Prezydent Maia Sandu zajęła pierwsze miejsce w wyborach prezydenckich i w II turze zmierzy się z kandydatem obozu prorosyjskiego, byłym prokuratorem generalnym Alexandrem Stoianoglą. Sukcesem zakończyło się też referendum w sprawie zapisania w konstytucji zamiaru przystąpienia do Unii Europejskiej. W praktyce wynik niedzielnych głosowań jest dla obozu prozachodniego gorszy, niż przewidywały sondaże. Sandu liczyła na wybór w I turze, tymczasem nawet w dogrywce będzie liczył się każdy głos. Dla jej obozu to zła wróżba przed wyborami parlamentarnymi.

Na urzędującą prezydent głosowały 42 proc. wyborców, podczas gdy na jej wspieranego przez socjalistów konkurenta – 27 proc. Na papierze to spora różnica, ale w praktyce daje obojgu politykom równe szanse. Sandu zmonopolizowała obóz proeuropejski, co ogranicza jej możliwości pozyskiwania głosów w elektoratach rywali. Drugi pod względem popularności jednoznacznie prozachodni kandydat Ion Țîcu zajął dopiero ósme miejsce z niecałym 1 proc. głosów. Pozycje 2–7 zajęli natomiast politycy prorosyjscy, deklarujący poparcie dla neutralności albo mający niejasne powiązania z Rosją bądź realizującym cele Kremla zbiegłym oligarchą Ilanem Șorem.

W trakcie pierwszej kadencji dawna popularność Sandu zaczęła się rozpływać. Szefowa państwa jest oskarżana o zbytnie skupienie się na polityce zagranicznej kosztem kwestii wewnętrznych. Mołdawianie winią ją za niedotrzymanie obietnic związanych z poprawą poziomu życia w jednym z najbiedniejszych państw Europy. Sandu mogła za to liczyć w kampanii na wsparcie Zachodu. W jej kampanię włączył się pośrednio premier Donald Tusk, który 4 września, występując po rumuńsku w parlamencie, zapewniał, że zrobi wszystko, by Europa wsparła Mołdawię na drodze do eurointegracji, jeśli obywatele dokonają takiego wyboru podczas referendum.

Sandu liczyła, że plebiscyt o zapisaniu w konstytucji nieodwracalności dążeń do UE podkreśli jej największy sukces polityczny i przysporzy poparcia. Stało się odwrotnie, a jej rosnąca niepopularność sprawiła, że zwolennicy integracji do ostatniej chwili drżeli o wynik plebiscytu. Jego rezultat na korzyść nowelizacji ustawy zasadniczej przeważyły w poniedziałek rano głosy prozachodniej diaspory. Gdyby nie ona, Mołdawia zagłosowałaby na „nie”. Zmiany w konstytucji wsparł jedynie Kiszyniów i okolice. W drugim co do wielkości mieście, rosyjskojęzycznych Bielcach, taki wariant odrzuciło 70 proc. głosujących, a w autonomicznej Gagauzji, straszącej secesją w razie akcesji, nawet 95 proc.

Stoianoglo ma osobiste porachunki z Sandu. Gdy obóz proeuropejski doszedł do władzy, polityk pełnił funkcję prokuratora generalnego. Nowi rządzący oskarżyli go o wiele przestępstw i w 2023 r. doprowadzili do jego odwołania. Stoianoglo wygrywał potem kolejne postępowania – w jednej sprawie wyrok uniewinniający wydał mołdawski sąd, w innej kwestii Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że Kiszyniów naruszył jego prawo do sprawiedliwego sądu i przyznał mu 3,6 tys. euro rekompensaty, a Sąd Konstytucyjny zdecydował, że procedura, zgodnie z którą wszczęto kontrolę w prokuraturze generalnej, była niekonstytucyjna. Socjaliści przedstawili Stoianoglę jako męczennika i wystawili w wyborach.

Mołdawia w UE

Władze deklarują, że ich głównym celem jest przystąpienie do UE w 2030 r., a na arenie wewnętrznej – podniesienie płac i emerytur. Obóz Sandu liczy, że wyniki referendum okażą się szokiem dla proeuropejskich wyborców, który zmobilizuje ich przed II turą, co da szefowej państwa reelekcję. Rządzący mają też nadzieję na demobilizację drugiej strony. Wychodzą z założenia, że zwłaszcza część wyborców byłego mera Bielc Renata Usatego, który zajął trzecie miejsce, nie zechce głosować na kandydata, który wywodzi się z gagauskiej mniejszości etnicznej. Pytanie, czy nie jest to myślenie życzeniowe. Zwłaszcza że przeciwnicy mogą liczyć na wsparcie Kremla.

W czerwcu opisaliśmy w DGP, jak wygląda w Mołdawii kupowanie wyborców. Więcej szczegółów ujawniło niedawne śledztwo gazety „Ziarul de Gardă”. Kreml płacił za referendalne głosy na „nie”. Gotówka była wwożona do kraju przez kursujących do Moskwy ludzi Ilana Șora, a przelewy szły przez Promswiaźbank z separatystycznego Naddniestrza. Część pieniędzy przeznaczono na kampanię oskarżającą Sandu o dążenie do wojny i zdradę „tradycyjnych wartości”. Resztę – na bezpośrednie kupowanie głosów. Według danych policji – być może przesadzonych – programem zakupów mogło zostać objętych ponad 100 tys. spośród 1,5 mln osób, które udały się do urn. II tura odbędzie się 3 listopada. Dogrywka w postaci wyborów parlamentarnych – w 2025 r. Biorąc pod uwagę wyniki niedzielnego głosowania, obóz Sandu nie będzie ich faworytem. ©℗

ikona lupy />
Wyniki wyborów i referendum w Mołdawii / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe