Wśród ukraińskich elit istnieje obawa, że w najbliższym czasie Białoruś zostanie wykorzystana do zorganizowania znaczącej prowokacji na granicy z Litwą, Polską bądź Ukrainą – ustalił DGP.

Miałby to być test na reakcję administracji nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Temu miałyby służyć przesunięcie wyborów prezydenckich oraz przesłanki związane z przygotowaniem propagandowym.

Zerowe szanse

Siódme wybory Alaksandra Łukaszenki zostały przyspieszone z lutego na styczeń w ostatniej chwili, ku zaskoczeniu dużej części nomenklatury. Część komentatorów tłumaczyła to zwycięstwem Trumpa w listopadowych wyborach w USA i spodziewaną wzmożoną aktywnością dyplomatyczną Białego Domu. W myśl tej wersji Łukaszenka w momencie inauguracji Trumpa chciał mieć już proces wyborczy za sobą. Ale jest też inna interpretacja, którą usłyszeliśmy w Kijowie. Wybory miałyby być testem potencjału protestu. Moskwa miałaby w ten sposób sprawdzić, czy Łukaszence udało się spacyfikować społeczeństwo na tyle, by zażegnać ryzyko wystąpień w sytuacji, w której Białoruś miałaby zostać wykorzystana do eskalacji tarć z Zachodem.

Ten test zakończył się pomyślnie dla Łukaszenki. – Choć zza granicy próbowali skazić sytuację, tak spokojnych wyborów i kampanii wyborczych jeszcze u nas nie było – triumfował minister spraw wewnętrznych Iwan Kubrakou. Społeczeństwo zostało skutecznie zastraszone, a niezależni liderzy zostali wtrąceni do więzień albo zmuszeni do emigracji. Także liderka opozycji Swiatłana Cichanouska nie wzywała do protestów. Adwersarze Łukaszenki wiedzieli, że szanse na sukces byłyby zerowe, a ewentualnym uczestnikom groziłoby wieloletnie więzienie. W tej sytuacji ostatnim przejawem niepokory były akcje tzw. torowych partyzantów, którzy w 2022 r., gdy Łukaszenka wspierał logistycznie rosyjski atak na Ukrainę, dokonywali aktów sabotażu na kolei.

Białoruś stała się de facto rosyjską placówką wojskową

– Biorąc pod uwagę, w jaki sposób przebiegły wybory, Białoruś stała się de facto rosyjską placówką wojskową, tworzącą dodatkową presję na wschodnie granice NATO – mówi DGP poseł Sługi Narodu Ołeh Dunda. Jego zdaniem w ciągu najbliższych tygodni może dojść do prowokacji, która miałaby przetestować reakcję administracji Trumpa na atak niskiej intensywności, np. z wykorzystaniem ograniczonej liczby dronów FPV.

Jeden z naszych rozmówców zbliżonych do władz w Kijowie zapewnia, że Ukraińcy zaobserwowali zwiększoną aktywność wojskową na granicy ukraińsko-białoruskiej. Na dowód pokazuje film przedstawiający ustawianie zapór przeciwczołgowych w pobliżu jednego z przejść granicznych, twierdząc, że pochodzi on z tego tygodnia. Widać na nim znak wjazdowy do obwodu homelskiego i krajobraz wskazujący na ciepły styczeń, panujący w tym roku w regionie, choć niezależnie nie da się zweryfikować czasu powstania materiału.

Wzmocnienie obecności wojskowej na południu Białorusi

Istnieją jednak też inne przesłanki wskazujące na wzrost zagrożenia. „Biełaruski hajun”, monitorujący aktywność białoruskich sił zbrojnych, informował, że na początku stycznia w pobliżu wsi Piańki, na drodze łączącej ukraińską granicę z Mozyrzem, pojawiły się dziesiątki punktów prowadzenia ognia, okopy, szlabany, ziemianki i punkt kontrolny. Oficjalnie chodzi o ćwiczenia. W grudniu 2024 r. w rejonie mozyrskim ponownie rozlokowano pododdziały 120. brygady zmechanizowanej. Inne jednostki wróciły na inne odcinki granicy z Ukrainą. Jesienią wojska białoruskie zostały tymczasowo wycofane z terenów przygranicznych; teraz tamta decyzja najwyraźniej została cofnięta.

„Przedstawiciele reżimu Łukaszenki nie komentowali wzmocnienia obecności wojskowej w południowej Białorusi” – pisze „Biełaruski hajun”. Ekspert wojskowy płk Serhij Hrabski uspokaja jednak, że białoruska armia nie jest zdolna do poważnych działań zaczepnych, ale jedynie – na rozkaz Moskwy – do ograniczonych incydentów.

Grożenie prowokacjami. "Jeśli na ścianie wisi broń, to w końcu wystrzeli"

W wieczór wyborczy Łukaszenka zapowiedział rozmieszczenie w najbliższych dniach pocisków średniego zasięgu Oriesznik. Po raz pierwszy zestaw został zastosowany do ataku na Dniepr w listopadzie 2024 r. To kolejny element dozbrojenia Białorusi po rozlokowanych tam od lat zestawach Iskander oraz broni jądrowej, rozmieszczonej na Białorusi w zeszłym roku. Łukaszenka dodał, że już iskandery stanowią broń wystarczającą do ataku na sąsiadów. – Nikogo nie straszę, ale one spokojnie dosięgają i do Warszawy, i do Kijowa, o Wilnie nie wspominając. To nie znaczy, że my w nich celujemy, broń Boże, to nasi sąsiedzi. Potem pomyślałem: to niezła broń, ale słabawa. I tu bach! pojawia się Oriesznik – opowiadał białoruski przywódca.

We wtorek Uzbekistan poinformował, że ze względów bezpieczeństwa wstrzymuje loty swoich linii lotniczych nad Rosją i Białorusią.

Kampania propagandowa strasząca prowokacjami granicznymi trwa na Białorusi od wielu miesięcy. Telewizja państwowa twierdzi, że zostaną do tego wykorzystane grupy białoruskich emigrantów z Polski i Litwy. Grozili nimi przedstawiciele struktur siłowych. Teraz dołączył do nich uznawany za umiarkowanego minister spraw zagranicznych Maksim Ryżankou. – Obserwujemy wiele zmilitaryzowanych działań ze strony Polski, Litwy, Łotwy – powiedział we wczorajszym wywiadzie dla rosyjskich „Izwiestii”. – Jeśli na ścianie wisi broń, to w końcu wystrzeli. Naszym zadaniem jest nie ulegać prowokacjom, bo w takim starciu zwycięzców nie będzie. Jeśli Zachód dzisiaj postawi Rosję i Białoruś przed wyborem związanym z przetrwaniem cywilizacji, innego wariantu nie będzie – dodał. ©℗