Nie jest łatwo zrekonstruować ostatnie wydarzenia w Waszyngtonie. Memorandum nowego sekretarza stanu Marca Rubia dotyczące zamrożenia pomocy zagranicznej, choć idzie dalej niż dekrety Donalda Trumpa, nie jest jednoznaczne i podlega różnym interpretacjom.

W Departamencie Stanu trwa analiza prawna, który program i kiedy powinien zostać zawieszony, na jak długo i w jakim zakresie. Stawianie tezy, że wstrzymano pomoc wojskową dla Ukrainy, jest przedwczesne, zresztą sam prezydent Wołodymyr Zełenski mówił, że „wojskowo nic nie zostało zatrzymane”.

Oczywiście memorandum Rubia to nie są dobre wieści dla Ukrainy. Niektóre działające w Ukrainie podmioty współfinansowane przez odpowiedzialną za pomoc rozwojową agencję USAID zaczęły otrzymywać polecenia wstrzymania pracy. Negatywnym sygnałem politycznym dla Kijowa jest też to, że wśród wyjątków od nakazu zamrożenia znajdują się programy wsparcia wojskowego dla Egiptu i Izraela. To sugeruje, że Amerykanie mają partnerów różnych prędkości. Szczęśliwie – nawet jeśli wyjdzie z tego „szerokie zamrożenie” – nie jest to końcowa decyzja. Przez trzy miesiące programy będą poddawane rewizji. To czas na lobbing i działania polityczne.

Możemy uznać, że skoro mało jest w tym przejrzystości, a komunikaty płynące z Waszyngtonu nie są spójne, to znaczy, że republikanie zaprowadzili w stolicy chaos niczym z filmu „Czy leci z nami pilot?”. Możemy też postawić tezę, że nowej administracji na losie Ukrainy po prostu nie zależy tak jak poprzednikom. Możemy jednak stwierdzić też, że to element szerszej strategii Trumpa, która ma zmusić Kijów i Moskwę do negocjacji. Nowy prezydent ostrzegał już Rosję przed sankcjami, jeśli nie zakończy wojny. Teraz do żonglowania sankcjami dołożył niejasność w sprawie pomocy wojskowej. W ten sposób sygnalizuje Ukrainie i Rosji, że jest elastyczny i gotowy na wszystko. Jednej i drugiej stronie pokazuje i kij, i marchewkę. ©℗