Nie może się powtórzyć sytuacja, że Ukraińcy wycofują się ze swoich terytoriów, bo zbyt długo czekają na artylerię – mówi DGP brytyjski wiceminister obrony Vernon Coaker.
Reprezentuje pan nowy rząd brytyjskich laburzystów. Czego możemy się spodziewać w relacjach Wielkiej Brytanii z Polską? Będą zmiany?

Będziemy budować na tym, co udało się poprzedniemu rządowi, i doprowadzimy do jeszcze bliższej współpracy. To będzie jedyna zmiana. Chcemy iść dalej na podstawie umowy o strategicznym partnerstwie Wielka Brytania – Polska 2030. Stoimy razem, także z krajami bałtyckimi. Razem chronimy całą wschodnią flankę NATO. To nie tylko polska granica. Patrząc od krajów bałtyckich na południe nie chodzi tylko o obronę państw bezpośrednio na granicy, ale także Niemiec, Francji oraz Wielkiej Brytanii. Czym bliższa współpraca, tym lepiej. Dla nowego rządu NATO to priorytet i chodzi tu nie tylko o obronę, ale też odstraszanie przed potencjalną agresją. Tu Ukraina jest kluczowa, będziemy dalej współpracować z Polską, by dostarczać Ukrainie tego, czego potrzebuje, by Rosjanie nie osiągnęli sukcesu.

Niedawno brytyjski rząd ogłosił, że do Polski przyjedzie zespół Royal Engineers, aby pomóc na wschodniej granicy. Czy wiadomo coś o ich liczbie i kiedy do tego dojdzie?

To się wydarzy pod koniec sierpnia. To będzie mały zespół rekonesansowy, współpracujący z polską Strażą Graniczną i wojskiem, by stwierdzić, co jest im potrzebne i jak możemy najlepiej współpracować. Ważne, że to pokazuje, iż Wielka Brytania stoi razem z Polską, jeśli chodzi o wydarzenia na jej granicy z Białorusią. Nawet mały zespół to symbol, polski rząd przyjmuje to z zadowoleniem, zabiegał o coś takiego. To wszystko już jest potwierdzone i dzieje się.

A brytyjskie myśliwce Eurofighter Typhoon w ramach misji Air Policing? Jakie są szczegóły i liczby?

Jest to opracowywane, ale na polskich lotniskach będą eurofightery w ramach misji NATO. Operacyjnie nie powiemy, ile dokładnie, ale dotrą one w przyszłym roku w maju. Jasno pokazujemy tym Polsce i innym sojusznikom w NATO, że w razie czego będziemy bronić przestrzeni powietrznej Polski i NATO. Jeszcze raz powtórzę, tu nie chodzi tylko o to, by odpowiadać, ale by NATO odstraszała przed potencjalną akcją.

Czy jest pan zadowolony ze szczytu NATO w Waszyngtonie i z jego końcowej deklaracji? W przypadku Ukrainy szczyt nie przyniósł przełomu.

To były dobre konkluzje. Na nowo powtórzyliśmy naszą determinację do obrony Ukrainy tak długo, jak tylko będzie trzeba. Ustaliliśmy, że dostarczymy amunicję. Ważne – tak jak powiedział sekretarz obrony John Healey – by odbywało to się szybko. Szybciej niż do tej pory. Widzimy też, że myśliwce F-16 są już na Ukrainie. Te zobowiązania ze strony Wielkiej Brytanii, Polski oraz innych krajów są naprawdę ważne. Gdy Rosjanie zaatakowali Ukrainę, myśleli, że zakończą to wszystko w kilka tygodni. Tak się nie stało, bo Ukraińcy okazali się odważni. Rosja oczekiwała, że NATO się skruszy, że będzie osłabione. A nic takiego nie obserwujemy, widzimy determinację, by opierać się rosyjskiej agresji. A do tego Szwecja i Finlandia dołączyły do Sojuszu, czego nikt by się nie spodziewał kilka lat temu. Oczywiście należy robić więcej, ale szczyt NATO pokazał nasze zaangażowanie.

Co znaczy „tak długo jak będzie trzeba”? Jaki jest tutaj końcowy cel?

Negocjacje zależą od Ukraińców, to oni powinni sami ocenić, czy i co chcą negocjować. Nie ma mowy o żadnej presji. Presje musimy wywierać na Władimirze Putinie, by mówić mu, że inwazja jest nielegalna i żeby wycofał wojska z terytoriów okupowanych. Końcowym celem jest to, że Rosja nie może wygrać. My dostarczymy to, co Ukraińcy uważają za ważne.

Niektórzy sugerują, że NATO powinno strącać część rosyjskich pocisków ze swojego terytorium, np. nadlatujących w kierunku przestrzeni powietrznej Sojuszu. Co pan sądzi o takim pomyśle?

Z bardziej ogólnej perspektywy to każdy kraj ma prawo do własnej obrony. W przypadku Ukrainy komunikujemy im, że mogą używać swoich systemów obrony przeciwlotniczej tak długo, jak jest to w zgodzie z międzynarodowym prawem humanitarnym. Jak rozumiem, w sprawie strącania rosyjskich pocisków, zanim trafią do Polski, polski rząd wciąż rozważa swoje stanowisko. My w Rzeszowie mamy system obrony przeciwlotniczej Sky Sabre.

Jak długo zostanie w Polsce Sky Sabre? Jaki jest tu harmonogram?

Decyzje podejmowane są co pół roku. Choć słyszałem bardzo wyraźnie, że czasami decyzje dotyczące Sky Sabre powinny być podejmowane sprawniej.

A gdy rozmawia pan z Ukraińcami? Co znajduje się na szczycie ich listy?

Pociski artyleryjskie i do obrony przeciwlotniczej. To z wojskowego punktu widzenia. Ale podkreślę inną sprawę. Pomoc ze strony ludzi, z całej Europy, jest niesamowita. A poparcie społeczeństwa oznacza, że politycy mogą podejmować trudne decyzje. Gdy rozmawiam z Ukraińcami, to oni często mówią o solidarności ze strony ludzi. Że to im pomaga toczyć wojnę. Nie bagatelizujmy tego. Rozmawiamy w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Poparcie ludności dla działań zbrojnych było olbrzymie. Nie należy nigdy lekceważyć wsparcia cywilów w sprawach wojennych. Świadomość, że stoimy za nimi, jest niezwykle ważna dla Ukraińców. O tym powinno mówić się więcej. Spójrzmy na Polaków. To niesamowite, co zrobili, przyjęli kilka milionów uchodźców. Utrzymanie morale jest fundamentem.

Pytanie, czy Europa w ogóle ma zdolności produkcyjne, by dostarczyć Ukrainie wystarczającą liczbę pocisków artyleryjskich?

Prawda jest taka, że musimy być szybsi. Kraje NATO, w tym Wielka Brytania, powinny przyglądnąć się temu, jak nasza baza przemysłowa może działać. My w Wielkiej Brytanii będziemy mieli nowego dyrektora od spraw zbrojeń, który będzie odpowiadał nie tylko za gromadzenie zapasów, ale również zapewnianie szybkiej reakcji przemysłu, jak wydarzy się coś takiego jak na Ukrainie. To czas, by się obudzić. Odstawiając na bok Kongres amerykański, który z różnych powodów blokował pomoc dla Ukrainy, łamało się serce na wieść, że Ukraińcy musieli wycofać się z niektórych terytoriów, bo czekali na artylerię. To nie może się powtórzyć, musimy działać lepiej. ©℗

Rozmawiał Mateusz Obremski