„Bateria THAAD wzmocni zintegrowany system obrony powietrznej Izraela. Fakt, że przekazujemy ją Izraelczykom, podkreśla żelazne zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w obronę Izraela przed dalszymi atakami ze strony Iranu” – przekazał Pentagon w swoim oświadczeniu. Waszyngton poinformował też, że wyśle do Izraela ok. 100 żołnierzy, którzy zajmą się obsługą systemu.
Według raportu Congressional Research Service, amerykańskie wojsko posiada w sumie siedem takich baterii. THAAD, zdolny do przechwytywania pocisków balistycznych w zasięgu od 150 do 200 km, jest uznawany za jeden z najlepszych amerykańskich systemów przeciwrakietowych.
Atak Izraela bez ropy i atomu
Produkowana przez Lockheed Martin broń może niszczyć pociski krótkiego, średniego i dalekiego zasięgu. Amerykanie zdecydowali się na takie posunięcie w związku z eskalacją napięć na Bliskim Wschodzie. Decyzja podkreśla rosnące zaniepokojenie Białego Domu możliwością dalszych ataków na Państwo Żydowskie przy użyciu pocisków balistycznych. W najbliższym czasie może dość do zapowiadanego od prawie dwóch tygodni izraelskiego ataku na Iran, który z kolei będzie odpowiedzią na niedawny ostrzał przez Teheran.
Z informacji „Times of Israel” wynika, że premier Izraela Binjamin Netanjahu zapewnił prezydenta USA Joego Bidena, że odpowiedź nie obejmie obiektów nuklearnych ani zakładów produkcji ropy naftowej. Izraelczycy spodziewają się jednak zdecydowanej reakcji władz w Teheranie i kontynuacji wymiany ognia.
Obrona Izraela zawodzi na północy
Cwika Chajmowicz, były szef izraelskiej obrony powietrznej, tłumaczył niedawno, że spodziewa się ostrzału rakietowego ze strony Iranu w „następnej fazie wojny”, większego od tego, którego doświadczył na początku października (wówczas Irańczycy wystrzelili ponad 180 rakiet).
Choć wsparcie Waszyngtonu wydaje się niezbędne w związku z możliwością przerodzenia się konfliktu izraelsko-irańskiego w otwartą wojnę, eksperci zauważają, że wielowarstwowa obrona powietrzna Izraela – dotychczas uznawana za niezwykle skuteczną – zawodzi przede wszystkim na froncie północnym, gdzie Siły Obrony Izraela walczą z Hezbollahem. Izrael w ostatnich miesiącach odniósł co prawda spore sukcesy w Libanie, zabijając przywódcę bojówki Hassana Nasrallaha wraz z większością dowódców, jak również niszcząc składy broni oraz wyrzutnie rakietowe, ale libańska organizacja terrorystyczna utrzymała zdolność do odpowiedzi. W weekendowym nalocie Hezbollahu na bazę wojskową w pobliżu miasta Binjamina w środkowym Izraelu zginęło czterech żołnierzy, a 51 zostało rannych.
Drony trudne do zestrzelenia
Według wstępnego dochodzenia izraelskich sił zbrojnych, Hezbollah wypuścił dwa drony, które nadleciały nad Izrael od strony Morza Śródziemnego. Jeden z nich został wykryty i zestrzelony w okolicach Hajfy. Ale już drugi przebił się przez obronę powietrzną i uderzył w izraelską bazę, nie uruchamiając alarmu. Nie był to pierwszy taki przypadek, bo np. w lipcu dron wystrzelony przez jemeńskich rebeliantów dotarł aż do Tel Awiwu, uderzając w budynek mieszkalny w pobliżu oddziału ambasady Stanów Zjednoczonych. Zginęła wówczas jedna osoba, a 10 zostało rannych. Dron został wykryty, ale – podobnie jak ten wystrzelony przez Hezbollah – nie wywołał alarmu i nie został przechwycony.
Drony mylone z ptakami
Zestrzeliwanie wrogich dronów jest o tyle skomplikowane, że bywają one mylone z ptakami lub małymi samolotami prywatnymi. Latają na podobnie niskich wysokościach ale osiągają zbliżoną prędkość ok. 200 km/godz. Izraelczycy tłumaczą, że niedawny atak Hezbollahu był skuteczny właśnie dlatego, że bezzałogowiec leciał tuż nad ziemią. Netanjahu obiecał zemstę. – Będziemy nadal bezlitośnie uderzać w Hezbollah we wszystkich częściach Libanu, w tym w Bejrucie – powiedział podczas wizyty w bazie niedaleko Binjaminy. Minister obrony Izraela Jo’aw Galant zapowiedział zaś, że władze kraju podejmą „znaczne wysiłki”, aby zapobiec przyszłym atakom z wykorzystaniem bezzałogowców.