Tbilisi szykowało się wczoraj do buntu. Gdy zamykaliśmy to wydanie DGP, mieszkańcy gruzińskiej stolicy zbierali się w centrum, by wyrazić sprzeciw wobec rezultatów sobotnich wyborów parlamentarnych. Poniedziałkowy protest był pierwszym takim zrywem od ogłoszenia wyników, które według opozycji zostały sfałszowane przez rządzące krajem od 12 lat Gruzińskie Marzenie (KO). Według Centralnej Komisji Wyborczej to ugrupowanie zdobyło 54 proc. głosów. Jednak sondaże exit poll, które zostały przeprowadzone na zlecenie partii opozycyjnych, wskazywały, że cieszyło się ono znacznie niższym poparciem, oscylującym wokół 41 proc.

Dlatego opozycja, podzielona na cztery oddzielne bloki wyborcze, ogłosiła, że nie obejmie mandatów i zbojkotuje prace parlamentu. Podobną decyzję opozycjoniści podjęli po poprzednich wyborach, ale po mediacji Zachodu zdecydowali się wrócić do parlamentu. „Bidzina Iwaniszwili (faktyczny lider KO – red.) miał ostatnią szansę na uratowanie europejskiej przyszłości Gruzji poprzez przeprowadzenie wolnych i uczciwych wyborów, ale poświęcił ją w imię utrzymania władzy. Nie chcemy legitymizować takiego parlamentu. Wyniki wyborów nie reprezentują woli narodu gruzińskiego” – napisał na portalu X były premier Giorgi Gacharia, lider ugrupowania Dla Gruzji.

Jak długo potrwają protesty?

Na razie nie wiadomo, jak długotrwałe będą protesty. Weekend w stolicy upłynął spokojnie. Przed parlamentem zebrała się co prawda niewielka grupa obywateli z flagami Gruzji, Ukrainy i Unii Europejskiej oraz banerami z wizerunkiem przebywającego w więzieniu byłego prezydenta z ramienia Zjednoczonego Ruchu Narodowego (ENM) Micheila Saakaszwiliego, ale nie budziła ona zainteresowania przechodniów. Z informacji DGP wynika, że właściwe protesty rozpoczęły się z opóźnieniem ze względu na spory między partiami. Choć w kampanii obiecywały one, że w razie wygranej utworzą rząd, to łączy je wyłącznie niechęć do KO. Nie przygotowały za to przed wyborami strategii na wypadek, gdyby sfałszowano wybory, choć takim scenariuszem straszyły od miesięcy.

– Niektóre frakcje uważały, że demonstracje to zły pomysł. Inne nie chciały pokazywać się publicznie w naszym towarzystwie, bo ich wyborcy nas nie lubią – wskazuje źródło w ENM. Jak słyszymy, opozycja wstrzymywała się z podjęciem decyzji w sprawie protestu głównie dlatego, że do ostatniej chwili nie wiedziała, czy prezydent Salome Zurabiszwili, która zaplanowała powyborczą konferencję dopiero na godz. 21 w niedzielę, uzna wyniki za rzetelne. – Gdyby tak się stało, ludzie nie wyszliby masowo na ulice – tłumaczy nasz rozmówca. Istniały podejrzenia, że w obawie przed powtórzeniem losów Saakaszwilego Zurabiszwili przedłoży własne bezpieczeństwo ponad sprawy kraju. – Poza tym wiele osób wciąż jej nie ufa. W kampanii wspierała opozycję, ale niektórzy uważają, że ma duży sentyment do KO – opowiada jeden ze sztabowców ENM.

W 2018 r. Zurabiszwili startowała w wyborach prezydenckich formalnie jako niezależna kandydatka, ale było to możliwe dzięki poparciu KO. Jej relacje z partią rządzącą uległy pogorszeniu po wyborach parlamentarnych w 2020 r., które – podobnie jak dziś – zostały uznane przez opozycję za sfałszowane. Teraz Zurabiszwili tym bardziej stanęła po stronie opozycji. – To, czego byliśmy świadkami w sobotę, było bezprecedensowe. Doszło do sfałszowania i kradzieży głosów. Zastosowano nowoczesne technologie, aby ukryć te manipulacje. To poziom oszustwa, z jakim nie mieliśmy wcześniej do czynienia – grzmiała podczas wspólnej konferencji z przywódcami opozycji. – Staliśmy się ofiarami tego, co można opisać jedynie jako rosyjską operację specjalną. To nowa forma wojny hybrydowej prowadzonej przeciw naszym obywatelom i krajowi – dodała.

Opozycja chcę udowodnić sfałszowanie wyborów

Partie opozycyjne są świadome tego, że udowodnienie fałszerstwa wyborczego nie będzie proste. Przed wyborami Gruzini zakładali, że będą o nim świadczyć rozbieżności między wynikami komputerowego liczenia głosów a równoległego liczenia ręcznego. Z naszych informacji wynika, że na tym etapie anomalii nie wykryto. Nasi rozmówcy wskazują, że w rezultacie będzie trudniej udowodnić, że wybory faktycznie zostały skradzione. – Obserwatorzy zgłosili setki, jeśli nie tysiące incydentów, które świadczą o nieuczciwości wyborów. Trudno to będzie jednak zebrać w spójną całość. To zajmie dużo czasu, którego nie mamy – opowiada jeden z naszych rozmówców. Być może dlatego organizacje międzynarodowe, jak OBWE, są ostrożne i nie stawiają w swoich ocenach kropki nad i. Opozycja zarzuca im przez to, że de facto uznały wynik głosowania.

– Nie jesteśmy tutaj, żeby powiedzieć, czy wybory zostały sfałszowane. Nie mamy do tego mandatu, nie jesteśmy policją wyborczą. Jesteśmy tu, aby obserwować, czy proces wyborczy jest zgodny ze zobowiązaniami podjętymi przez Gruzję i z prawem krajowym – tłumaczy nam przedstawicielka jednej z instytucji, które monitorowały wybory, choć wskazuje zarazem liczne przypadki kupowania głosów i wywierania presji na wyborców. Zwolennicy opozycji sami zbierają więc dowody. Dotychczas zgłosili kilkaset incydentów. Mówią też o rozbieżnościach między wzorcami głosowania w miastach i na wsi, co miałoby wskazywać na manipulacje faworyzujące rządzących poza wielkimi ośrodkami. Jak twierdzą, w niektórych wiejskich komisjach KO otrzymało więcej głosów, niż wynosiła liczba wyborców. ©℗

rozmowa

Zachód śpi, a opozycja to nie organizacja militarna

ikona lupy />
Giorgi Baramidze, polityk Zjednoczonego Ruchu Narodowego, 
były wicepremier, minister obrony i integracji europejskiej / Materiały prasowe
Opozycja nie uznała wyniku sobotnich wyborów parlamentarnych. Ugrupowanie, do którego pan należy, przekonuje, że zostały one sfałszowane. Co zamierzacie z tym zrobić?

Nie jesteśmy organizacją militarną. W takiej sytuacji trudno odpowiedzieć na przejęcie władzy siłą, na zamach stanu. Uważam, że to zamach stanu, ponieważ działania Gruzińskiego Marzenia (KO) są sprzeczne z wolą naszego narodu. Dla demokratycznej opozycji, a taką jesteśmy, jedynym rozwiązaniem są działania pokojowe. Będziemy więc protestować.

Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski napisał na portalu X, że skoro prezydentka Salome Zurabiszwili uznała wyniki głosowania za sfałszowane, to Europa musi stanąć po stronie narodu gruzińskiego. Liczy pan na wsparcie Zachodu?

Zachód na pewno będzie nas wspierać, ale nie jesteśmy głupi. Wiemy, że nie zrobi zbyt wiele. Widzimy przecież, jak wygląda sytuacja w Ukrainie. Zachód robi wyłącznie to, co konieczne, by nie pozwolić Ukrainie umrzeć. Nie robi nic, co pomogłoby Ukrainie wygrać. Mam wrażenie, że zachodni przywódcy wciąż są w stanie uśpienia. To nieodpowiedzialne. Rosja jest zagrożeniem dla cywilizowanego świata. W 1939 r. mieliśmy Adolfa Hitlera, teraz mamy Władimira Putina. Tymczasem sekretarz generalny ONZ António Guterres odwiedza Rosję i serdecznie wita się z zabójcą, ignorując Kartę Narodów Zjednoczonych. Wiem, że Unii Europejskiej zależy na Gruzji. Doceniam zainteresowanie sobotnimi wyborami i wsparcie, które do nas płynie. Niemniej jestem świadomy, że UE nie ma narzędzi, by realnie wpłynąć na sytuację i uniemożliwić Bidzinie Iwaniszwilemu (faktyczny lider KO – red.) przejęcie władzy siłą.

Po tym, jak Gruzja przyjęła z inicjatywy KO ustawę o agentach zagranicznych, która wymaga, by media i organizacje pozarządowe, które otrzymują fundusze z zagranicy, rejestrowały się jako instytucje działające w interesie obcego mocarstwa, UE wstrzymała drogę Gruzji do akcesji. Biorąc pod uwagę obecne zawirowania, była to według pana dobra decyzja?

To było sprytne posunięcie, może trochę spóźnione, ale potrzebne. To ważne, żeby cały świat widział różnicę między naszym narodem a prorosyjskim, przestępczym KO.

Jako Zjednoczony Ruch Narodowy obiecywaliście wyborcom w kampanii „europejską przyszłość”. Co pan przez to rozumie? Europa jest przecież bardzo zróżnicowana.

Ale podstawowe wartości są takie same w całej UE. Niezależnie od tego, czy dane państwo członkowskie ma rząd prawicowy, czy lewicowy, pewne zasady są niepodważalne. Zanim wstąpimy do Unii, będziemy musieli się do nich dostosować i ich przestrzegać. W pierwszej kolejności musimy więc doprowadzić do sytuacji, w której będziemy mieć w Gruzji niezależne sądownictwo, prokuraturę, odpolitycznioną policję i aparat bezpieczeństwa. Musimy też rozpocząć prawdziwą walkę z korupcją. Do tego dochodzi potrzeba decentralizacji władzy w stylu europejskim. Przede wszystkim potrzebujemy jednak skutecznego rządu, który zagwarantuje ochronę praw człowieka, praw każdej jednostki. Dzięki temu będziemy mogli dążyć do akcesji do UE i NATO, a następnie również dezokupacji części naszego terytorium, które zajęła Rosja. ©℗

Rozmawiała w Tbilisi Karolina Wójcicka