Jednak nagłe wydarzenia proszą się o komentarz na gorąco. Wszyscy do tego przywykliśmy. W niedzielę w USA media – świadome polaryzacji oraz napięć społecznych – podeszły do tematu ostrożnie. Użytkownicy platform społecznościowych jak Twitter/X szybko zauważyli, co się wydarzyło. W mediach nagłówki informowały jednak o „upadku Trumpa”, „przerwaniu wydarzenia przez Secret Service”, „incydencie”, „ofierze śmiertelnej na wiecu, podczas gdy były prezydent mówił zwolennikom, by walczyć”. To oczywiście skróty. Każdy mógł też przeczytać wersje obszerniejsze, wyjaśniające, co miało miejsce. Obsługa medialna w początkowej fazie po próbie zamachu była w społecznościówkach szeroko krytykowana, zarówno przez zwykłych użytkowników, jak i przez osoby publiczne i polityków. Wypominanie wczesnych nagłówków dużo później – gdy była większa jasność co do wydarzeń – to manipulacja. Jednak przy uwzględnieniu chronologii wydarzeń krytyka tych wczesnych nagłówków wydaje się uzasadniona. Jest mało prawdopodobne, by w redakcjach nie zdawano sobie sprawy z tego, co zaszło. W tym przypadku z jakichś powodów zdecydowano jednak, by tego nie nazywać. Wielu umiarkowanych analityków i ekspertów oceniło taki sposób obsługi medialnej jako dziwaczny.
Media muszą dbać o rzetelność, weryfikować fakty i informacje, ostrożnie je opisywać. To podstawa wiarygodności w erze informacyjnej. Tylko że z różnych powodów niestety nie zawsze to działa. Przykład? Szeroko nagłośniony przez „New York Time” hot take z 2023 r., kiedy na szpital w Palestynie spadła rakieta. Określenie jej mianem „izraelskiej” bez żadnej weryfikacji i – jak się okazało – fałszywie doprowadziło do zamieszek w wielu krajach i nawet zakłócenia kontaktów międzypaństwowych. Rakieta była Hamasu, czego ustalenie było niemożliwe natychmiast. Ta sprawa pokazuje, że czasem pisze się wprost od razu, a innym razem nie. Skoro tak, to nie powinno dziwić to, że ludzie wytykają i krytykują takie standardy, a nawet próbują się doszukiwać motywów.
Siła informacji jest dziś potężna. Co za tym idzie – waga odpowiedzialności bezprecedensowa
Odbiorcy mogą być przekonani, że media robią to celowo. Ale jak zrozumieć, dlaczego czasem robi się jedno, a czasem drugie? Obecna sytuacja w sferze informacyjnej obejmuje też co innego. Ostatnimi czasy media w USA bardzo dużo czasu poświęcają zdolności prezydenta Bidena do kandydowania. Oficjalnie z uwagi na jego wiek. Tu jednak przypominam, że w 2016 r. media nieustannie opisywały wykradzione informacje, uderzając tym samym w kandydatkę demokratów w wyborach prezydenckich (to wtedy wygrał Trump). W kampanii wyborczej poświęca się uwagę wszystkim kandydatom, nawet gdy następuje to pod różnymi kątami. Wnioski, że media mają przechył polityczny to jedno. Głosy o jakiejś zmowie, jak informować o próbie zamachu na Trumpa, wydają się jednak nieuzasadnione. Czegoś takiego i tak nie da się przemilczeć, a jeśli ktokolwiek by spróbował, byłoby to niezbyt rozsądne.
Siła wpływu informacyjnego jest potężna, a co za tym idzie, waga odpowiedzialności jest dziś bezprecedensowa.
Jak zatem ocenić obsługę medialno-informacyjną krótko po nieudanym zamachu na Trumpa? Może to po prostu wina przedawkowania szkoleń z pisania chwytliwych nagłówków w formacie clickbaitu?
Nie zamierzam zrzucać tutaj winy na stronniczość amerykańskich mediów – jako prywatne firmy mają prawo obierać konkretne strony w sporze politycznym i niejednokrotnie to robią. Tu nie chodzi o inklinacje polityczne, ale o rzetelność.
Chodzi o to, gdzie my wszyscy znaleźliśmy się w podziałach społecznych. Czy nie przypadkiem nad przepaścią?
Próba zamachu na byłego prezydenta i kandydata w aktualnych wyborach w USA, superpotędze jądrowej, wciąż gwaranta bezpieczeństwa międzynarodowego, to bowiem wydarzenie bezprecedensowe w erze informacyjnej. To potencjalny moment Gavrila Principa, kiedy to zamach anarchisty na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda był wydarzeniem przyczyniającym się do ustawienia Europy na drodze do dwóch wojen światowych. Efekty odczuwamy do dzisiaj, zwłaszcza w Polsce. Przy obecnych napięciach do wyobrażenia jest, że udany zamach i następujący po nim ciąg wypadków mogłyby doprowadzić do zamieszek, być może do rewolucji. To mogłoby mieć katastrofalne konsekwencje dla Europy i Polski. Strojenie sobie żartów z tego wydarzenia jest nie tyle infantylne, ile zwyczajnie, za przeproszeniem, niemądre.
Politycznie zamach może sprzyjać Trumpowi. I to zarówno sposób podejścia do niego mediów mainstreamowych, jak i szczęśliwie nieudany atak, po którym Trump wstał i wyciągnął w górę rękę – ten gest pięści, to pamiętne monumentalne zdjęcie. Ten odruch może przez niektórych niezdecydowanych zostać potraktowany jak argument za tym, że Trump jednak działa świadomie, a w dodatku nie jest tchórzem. ©℗