W tym roku Niemcy przeznaczyły na wsparcie walczącego z rosyjską agresją Kijowa 8 mld euro, co stanowi najwyższy wynik w całej Unii Europejskiej. Jeśli potwierdzą się doniesienia „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, to w przyszłym roku w budżecie znajdzie się na to już tylko połowa tych środków, czyli ok. 4 mld euro, które już zostało rozdysponowane, a rząd nie przewiduje dodatkowych pieniędzy. W 2026 r. wsparcie militarne dla Ukrainy od naszych zachodnich sąsiadów ma już opiewać na 3 mld euro, a w kolejnych dwóch latach zaledwie po 0,5 mld euro. Rzecznik niemieckiego rządu Wolfgang Büchner w dość enigmatyczny sposób odniósł się do tych doniesień medialnych, stwierdzając w poniedziałek, że Ukraina może liczyć na wsparcie Berlina w przyszłym roku „pomimo mniejszego budżetu”.
Ten mniejszy budżet to rezultat kompromisu skłóconej ze sobą i mającej wyraźnie rozbieżne cele koalicji rządzącej, w której głównym hamulcowym jest Wolna Partia Demokratyczna (FDP) trzymająca stery resortu finansów.
Tarcia w niemieckiej koalicji
Kierownikiem całego zamieszania okołobudżetowego jest w największej mierze minister finansów Christian Lindner, który według doniesień „FAZ” miał już na początku sierpnia przekazać do resortu obrony, którym z kolei zarządza Boris Pistorius z koalicyjnej SDP, że finansowanie wsparcia Ukrainy nie powinno już pochodzić z budżetu federalnego, lecz ze środków z zamrożonych rosyjskich aktywów. Te ostatnie, w wysokości ok. 300 mld dol., zostały na razie wykorzystane przez kraje G7 do zabezpieczenia pożyczek w wysokości 50 mld dol. dla Kijowa, ale nie ma wciąż zgody na przekazanie całej kwoty dla ukraińskiej administracji.
Niezależnie od doniesień niemieckiej prasy już od lipca obserwowany jest zwrot koalicji ku zaciskaniu pasa także w kwestii wsparcia dla Ukrainy. Najbardziej jastrzębi Lindner i kierowana przez niego FDP wykorzystują w ostatnich tygodniach każdy pretekst do wzniecenia konfliktu w koalicji, która – jak przekonywał kanclerz Olaf Scholz – zakopała topór wojenny w ubiegłym miesiącu, gdy porozumiała się w sprawie budżetu na 2025 r. wartego ponad 480 mld euro.
Jedną z najnowszych odsłon sporu jest także zmiana „zielonego” kursu niemieckiej polityki, w tym postulaty FDP dotyczące ograniczania budowy ścieżek rowerowych i tworzenia bezpłatnych miejsc parkingowych w centrach miast. Lindner i FDP – jak sugeruje część niemieckich mediów – chce w ten sposób wyróżnić się na tle lewicowych i zielonych koalicjantów, ponieważ jej notowania spadają w okolice 5-proc. progu wyborczego.
Kolejne pomysły ograniczające wydatki, w tym na pomoc wojskową dla Ukrainy, są dużą presją na Scholza, choć jak na razie żadna z trzech partii nie zdecydowała się na radykalne groźby opuszczenia rządu. Kolejne wystąpienia Lindnera zmusiły jednak Scholza do powrotu z wakacji, a w efekcie w piątek udało się znaleźć kompromis budżetowy, choć nadal pozostają pytania o jego trwałość.
Niemieckie zaciskanie pasa
Zgodnie z kolejnym, tym razem według deklaracji ostatecznym, projektem budżetu deficyt Niemiec ma zostać zmniejszony z 17 mld euro do 12 mld euro w przyszłym roku, choć sam Lindner nie ukrywa, że zamierza doprowadzić do jego ograniczenia do sumy jednocyfrowej.
Kluczowe dla uzyskania poparcia FDP były mechanizmy zmniejszające lukę w budżecie w sposób zgodny z konstytucją. W listopadzie ubiegłego roku bowiem niemiecki Trybunał Konstytucyjny zakwestionował wydatki na kwotę 60 mld euro, które zostały przeniesione z niewykorzystanych środków pochodzących z długu zaciągniętego na walkę z kryzysem pandemii do Funduszu dla Energii i Klimatu. Teraz rząd przekonuje, że wykorzystane instrumenty, takie jak zasilenie kapitałem m.in. Deutsche Bahn na 4,5 mld euro czy pożyczka dla przewoźnika na 3 mld euro, nie wchodzą w zakres hamulca zadłużenia, który nie zezwala na pożyczki od sektora publicznego wyższe niż łącznie 0,35 proc. PKB. Lindner utrzymuje więc, że nowy – już mocno ograniczony budżet – będzie w pełni zgodny z konstytucją.
Uzgodniony między koalicjantami budżet ma teraz trafić do niemieckiego parlamentu, ale stanie się to najpewniej dopiero w drugiej połowie września – po wakacyjnej przerwie. Komisja budżetowa w Bundestagu ma ostatecznie zweryfikować budżet 14 listopada, a Scholz liczy na to, że do końca roku uda się go bez problemu przegłosować.
Problem dla Kijowa
Sęk w tym, że spór o cięcia wydatków, w tym na wsparcie Ukrainy, jest stale podsycany przez liderów poszczególnych partii, w tym nie tylko Lindnera szukającego probiznesowego programu z promocją branży motoryzacyjnej włącznie, lecz także lidera Zielonych Roberta Habecka, który ogłosił, że zamierza ubiegać się o stanowisko kanclerza w przyszłorocznych wyborach.
– Jest zupełnie oczywiste, że ta koalicja ma poważne problemy ze znalezieniem wspólnego gruntu – skwitował Habeck dyskusję na temat wydatków m.in. na pomoc wojskową dla Kijowa. Choć doraźnie koalicja może utrzymać kompromis budżetowy, to Kijów z pewnością nie do końca będzie z niego zadowolony. ©℗