Zamieszki w Wielkiej Brytanii wybuchły głównie w miejscowościach, które mierzą się z wysokim poziomem ubóstwa.

Władze Wielkiej Brytanii liczą, że zamieszki, do których doszło po ataku nożownika w Southport, dobiegły końca. – Ale ich wpływ będzie odczuwalny przez kolejne miesiące i lata – ocenia nowa minister sprawiedliwości Shabana Mahmood. Premier Keir Starmer wezwał zaś do przeprowadzenia analizy przyczyn brutalnych protestów, do których doszło w 23 miejscowościach na terenie całego kraju.

Przebieg wydarzeń uwidocznił wiele problemów, takich jak zależność od gigantów technologicznych czy nierówności ekonomiczne. „Do zamieszek nie doszło w miejscach takich jak Cambridge, a w Winchester czy St Albans nie obserwowaliśmy ataków na osoby ubiegające się o azyl. Nietrudno zrozumieć dlaczego. To miejsca, w których ludzie mają dobrze płatną pracę i wygodne życie” – pisze na łamach lewicowego dziennika „The Guardian” Larry Elliott. Znaczną część zajść odnotowano w miastach, które mierzą się z wysokim poziomem ubóstwa. Według rządowego wskaźnika deprywacji siedem z nich – Blackburn, Blackpool, Liverpool, Hartlepool, Hull, Manchester i Middlesbrough – znajduje się w pierwszej dziesiątce najbiedniejszych obszarów Zjednoczonego Królestwa. Z danych resortu spraw wewnętrznych wynika, że w przeliczeniu na mieszkańca te siedem miejscowości Jest również tymczasowym domem dla największej liczby osób ubiegających się o azyl.

To efekt świadomej strategii władz. Poprzednie rządy umieszczały azylantów w hotelach położonych w mniej zamożnych miejscowościach ze względu na ich przystępne ceny. Wiosną tego roku było w nich zakwaterowanych 35,7 tys. z ponad 100 tys. obcokrajowców. Hotele stały się głównym celem ataków uczestników zamieszek. W ubiegłym tygodniu 700 zamaskowanych osób próbowało podpalić hotel w Rotherham, w którym przebywali imigranci. Część demonstrantów rzucała w policjantów krzesłami czy gaśnicami. Policja poinformowała, że co najmniej 10 funkcjonariuszy zostało rannych. – Brutalny atak na hotel, w którym mieszkają osoby ubiegające się o azyl, jest przerażający – powiedziała szefowa resortu spraw wewnętrznych Yvette Cooper. Eksperci uważają jednak, że umieszczanie migrantów na obszarach z wysokim bezrobociem może wzmacniać wśród mieszkańców poczucie, że muszą oni konkurować z obcokrajowcami o ograniczone zasoby państwa.

Na podobne wnioski wskazuje przeprowadzone w 2023 r. badanie Harvard Business School, które wykazało, że obawy związane z imigracją rosną przede wszystkim tam, gdzie ograniczono dostęp do usług publicznych. Dekady powolnego wzrostu gospodarczego i głębokich cięć budżetowych doprowadziły do kurczenia się skali usług socjalnych i systemu opieki zdrowotnej. W czerwcu lista oczekujących na leczenie w ramach Narodowej Służby Zdrowia osiągnęła rekordowe 7,6 mln przypadków, z czego ok. 40 proc. pacjentów czekało na wizytę ponad półtora roku. Rządząca od niedawna Partia Pracy zapowiada, że nie będzie już umieszczać azylantów w hotelach. W tym celu administracja ma przyspieszyć analizę ponad 100 tys. zaległych wniosków o azyl. Obecne zaległości sięgają 7 marca ub.r., kiedy rząd torysów wprowadził ustawę o nielegalnej migracji. Zabraniała ona ubiegania się o legalizację pobytu osobom, które wjechały do Wielkiej Brytanii nielegalnie.

23 lipca Cooper przedstawiła projekt przepisów, które mają odwrócić skutki ustawy o nielegalnej migracji i umożliwić składanie wniosków o azyl obcokrajowcom, którzy do brytyjskich wybrzeży dotarli np. na łodziach. Rząd ma przy tym w pierwszej kolejności rozpatrywać wnioski osób z państw, które określa jako bezpieczne. Chodzi m.in. o Albanię, Indie i Wietnam, których obywatele mierzyli się dotychczas z niskim wskaźnikiem akceptacji wniosków. Oczekuje się, że do września pozytywną decyzję otrzymają dwie trzecie wnioskodawców. Ubiegłotygodniowy sondaż YouGov wykazał, że imigracja jest obecnie najważniejszym problem dla brytyjskiej opinii publicznej. Wskazuje na to 51 proc. badanych. Z tym, że znaczenie tego tematu jest bardziej widoczne wśród zwolenników partii prawicowych. Twierdzi tak 90 proc. głosujących na partię Zreformujmy Zjednoczone Królestwo Nigela Farage’a i 76 proc. wyborców Partii Konserwatywnej. To pierwszy raz, kiedy imigracja znalazła się na szczycie sondażowej listy wyzwań, odkąd Wielka Brytania zagłosowała za opuszczeniem Unii Europejskiej. ©℗