Zachodnia misja pokojowa na Ukrainie nie jest już tematem tabu. Pojawia się zarówno w rozważaniach Trumpa, jak i w rozmowach mocarstw zachodnioeuropejskich.

Po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA Brytyjczycy i Francuzi wrócili do rozważań na temat wysłania żołnierzy do Ukrainy. Jak sugerują eksperci pytani przez „Le Monde”, który ujawnił prowadzenie rozmów, byłoby to możliwe po zawieszeniu broni, przy czym zachodnie wojska miałyby sprawować nad nim nadzór. Pomysł koresponduje z domniemanym planem Trumpa, o jakim pisał wcześniej „Financial Times”.

Prezydent Emmanuel Macron wraca tym samym do pomysłu, który zaproponował w lutym. Wówczas spotkał się z zainteresowaniem Brytyjczyków i silnym oporem Niemców. – Mówi i myśli jak polityk bałtycki – komplementował go ówczesny szef MSZ Łotwy Krišjānis Kariņš w rozmowie z „The Guardian”. Propozycja nie została wówczas wdrożona. Macron wrócił jednak do niej podczas wizyty premiera Wielkiej Brytanii Keira Starmera z okazji obchodów rocznicy zakończenia I wojny światowej 11 listopada. Koncepcja zakłada wysłanie nad Dniepr żołnierzy i pracowników prywatnych, ale powiązanych z władzami firm wojskowych. – Trwają dyskusje między Wielką Brytanią a Francją na temat współpracy obronnej. Dotyczą zwłaszcza stworzenia w Europie twardego jądra sojuszników skupionych w Ukrainie i szerszym bezpieczeństwie europejskim – powiedział dziennikarzom informator w brytyjskim wojsku.

Nie okazywać słabości

W piątek Londyn odwiedził szef francuskiego MSZ Jean-Noël Barrot. W rozmowie z BBC zasugerował, że Paryż w ślad za Amerykanami i Brytyjczykami zgodzi się na używanie pocisków własnej produkcji do ostrzeliwania celów w głębi Rosji. Minister dodał, że Zachód, pomagając Ukrainie, nie powinien sam sobie wyznaczać czerwonych linii, a zapytany o możliwość wysłania wojsk nad Dniepr, odparł, że „nie wyklucza żadnej opcji”. – Jesteśmy otwarci na wystosowanie zaproszenia (do przystąpienia Ukrainy do NATO – red.) i w dyskusji z przyjaciółmi oraz sojusznikami staramy się ich zbliżać do naszego stanowiska – dodał Barrot.

Kariņš, komentując w marcu zmianę nastawienia Macrona, przekonywał, że prezydent przeszedł przemianę ideową: zaczynał od przekonania, że można skutecznie nakłaniać Władimira Putina do zmiany zachowania, by w końcu uznać, że optymalnym wariantem byłaby klęska Rosji na polu walki.

– Francja to kraj pokoju. Ale aby osiągnąć pokój w Ukrainie, nie powinniśmy okazywać słabości – przekonywał Macron w marcowej rozmowie z TF1.

Polski szef dyplomacji Radosław Sikorski w rozmowie ze współpracującymi z Kremlem Rosjanami, którzy podszyli się pod byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę, sugerował, że za francuskimi sugestiami wysłania wojsk nad Dniepr kryje się zamiar wzmocnienia pozycji negocjacyjnej.

W tym kontekście powrót do koncepcji po zwycięstwie Trumpa byłby zrozumiały. Jak pisał „Financial Times”, prezydent elekt chce zamrozić wojnę wzdłuż obecnej linii frontu, wysłać europejskie, w tym polskie wojska do pilnowania rozejmu i wstrzymać rozmowy o akcesji do NATO na 20 lat. Bloomberg podawał, że zbliżone pomysły przedstawi Turcja, ale na szczycie G20, na którym według agencji koncepcja miała zostać zaproponowana, nic takiego nie nastąpiło.

Samodzielnie – nie

Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz ewentualną obecność polskiego kontyngentu w składzie tego typu sił uzależnia od tego, czy byłaby to decyzja całego NATO. – Jeśli Sojusz uzgodni jakąś odpowiedź jako całość, to jesteśmy jego częścią i temu podlegamy. W efekcie będziemy brać w tym udział. Polska samodzielnie – nie – mówił wicepremier 7 listopada w rozmowie z RMF FM.

– Dyskusje na ten temat nie wyszły poza bardzo ogólne ramy – zapewnia źródło w polskim MSZ. Według naszego rozmówcy pojawił się np. pomysł przypominający rozwiązanie zastosowane po wojnie koreańskiej. Rozejmu po stronie Korei Płn. pilnowali wówczas przedstawiciele Czechosłowacji i Polski, a po stronie Korei Płd. – Szwajcarzy i Szwedzi. – Kijów mógłby postawić po swojej stronie linii rozgraniczenia na oddziały sojuszników z Zachodu, a Moskwa po drugiej stronie na tych, komu sama ufa, np. na Biało rusinów – słyszymy.

Jako pierwszy koncepcję wysłania zachodnich żołnierzy zaproponował wicepremier Jarosław Kaczyński podczas wizyty w Kijowie w marcu 2022 r. Była to pierwsza delegacja, która dotarła do wciąż zagrożonej blokadą ukraińskiej stolicy po 24 lutego. – Potrzebna jest misja pokojowa, humanitarna, przygotowana przez NATO i może inne organizacje – mówił Kaczyński. – To będzie misja dążąca do pokoju, do udzielenia pomocy humanitarnej, ale jedno cześnie osłonięta przez odpowiednie siły zbrojne – dodał. Pomysł został jednak odrzucony – także dlatego, że lider PiS z nikim go nie skonsultował, a jego ogłoszenie zaskoczyło nawet ukraińskich gospodarzy. – Nie potrzebujemy w naszym kraju zamrożonego konfliktu. To kraj nasz i naszych obywateli, a ja jestem prezydentem, i to my będziemy decydować, czy będą tu obecne jakiekolwiek siły – komentował potem Wołodymyr Zełenski w rozmowie z rosyjskimi mediami nie państwowymi. ©℗

Sybiha na konsultacjach w Polsce

Na wczorajszym spotkaniu z szefem ukraińskiej dyplomacji Andrijem Sybihą w Warszawie minister Radosław Sikorski miał się podzielić efektami rozmów w formacie E5 z udziałem Francji, Niemiec, Polski, Wielkiej Brytanii i Włoch, które odbyły się 19 listopada. Z kolei w poniedziałek w Berlinie rozmawiali szefowie resortów obrony E5. – Europa musi zwiększyć wysiłki na rzecz pomocy Ukrainie i zwiększenia swojego bezpieczeństwa – mówił wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Następne takie spotkanie odbędzie się najpewniej w Polsce na początku 2025 r.

Sybiha wracał do Kijowa z rozmów szefów dyplomacji państw grupy G7. W Rzymie Sybiha dyskutował nie tylko w gronie standardowego zestawu sojuszników, lecz także z przedstawicielami Indii, Indonezji i Kataru, a więc państw, które wyrażały zainteresowanie mediacją między Rosją a Ukrainą. Arabska monarchia już pośredniczy w rozmowach o wymianie jeńców, a według niektórych źródeł także o embargu na ostrzał infrastruktury energetycznej. Wczorajsze spotkanie w Warszawie miało być pierwszym, w którym wziął udział nowy ambasador Ukrainy. Wasyl Bodnar trafił nad Wisłę z placówki w Turcji, a wcześniej był wiceszefem MSZ. W poniedziałek Bodnar złożył kopię listów uwierzytelniających na ręce wiceszefowej dyplomacji (oryginały składa się na ręce głowy państwa). O tym, że to on zostanie następcą Wasyla Zwarycza, który z kolei pojechał do Czech, jako pierwszy napisał DGP. ©℗

Michał Potocki