zełenski nie odrzucił tej umowy, zresztą sam podrzucił Trumpowi jej pomysł, który ten sprowadził do absurdu. Jeden z doradców rządu Ukrainy mówi mi, że nie ma innej opcji poza podpisaniem układu, ale nie w tak drastycznej formie, jak chciał Trump. Ten targ też trwa.

Zełenski na spotkaniach z delegacjami od Trumpa nie przebiera w słowach, co doprowadziło Biały Dom do furii. Jeśli jednak dla USA priorytetem są złoża i ChRL, całą tę retoryczną biegunkę i bajki o 4 proc. poparcia można by uznać za chorą taktykę negocjacji z Zełenskim. Inna sprawa, że Trump złamał już obietnicę nakłonienia do ustępstw obu stron. Jedynym bokiem czworokąta USA–Rosja–Ukraina–UE, który poszedł na ustępstwa, jest on sam – wobec Putina. Kijów kapitulacji nie podpisze. Czarny scenariusz cofnie rozważania o trzy lata do pytania, jak długo Ukraina zdoła się bronić bez wsparcia USA. Wówczas Kijów wywalczył sobie to wsparcie sam, skutecznie broniąc państwowości. Czy i teraz ją obroni, zależy nie tylko od niego, ale i od pobudki w Europie. O efektach będą się uczyć w szkołach nie tylko ukraińskie dzieci. ©℗