– Jesteśmy na wojnie – powiedział równo rok temu premier Izraela Binjamin Netanjahu. 7 października 2023 r., 50 lat po uderzeniu połączonych sił Egiptu i Syrii, które rozpoczęło trwającą niespełna trzy tygodnie wojnę Jom Kipur, Hamas dokonał na terytorium państwa żydowskiego inwazji, która szybko została uznana przez Izraelczyków za największą tragedię, jaka spotkała Żydów od czasów Holokaustu. Już dzień po tragicznych wydarzeniach Izraelczycy wzmocnili ataki z powietrza na Strefę Gazy i zapowiedzieli, że przygotowują się do inwazji lądowej. Jisra’el Kac, ówczesny minister energii, który dziś kieruje resortem spraw zagranicznych, rozkazał natychmiastowe odcięcie dopływu wody z Izraela do palestyńskiej enklawy. Odcięto też dostawy prądu i paliw. – Walczymy z ludzkimi zwierzętami – stwierdził zaś minister obrony Izraela Jo’aw Galant.

Zakładnicy wciąż w Gazie

Raczkująca w październiku ub.r. inwazja na palestyńską enklawę przerodziła się w brutalną wojnę. Dziś konflikt na Bliskim Wschodzie wchodzi w nową fazę, rozlewając się na kolejne państwa i wywołując bezpośrednią konfrontację na linii Izrael–Iran. Zamiast „ostatecznego zwycięstwa” nad palestyńską bojówką, które obiecywał premier Netanjahu, sytuacja na Bliskim Wschodzie cały czas się komplikuje, a wyznaczone przez Izrael cele wojny pozostają niezrealizowane.

7 października ub.r. członkowie Hamasu zabili ok. 1,2 tys. mieszkańców Izraela. 251 osób porwali do Strefy Gazy. W listopadzie, na mocy porozumienia o kilkudniowym zawieszeniu broni, na wolność wyszło ponad 100 zakładników. Później podobnych umów już nie było. W rezultacie przez pierwsze 2 miesiące wojny do Izraela wróciło więcej osób niż przez kolejnych 10 miesięcy. Od wygaśnięcia listopadowego zawieszenia broni liczba uwolnionych zakładników wzrosła do 117. Według izraelskich szacunków w Gazie wciąż przebywa 101 zakładników, z czego co najmniej 35 uważa się za zmarłych. Wojsko sprowadziło do kraju tylko osiem osób. Mieszkańcy Izraela co weekend wychodzą na ulice miast, by domagać się politycznego porozumienia z Hamasem, które pomogłoby w uratowaniu pozostałych zakładników. Rząd Binjamina Netanjahu ignoruje te wezwania.

Strefa niezdatna do życia

Omer Bartov, izraelski badacz ludobójstwa z Uniwersytetu Browna, tłumaczył w rozmowie z DGP, że 7 października ub.r. w Izraelu pojawiło się poczucie bezbronności i wściekłości, że „prymitywne dzikusy” – za jakich są uważani przez część izraelskiego społeczeństwa Palestyńczycy – mogli się dopuścić takiej zbrodni. Dlatego władze kraju odpowiedziały ze zdwojoną siłą, wywołując oskarżenia o brak proporcjonalności odwetu.

W wyniku działań IDF – Sił Obronnych Izraela – w Strefie Gazy zginęło ponad 41 tys. osób. Szacuje się, że większość ofiar to cywile, w tym dzieci, które stanowią prawie połowę populacji enklawy. Volker Türk, wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka, stwierdził w kwietniu, że „co 10 minut w Strefie Gazy ginie lub zostaje ranne dziecko”.

Od października ub.r. ok. 90 proc. z 2,3 mln mieszkańców Strefy Gazy zostało przesiedlonych, większość z nich wielokrotnie. Setki tysięcy palestyńskich rodzin tłoczą się dziś w obozach namiotowych w pobliżu wybrzeża Morza Śródziemnego – bez elektryczności, bieżącej wody i toalet. W Strefie Gazy trwa katastrofa humanitarna. – Palestyńczycy przez następne pięć lat mają żyć w namiotach, pod kontrolą wojska – mówił nam Amiad Cohen, szef konserwatywnej organizacji Tikvah Fund i doradca Netanjahu. Jak szacuje UNOSAT, w Gazie zostało zniszczonych 66 proc. budynków i 84 proc. placówek medycznych.

Zbrodnie na celowniku trybunałów

Działania Izraela w Gazie pod lupę wzięły instytucje międzynarodowe. W maju br. Karim Khan, prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego, złożył wniosek o wydanie nakazu aresztowania Netanjahu i Galanta oraz trzech przywódców Hamasu: Jahji Sinwara, Isma’ila Hanijji (zabitego pod koniec lipca) i Mohammeda Deifa. Jako powód wymienił możliwość popełnienia zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości.

Już wcześniej Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości wydał zarządzenie tymczasowe, zobowiązując Izrael do zapobieżenia aktom ludobójstwa w Strefie Gazy i poprawienia sytuacji humanitarnej na jej obszarze. Była to odpowiedź na wniosek Republiki Południowej Afryki, która złożyła przeciw Izraelowi skargę za naruszenie konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa.

– To przyniosło rezultat. Po rozpoczęciu postępowania władze wysłały urzędnikom instrukcje, zgodnie z którymi mają uważać na język i nie mogą się wypowiadać w sposób dyskryminacyjny, rasistowski. Zmiana jest widoczna, czyli wpływ MTS jest realny. Domyślam się, że również pod wpływem MTS ograniczono politykę oblężenia, która polegała na niedopuszczaniu pomocy humanitarnej do enklawy. Ale nie zapominajmy, że w obu tych postępowaniach chodzi też o nagłośnienie sprawy, przyglądanie się działaniom Izraela – tłumaczyła nam prof. Patrycja Grzebyk z Uniwersytetu Warszawskiego.

Zachodnie społeczeństwa odwracają się od Izraela

– Izrael przestał być państwem wyjątkowym. Zdążył przez lata wielokrotnie złamać prawo międzynarodowe, dopuścić się zbrodni wojennych, a także jest oskarżany o okupację terytoriów palestyńskich. Młodym ludziom trudno sympatyzować z krajem, który od innych wymaga empatii wobec siebie, a sam jest obojętny na los cywilów palestyńskich – przekonywała w rozmowie z DGP politolog Agnieszka Bryc z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Z niedawnego badania Instytutu Gallupa wynika, że jeszcze rok temu przychylną opinię na temat Izraela miało 64 proc. Amerykanów w wieku od 18 do 34 lat. Teraz jest to 38 proc. O zmianie nastrojów świadczą też protesty, które przetoczyły się przez kampusy uniwersyteckie na całym świecie, w tym w Polsce. Choć przywódcy państw zachodnich wciąż deklarują poparcie dla Izraela, sprzeciw ulicy wymusił na nich zwiększenie nacisku na kwestie humanitarne. ©℗