Szykująca się do wyborów Mołdawia staje się dla Rosji laboratorium ingerencji w głosowanie. Służby specjalne z Kiszyniowa dotarły do planu Kremla. DGP się z nim zapoznał.
Głównym celem Rosji jest udaremnienie szans na reelekcję prozachodniej prezydent Mai Sandu. Beneficjentem działań ma być partia Ilana Șora, oligarchy ukrywającego się w Rosji po zaocznym skazaniu za współudział w wyprowadzeniu z mołdawskiego systemu bankowego równowartości 1 mld dol.
– Im więcej sukcesów odniesie Rosja w Ukrainie, tym mocniej podkopie to morale mołdawskiego społeczeństwa, czym skłoni je do defetyzmu oraz ustępstw – mówi mi były urzędnik resortu obrony. – Promowanie przez Kreml neutralności Mołdawii to narzędzie do naruszania naszej suwerenności. Jedynym krajem, który jej zagraża, jest przecież Rosja – tłumaczył Mihai Popșoi, mołdawski wicepremier i szef dyplomacji, podczas niedawnego Czarnomorskiego Forum Bezpieczeństwa w Odessie. – Wojna uświadomiła wielu Mołdawianom, że przyszłość ich kraju leży w Unii Europejskiej – dodawał.
Mołdawscy eksperci i politycy uważają, że gdyby w 2022 r. Ukraińcom nie udało się utrzymać Odessy, rosyjskie wojska już dawno zajęłyby Kiszyniów. Pamiętają mapę zaprezentowaną podczas narady białoruskiego prezydenta Alaksandra Łukaszenki z wojskowymi, która sugerowała taki właśnie scenariusz.
Cerkiew i wartości
Plan, do którego dotarliśmy dzięki pomocy Vladimira Thorika z sieci śledczej Rise Moldova, składa się z 18 zadań z terminem realizacji maj–październik 2024 r. Ten ostatni miesiąc jest nieprzypadkowy; wtedy mają się odbyć wybory, które Sandu, by zwiększyć swoje szanse, połączyła z referendum o wejściu do UE. Optymistycznie nastawieni stronnicy Sandu zakładają, że pomoże to przekonać do głosowania na nią zwolenników opcji prozachodniej rozczarowanych polityką prezydent. Pesymiści – że niechętni Sandu euroentuzjaści zostaną w domu.
Plan o kryptonimie „Prawosławie” – nie wiem, czy nadanym przez jego autorów, czy mołdawską Służbę Informacji i Bezpieczeństwa (SIS), która go zdobyła – zakłada mobilizację prawosławnego elektoratu przeciw Sandu, z wykorzystaniem haseł obrony tradycyjnych wartości i sprzeciwu wobec wojny. Na początku wykonawcy poleceń Kremla zaleją Mołdawię propagandą. W sumie z drukarń ma wyjść 9 mln ulotek i 85 tys. plakatów głoszących, że „Sandu i Europa to wojna w Mołdawii” i że „Europa to śmierć mołdawskiej Cerkwi prawosławnej”.
Dodatkowo ma zostać wydanych 1,2 mln broszur pod tytułem „Priedatieli Wiery i Mołdowy” (Zdrajcy Wiary i Mołdawii) oraz „Rukowodstwo dla dumajuszczich prawosławnych izbiratielej” (Przewodnik dla myślących wyborców prawosławnych). Jak czytamy, ich celem ma być „szerokie poinformowanie wspólnot parafialnych na terytorium Mołdawii, jak prawidłowo oceniać wybór Europy przez Sandu w kontekście zachowania mołdawskich, prawosławnych, tradycyjnych wartości rodzinnych i kulturowych”. Podobne założenia mają przyświecać cyklowi nagrań w sieciach społecznościowych. Wykonawcy mają też wydzielone 60 tys. euro na trzy sondaże z tak sformułowanymi pytaniami, by uzyskać jak najlepsze z punktu widzenia obozu prorosyjskiego wyniki.
Bliżej wyborów zostaną zorganizowane: marsz na rzecz pokoju, konferencja „ujawniająca destrukcyjną działalność Sądu Konstytucyjnego w czasie rządów Sandu” i wiece, na których obóz prorosyjski ma dysponować mobilnymi trybunami. Wykonawcy mają być też gotowi na „akcje bezpośrednie”. W sumie na plan „Prawosławie” ma zostać wyasygnowane 1,1 mln euro, a pracować ma przy nim 2,5 tys. osób.
Ion Leahu przekonuje, że trzeba się szykować na prowokacje z użyciem siły. Z emerytowanym pułkownikiem SIS spotykam się w parku w Kiszyniowie, nieopodal pomnika św. Stefana Wielkiego, najznakomitszego mołdawskiego władcy. Dziarski staruszek znacznie lepiej znosi 38 st. C w cieniu niż ja. Leahu od 1980 r. pracował w mołdawskim KGB, za niepodległości przeszedł do Ministerstwa Bezpieczeństwa Narodowego, od 2000 r. był wiceszefem wywiadu, a dwa lata później – członkiem specjalnej komisji monitorującej zawieszenie broni z separatystycznym Naddniestrzem.
Wykonawcami planu „Prawosławie” mają być głównie aktywiści Republiki. Lider tej organizacji Igor Caldare już działa. – Sanduiści pod kierownictwem USA uczynią z Mołdawii poligon dla likwidacji Mołdawian wszystkich narodowości. Oceniam, że ta tragiczna perspektywa jest bardzo prawdopodobna. Szacuję ryzyko jej zaistnienia na 95 proc. – mówił Cal dare 17 czerwca podczas wiecu w Jedyńcach, na północy kraju. Caldare nie jest zwolennikiem Șora. Wykorzystuje przeciwko niemu antysemickie argumenty, ale razem stanowią dwa palce jednej rosyjskiej pięści. Podczas gdy Republika ma robić zadymy na ulicy, podkopywać poparcie dla Sandu i mnożyć wątpliwości wśród centrowych wyborców, oligarcha ma zadbać o twardą politykę.
Lewica i prawica to w Mołdawii mylące terminy. Mianem prawicy są określani prozachodni liberałowie, zwolennicy społeczeństwa otwartego. Ta część sceny została zmonopolizowana przez związaną z Sandu Partię Działania i Solidarności (PAS). W centrum są niezdecydowani, którzy początkowo z nostalgii za ZSRR głosowali na obóz prorosyjski, potem dali się porwać europejskim nadziejom, a teraz szukają kogoś nowego. Z kolei lewica to prorosyjscy konserwatyści podkreślający rolę tradycyjnych wartości. Symbolem tego paradoksu jest Partia Komunistów Republiki Mołdawii, która ogłosiła się konserwatystami.
Plan zakłada mobilizację prawosławnego elektoratu przeciw Sandu, z wykorzystaniem haseł obrony tradycyjnych wartości i sprzeciwu wobec wojny
Kremla nie obchodzą antysemickie uprzedzenia Caldarego. Șor to pieniądze i skuteczność. Dlatego w sztafecie faworytów Rosji oligarcha przejął pałeczkę po Igorze Dodonie. Lider socjalistów przegrał w 2019 r. wybory z Sandu i jest uznawany za zgraną kartę, choć nie da się wykluczyć, że w październiku spróbuje odzyskać stanowisko.
W Mołdawii jeszcze niedawno łatwo było poznać, na kogo stawia Rosja. Jak mówi analityk Valeriu Pașa, faworyt dostawał prawa do retransmisji rosyjskiej telewizji. W ten sposób kontrolowane przez Kreml kanały mogły legalnie wysyłać takiej osobie pieniądze. Zanim władze po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę zakazały emisji rosyjskich kanałów, takimi prawami dysponowały spółki Șora. Ten przejął je od otoczenia Dodona. Jeszcze wcześniej beneficjentem interesów z kanałami TV byli ludzie lidera komunistów Vladimira Voronina. Drugim źródłem zarobków były prawa do typowania – nie za darmo – firm, które zostałyby wyłączone spod rosyjskich sankcji przeciw Mołdawii. Ostatnio także tym zajmują się ludzie Șora.
Przez Gagauzję
Ilan Șor to fascynująca postać. Urodził się w 1987 r. w Tel Awiwie w rodzinie Mirona i Marii, żydowskich emigrantów, którzy opuścili Mołdawię w latach 70., gdy władze radzieckie uchyliły drzwi dla chętnych na aliję, wyjazd do Izraela na podstawie korzeni etnicznych. Gdy Mołdawia uzyskała niepodległość, Șorowie wrócili i zajęli się biznesem. W 2011 r. Ilan ożenił się z Sarą Manachimową, piosenkarką pop znaną jako Żasmin. Starsza od niego o 10 lat, również pochodzi z rodziny dagestańskich Żydów Górskich. Żasmin jest znana m.in. z hitu „Kak ty mnie nużen” (Ależ jesteś mi potrzebny), choć równie dobrze to jej mąż mógłby tak zaśpiewać o niej. Sara jest bliską przyjaciółką Tatjany Nawki, łyżwiarki z olimpijskimi sukcesami, żony Dmitrija Pieskowa. Pieskow to zaś rzecznik Kremla, zaufany Władimira Putina. Pani Șor dobrze zna się też z Arkadijem Rotienbiergiem, bogaczem zaprzyjaźnionym z Putinem. „Tiebie ponrawitsia” (Spodoba ci się) – brzmi tytuł innego hitu Żasmin. Z pewnością Șorowi „ponrawiliś” jej znajomości.
Sam zaczynał jako właściciel sklepów wolnocłowych Dufremol i klubu piłkarskiego Milsami Orgiejów. W jego CV były też kiszyniowski port lotniczy i Banca de Economii. Działalność bankowa szczególnie weszła mu w krew. W 2014 r., nie bez pomocy ówczesnych władz, Șor wymyślił sposób na wyprowadzenie z systemu bankowego ogromnych sum – udało mu się przejąć równowartość 1 mld dol. Pieniądze starał się wyprać w Rosji. Śledztwo wszczęli zarówno Mołdawianie, jak i Rosjanie. Ci drudzy objęli go sankcjami. Ci pierwsi umieścili na krótko w areszcie domowym. Uciekł im do przodu, wygrywając w 2015 r. w cuglach wybory na burmistrza Orgiejowa, miasteczka położonego 40 km od stolicy kraju. Dostał 61 proc. głosów w I turze.
Choć ród Șorów wywodzi się właśnie stamtąd (przed II wojną światową Orgiejów był w większości żydowski), sukces wielu zaskoczył. Ale Șor zalał miasteczko pieniędzmi i kupił sobie zwycięstwo za pieniądze ukradzione de facto swoim wyborcom. Nie bez znaczenia były też piłkarskie sukcesy Milsami, które w 2015 r. zostało mistrzem Mołdawii, przerywając na krótko dominację tyraspolskiego Sheriffa. Z Orgiejowa Șor zrobił wizytówkę. Jak na mołdawskie standardy, wygląda na zadbane. Zacienione po besarabsku chodniki w centrum, winorośl na podwórzach. A przede wszystkim OrheiLand, wielkie centrum rozrywki u brzegów jeziora. Plaża, rowery wodne, kolejki górskie, labirynty – mnóstwo atrakcji dla dzieci i dorosłych, a wszystko za darmo. „Kocham Orgiejów” – głosi napis na bramie wejściowej i właściwie brakuje pod nim tylko stylizowanego autografu Ilana Șora.
– Dobrze nam się tu żyje. Do Orhei Landu przyjeżdżają ludzie z całego kraju, ale i tak najfajniejsze jest jezioro. Można się schłodzić w upalne dni – uśmiecha się do mnie złotymi zębami Veaceslav, mężczyzna po „40”. Chce do Europy, ale na Șora głosował. Dolce vita – chciałoby się powiedzieć, choć mogłoby to zostać uznane za reklamę położonej obok siedziby władz rejonowych restauracji, w której można zjeść mamałygę z bryndzą, szaszłyk i pierogi z ziemniakami. Gdy Șor przekształcał Orgiejów w trampolinę do dalszej kariery, śledztwo trwało. W 2017 r. młody burmistrz został skazany na siedem i pół roku więzienia, ale złożył apelację i znów trafił do aresztu domowego.
Dwa lata później niecodzienny sojusz proeuropejskiej ekipy Sandu i prorosyjskiego Dodona doprowadził do wypędzenia kontrolującego kraj oligarchy Vlada Plahotniuca, który za swoich czasów przymykał oko na bankowy skandal stulecia. Nowa koalicja szybko się rozpadła, ale rządzący socjaliści nie mieli interesu, by bronić aferzysty. Șor nie czekał na werdykt drugiej instancji; w 2019 r. wyjechał do Izraela jako człowiek, którego sondaże określały mianem numeru trzy na liście polityków cieszących się największym zaufaniem. Może i ukradł, ale przynajmniej się dzielił – mówiono. Partia Șor (PȘ) – bo jak inaczej miałaby się nazywać – została zarazem czwartą siłą w kraju, zdobywszy w 2019 r. 8,3 proc. głosów i siedem mandatów w parlamencie. Aż do 2022 r. była aliantem Prawa i Sprawiedliwości w ramach Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
Izrael był tylko przystankiem, bo Șorowi zależało na wyjeździe do rodziny do Rosji. Od 2022 r. organizował z emigracji protesty wymierzone w rządy Sandu, które – wystraszone rosyjską agresją na Ukrainę – zaczęły ograniczać rosyjskie wpływy i starać się o rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z UE. Hasła Șora znamy: wojnę sprowokował Zachód, pomoc dla Ukrainy narazi Mołdawię na konflikt, jedyną receptą jest wykonanie ultimatum Putina, ostatniego Mohikanina w bitwie o tradycyjne wartości ze zgniłym Zachodem, szczepionkami przeciw COVID-19, gejropą i sorosiatami, czyli aktywistami finansowanymi przez George’a Sorosa. W 2019 r. czarnym charakterem gazet zbliżonych do obozu prorosyjskiego był Donald Tusk. Propaganda potrzebowała symbolu knowań Zachodu, a Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej nadawał się do tej roli znakomicie.
Sukcesy Șora i klęska Dodona sprawiły, że Kreml zmienił faworyta. – Dodon był demonstracyjnie lojalny, podczas swojej kadencji był w Moskwie 46 razy, a na Zachodzie w ogóle. Ale przegrał i już nie rokuje – mówi Mihail Sirkeli, aktywista i dziennikarz z Gagauzji. W maju 2024 r. Șor dostał trzecie, tym razem rosyjskie obywatelstwo. Kilka miesięcy wcześniej został prawomocnie skazany w Mołdawii na 15 lat więzienia. Ale paszport z dwugłowym orłem to nagroda za sukces w Gagauzji. To autonomia w granicach Mołdawii zamieszkana przez prawosławny naród mówiący językiem podobnym do tureckiego (przynajmniej teoretycznie; w praktyce został zrusyfikowany). Gagauzja mogła być drugim Naddniestrzem i na początku lat 90. ogłosiła niepodległość, ale w przeciwieństwie do lewego brzegu Dniestru sytuację udało się opanować, kupując spokój w zamian za autonomię.
W maju 2023 r. baszkanem, liderem Gagauzji, została kandydatka PȘ Evghenia Guțul. To postać anonimowa. 37-letnia kobieta była sekretarką w lokalnym biurze Partii Șor. Șor potrzebował jakiegokolwiek Gagauza znającego rodzimy język i Guțul okazała się jedyną osobą w partii, która spełniała to kryterium. Wyborców przekupywała żywą gotówką, obietnicą zbudowania lotniska i parku rozrywki jak w Orgiejowie.
Wschodnich polittechnologów, specjalistów od wygrywania wyborów, jej sukces nie dziwi. – Jeśli ma się budżet, stworzenie kandydata z niczego trwa trzy miesiące. W pewnym ukraińskim mieście (nazwa do wiadomości redakcji – red.) zrobiliśmy mera z biznesmena, który startował z poziomu 1,7 proc. – chwali się DGP jeden z ukraińskich specjalistów w tej dziedzinie.
– W rosyjskiej polittechnologii określa się to mianem wyborów pod klucz. Tworzy się od podstaw całe środowisko: kandydata, jego rywali, media. W Gagauzji od 2006 r. to Kreml decyduje o obsadzie najważniejszych stanowisk. W wyborach, które wygrała Guțul, wszyscy kandydaci poza jednym byli lojalni wobec Moskwy. A i co do tego jednego nie jestem do końca pewien – mówi Sirkeli. – Ale to też nie jest tak, że wystarczy obrzucić ludzi lejami, żeby wygrać. Też mógłbym kupować głosy, ale mnie by przecież nie wybrali – dodaje. Jak mówią moi gagauscy rozmówcy, Guțul jest wręcz demonstracyjnie niesamodzielna. O wszystkim decyduje Șor, a baszkanka emocjonuje się głównie audiencjami u Putina.
Turyści i sklepy
Stolica Gagauzji, Komrat, ugrzęzła w latach 90. W mieście nic ciekawego się nie dzieje. Nie ma na czym zawiesić oka. Przed dworcem autobusowym między budkami z kwasem chlebowym kręcą się bezpańskie psy. Lotniska nikt nie buduje. W budynku dworca działa za to pośrednictwo pracy reklamujące się pensjami możliwymi do zarobienia na zgniłym Zachodzie: Polska – 1,2 tys. euro, a Irlandia – 1,9 tys. euro, jest jeszcze Izrael – 2,4 tys. euro. Kilkanaście razy dziennie odchodzi stąd rutieră, busik, do Kiszyniowa. Raz na dobę – autobus do Stambułu. Szyldy są po rosyjsku. Rumuński i gagauski widać głównie na urzędach. Dumą Komratu jest Aleja Sławy. Ustawiono wzdłuż niej popiersia bohaterów narodu gagauskiego, ale obok poety Dimitriego Karaciobana i duchownego historyka Mihaila Ciachira z jakiegoś powodu stoją też: Aleksandr Puszkin, rumuński poeta Mihai Eminescu, a nawet byli prezydenci Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew i Turcji Süleyman Demirel.
To mały skrawek ruskiego miru. W 2020 r. Dodona poparło tu w II turze 95 proc. głosujących. Kiszyniów nie jest tu bez winy. Mołdawska prawica nigdy nawet nie próbowała zaapelować do serc Gagauzów. Jej liderzy rzadko odwiedzają Komrat. – Proeuropejskie partie za mało pracowały z elektoratem – przyznał Popșoi. – Dodon co tydzień odwiedzał jakąś wioskę. Sandu tego nie robi. To na kogo ci ludzie mają głosować? Wśród merów są tacy, z którymi można rozmawiać, choćby w Komracie i Taraclii. Ale władze nie chcą – mówi Eugen, były urzędnik z południa kraju. – Prozachodnie partie nie mają tu czego szukać. Gagauzi traktują je jak rumuńskich nacjonalistów, a tych zwyczajnie się boją – mówi Sirkeli. Żywa jest tu pamięć o podjętej przez prawicę próbie rozbicia gagauskich wyborów w 1990 r., udaremnionej przez radziecką milicję. – Tak na dobrą sprawę to Unia jest najlepszym gwarantem dla Gagauzji. Przecież to nie z Rosji idą idee praw mniejszości. I to Kiszyniów dał Gagauzom autonomię. To jedyny w byłym ZSRR przykład rozwiązania konfliktu etnicznego – dodaje Sirkeli.
W kwietniu 2024 r. Guțul po raz kolejny pojechała do Moskwy. Nie tylko po to, by skonsultować się z liderem partii. W moskiewskim hotelu The Carlton zebrała się część lewicy, by ogłosić wyborczy sojusz o nazwie Zwycięstwo. Porozumienie obok Șora i Guțul podpisali przedstawiciele mniejszych partii prorosyjskich. Spotkanie uświetnił występ gwiazd proputinowskiej estrady Nikołaja Baskowa i Filippa Kirkorowa. Wśród sygnatariuszy była też Marina Tauber, przyjaciółka Șora z dzieciństwa, której pod nieobecność patrona powierzono kierowanie pracami PȘ. Początkowo kobieta „z przyjemnością” zgodziła się na spotkanie ze mną, ale gdy przyszła pora ustalić szczegóły, przestała odpowiadać na wiadomości.
Od kwietniowego kongresu Kreml zaprasza przywódców Zwycięstwa przy każdej okazji. Liderzy stawili się na paradzie 9 maja i na czerwcowym Forum Ekonomicznym w Petersburgu, po którym zorganizowali w Moskwie drugi kongres. Przyjmowali ich szef MSZ Siergiej Ławrow i kuratorka propagandy Margarita Simonjan. Równolegle lewica wzmogła antyzachodnią propagandę. Guțul zagroziła, że jeśli Mołdawia przystąpi do UE – a władze ogłosiły ambitny cel akcesji do 2030 r. – Gagauzja ogłosi niepodległość. W odpowiedzi minister infrastruktury Andrei Spînu nazwał blok organizacją przestępczą, a jego członków – zdrajcami narodu.
Na kongresie gościły 4 tys. osób przywiezionych specjalnie z Mołdawii. Przejazd z Kiszyniowa do Moskwy to kosztowna zabawa. Autobusy rejsowe jadą półtorej doby i omijają Ukrainę przez Rumunię, Węgry, Słowację, Polskę, Litwę i Łotwę. Samolotem leci się z przesiadką w Stambule albo Erywaniu. Șor wybrał czarter przez Armenię.
Władze Mołdawii przekonują, że nie chodziło tylko o to, by nakręcić fajną relację dla telewizji. W tym celu wystarczyłoby zaangażować miejscową publikę, a Mołdawian w Moskwie nie brakuje. Lea hu przekonuje, że w drodze powrotnej każdy gość otrzymał kilka tysięcy euro w gotówce. Tyle, żeby nie trzeba było ich deklarować na granicy, ale wystarczająco dużo, by przemnożone przez 4 tys. gości stanowiły pokaźną kwotę na kampanię. Sirkeli opisuje, jak działa schemat: pieniądze są rozdysponowywane w formie piramidy. Koordynator rejonu rozdziela je między tysięczników, ci między setników, dalej idą dziesiętnicy. Dziesiętnik dostaje pieniądze na przekupienie ok. 10 wyborców. Słyszę o kwotach rzędu 300 lejów (70 zł).
Skąd wiedzą, do kogo dotrzeć? Ion Leahu opisuje ciekawy mechanizm. Swego czasu Șor zainwestował w sieć sklepów spożywczych, w których najubożsi mogą kupić podstawowe towary grubo poniżej ceny rynkowej. Sieć 200 sklepów nazywa się Merișor. Słowo oznaczające borówkę mieści w sobie nazwisko właściciela, a dla opornych litery „șor” w logo są wyróżnione innym kolorem. – Otwarcie kolejnego sklepu to wasz sukces. Postawiliście na polityków zdolnych uczynić wasze życie lepszym – chwalił sam siebie wiceszef PȘ Vitalie Balinschi, otwierając w 2020 r. sklep w Kagule. Ponieważ sieć ma służyć najbiedniejszym, trzeba udowodnić, że się do nich należy. W Merișorze zaopatrują się emeryci, rodziny wielodzietne, niepełnosprawni, w sumie kilkaset tysięcy osób. Biedniejsi, którym w czasach radzieckich zwyczajnie żyło się lepiej, częściej niż inni głosują na lewicę. W ten genialny w swojej perfidii sposób Șor stworzył bazę danych osób szczególnie podatnych na prorosyjską propagandę i wyborcze podarunki.
Pierwszy sklep powstał w Orgiejowie już w 2015 r., u progu pierwszych wygranych przez oligarchę wyborów. – Ludzie wiedzą, że Șor ukradł ten miliard, ale traktują to na zasadzie „frajer płaci, czemu nie wziąć”. Miłości tu jednak nie ma – zapewnia Sirkeli. Odkąd Kiszyniów po 2022 r. zablokował przelewy z Rosji, finansowanie piątej kolumny stało się pewnym wyzwaniem, choć nasi rozmówcy przekonują, że Moskwa ma metody. Jedną z nich jest przewożenie gotówki przez politycznych turystów. Kolejną – kryptowaluty. Inną – hawala, oparta na wzajemnym zaufaniu i dyskrecji islamska alternatywa wobec bankowych przelewów. Najnowszą, która dopiero jest opracowywana, są przelewy przeprowadzane przez rosyjski Promswiaźbank do Nad dniestrza na karty rosyjskiego systemu płatniczego Mir. Ten system wymaga wycieczek do bankomatów w Tyraspolu, ale linia rozgraniczenia jest dziurawa i przez Mołdawian sprawdzana wybiórczo. Służby naddniestrzańskie co prawda sprawdzają podróżnych, ale ludziom Șora nie będą przecież przeszkadzać. Mnie zablokowano bezproblemowy wjazd do parapaństwa; w piśmie do kierownictwa DGP minister rozwoju cyfrowego, łączności i komunikacji masowej Naddniestrza Aleksandr Dimitrogło powołał się na „rekomendację przedstawiciela władzy wykonawczej”.
Objęty zachodnimi sankcjami Promswiaźbank wybrano nieprzypadkowo. Kreml powierzył mu zorganizowanie systemu bankowego na okupowanych terenach Ukrainy. Na czele instytucji stoi Piotr Fradkow, syn byłego premiera Rosji i szefa wywiadu Michaiła oraz brat Pawła, świeżo upieczonego ministra obrony Federacji. Rodzina Fradkowów w opartym coraz bardziej na nepotyzmie systemie władzy w Rosji to elita elit, członkowie wewnętrznego kręgu władzy.
Zagrożenie ekspansją
Naddniestrze, jak przekonuje część naszych rozmówców, jest dziś dla Mołdawii paradoksalnie mniejszym zagrożeniem niż Gagauzja. Przez trzy dekady Kiszyniów miał ograniczoną kontrolę nad tym, co się dzieje w parapaństwie, ponieważ jego granica z Ukrainą pozostawała otwarta. Tyraspol i Kijów żyły w symbiozie ze względu na biznesowe i kryminalne interesy elit z obu stron. Oknem na świat dla Naddniestrza była Odessa; wielu polityków miało ukraińskie paszporty i nieruchomości nad morzem. To ostatnie dotyczy nawet prezydenta Naddniestrza Wadima Krasnosielskiego.
Popșoi przekonuje, że zamknięcie granicy przez Ukrainę w 2022 r. pomogło dodatkowo zintegrować separatystów z Kiszyniowem. Dziś, żeby wyjechać z para państwa albo cokolwiek wysłać w świat bądź sprowadzić, trzeba przejść mołdawską kontrolę graniczną i celną. Żeby zarobić na handlu zagranicznym, należy się zarejestrować w Mołdawii właściwej. Popșoi przypomniał ostatni sukces, czyli rejestrację gazowej spółki Tiraspoltransgaz. – Ekonomicznie region jest tak samo zakorzeniony w UE jak my. A nawet bardziej; na Unię przypada 65 proc. eksportu Mołdawii i ponad 70 proc. eksportu regionu naddniestrzańskiego – dodaje minister. I przypomina, jak Tyraspol lobbował za własnymi interesami podczas negocjacji umowy stowarzyszeniowej z UE. Teraz, gdy Kiszyniów zaczął rozmowy akcesyjne, będzie podobnie.
Ion Leahu podchodzi do tego z mniejszym optymizmem. – Był czas, kiedy tam nie działała żadna firma poza elektrownią. Oni sprowadzali z Rosji wagonami stare radzieckie ruble, naklejali swoje znaczki i emitowali jako własne. W 1993 r. Tyraspol wziął w Rosji kredyt na wypłatę emerytur i dostał na niego gwarancje mołdawskiego rządu, a przecież do odwilży to nie doprowadziło – przekonuje. Zdaniem pułkownika Rosjanie obrali słuszną taktykę, uderzając tam, gdzie Kiszyniów jest słaby. Stąd infiltracja Gagauzji i innych prorosyjskich regionów. – Jeśli będą chcieli wywołać zamieszki, to wykorzystają aktywa z Gagauzji, Naddniestrza, Bielc i Taraclii, które hodowali od lat – obawia się pułkownik. Bielce to spore, zapuszczone miasto, rosyjskojęzyczne blokowisko. Wciśniętą między skrawki Gagauzji Taraclię zamieszkują Bułgarzy, równie prorosyjscy jak Gagauzi. Infiltracja miejscami sięga wysoko. Portal The Insider wykazał niedawno, że były szef sztabu generalnego Igor Gorgan współpracował z rosyjskim wywiadem wojskowym.
Sondaże prezydenckie dają dziś Mai Sandu 30 proc. poparcia. Drugi Igor Dodon może liczyć na dwukrotnie mniej głosów. W II turze ich poparcie byłoby bardziej wyrównane. O wygranej zdecyduje centrum, wyborcy, których nie przekonuje do końca ani opcja prorosyjska, ani prozachodnia. Sandu wielu się rozczarowało; głowa państwa postawiła na politykę zagraniczną, zmiany wewnętrzne odpuszczając. W efekcie co trzeci Mołdawianin nie wie, na kogo zagłosuje. Ale jeśli do II tury zamiast lewicowca wejdzie centrowiec, Sandu będzie miała znacznie trudniejsze zadanie. Valeriu Pașa uważa, że Kreml testuje możliwość postawienia w tym kontekście na Victorię Furtunę, byłą prokurator, która zalała kraj antykorupcyjną reklamą.
W wyborach parlamentarnych, które zgodnie z planem mają się odbyć za rok, na PAS powinno zagłosować ok. 40 proc. obywateli. Blok Zwycięstwo może liczyć na 20 proc., podobnie jak równie prorosyjska koalicja komunistów i socjalistów. Na lewicy nie ma jedności; własną grę prowadzą Șor, Dodon i ta trzecia, była baszkanka Gagauzji Irina Vlah, która też ma ochotę na prezydenturę. O tym, kto stworzy większość, mogą zdecydować pojedyncze mandaty. Dlatego Moskwa sięgnie po każdy instrument, byle przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swoich ludzi. Już teraz są w użyciu technologia deep fake i sztuczna inteligencja. Techniki stosowane w Mołdawii będą w przyszłości wykorzystywane do ingerencji wyborczych w innych krajach. Sklep z wyborcami może spróbować ekspansji. ©Ⓟ