Kijów poprosił Amerykanów o zielone światło dla uderzeń w cele na terenie Rosji z wykorzystaniem broni z dostaw z Zachodu.
Trudna sytuacja obrońców Ukrainy wznowiła dyskusję o zachodniej polityce dotyczącej zakazu używania broni z dostaw do ataków na cele położone na terenie Rosji. Kijów poprosił Amerykanów o wycofanie się z tego warunku. Wcześniej zielone światło dali Brytyjczycy.
Zachód dostarczał Ukrainie sprzęt wojskowy jeszcze przed pełnowymiarową inwazją, rozpoczętą przez Rosję 24 lutego 2022 r. Wcześniej i później warunkiem dostaw broni było nieużywanie jej do ataków na terenie Federacji Rosyjskiej, a jedynie do obrony własnej i niszczenia celów na obszarach okupowanych. Amerykanie i ich sojusznicy obawiali się eskalacji i nie chcieli prowokować Moskwy. Zakaz nie obejmował terenów nielegalnie anektowanych przez Rosję, w tym Krymu, więc Ukraińcy z powodzeniem wykorzystywali zachodnie rakiety do bombardowania z powietrza baz, składów amunicji i szlaków komunikacyjnych na utraconym półwyspie. Politycy w Kijowie porównywali jednak zakaz z meczem bokserskim, w którym jeden z przeciwników walczy jedną ręką, podczas gdy drugą ma przywiązaną do tułowia.
Odkąd Rosjanie jesienią 2023 r. przejęli inicjatywę na froncie, kwestia stała się jeszcze bardziej paląca. Ukraińcy atakują wprawdzie cele na terenie Rosji przy użyciu produkowanej przez siebie broni, zwłaszcza bezzałogowców – i temu Amerykanie się nie sprzeciwiają – jednak zielone światło dla poszerzenia terytorialnego zakresu stosowania sprzętu z dostaw pomogłoby zniwelować przewagę agresora. Sobotni „The Wall Street Journal” ujawnił, że przed kilkoma tygodniami Ukraińcy formalnie poprosili Biały Dom o zgodę, a dodatkowo o pomoc w identyfikowaniu celów wojskowych, które miałyby być atakowane przy użyciu broni produkowanej na miejscu. Anonimowi urzędnicy cytowani przez dziennik powiedzieli, że wniosek „jest analizowany”.
W piątek rzecznik Białego Domu ds. bezpieczeństwa John Kirby powtórzył oficjalne stanowisko, że administracja Joego Bidena „nie zachęca” do ataków na Rosję przy użyciu broni z dostaw. W czwartek w podobnym tonie wypowiedziała się Sabrina Singh z Departamentu Stanu. – Nie zmieniliśmy naszego stanowiska. Wierzymy, że sprzęt, możliwości, które dajemy Ukrainie i które inne kraje dają Ukrainie, powinny być używane do odzyskiwania suwerennego terytorium Ukrainy – powiedziała. Dziennikarz dopytywał, czy to prośba, czy też wiążący wymóg, ale na to pytanie Singh wprost nie odpowiedziała. – Sekretarz w rozmowach z ministrem Rustemem Umierowem podejmują temat tego, jak w najlepszy sposób wykorzystać te możliwości. Wierzymy, że oznacza to terytorium ukraińskie – odparła. Jej szef Antony Blinken podczas wizyty w Kijowie zaznaczył jednak, że decyzja należy do Ukrainy, co niektórzy odczytali jako sygnał, że zmiana zdania jest możliwa.
Zwłaszcza że inne państwa zaczynają jednak zmieniać stanowisko. Jako pierwsza zasygnalizowała to nowa szefowa łotewskiego MSZ Baiba Braže, która stwierdziła 1 maja, że niektóre państwa Zachodu swój zakaz już skasowały. – Pozwala na to prawo międzynarodowe – powiedziała w rozmowie z „Jewropejśką prawdą”, dodając, że chodzi o cele, które Rosja wykorzystuje do ataków na Ukrainę. – Są kraje, które dostarczają broń bez warunków dla Ukrainy. Nie o wszystkim głośno się mówi, czasem tak jest lepiej, ale przynosi to efekty na polu walki – dodała Braže. 3 maja szef brytyjskiej dyplomacji David Cameron podczas wizyty w Kijowie potwierdził, że chodzi m.in. o jego kraj. – Rosja bije w cele w głębi Ukrainy, więc jest zrozumiałe, dlaczego Ukraina chce pewności, że może się bronić – tłumaczył były premier Wielkiej Brytanii. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że może to doprowadzić do eskalacji „groźnej dla europejskiego bezpieczeństwa”.
Prezydent Ukrainy także odniósł się w ostatnich dniach do dyskusji o użyciu zachodniej broni do atakowania celów po rosyjskiej stronie granicy. – Uważam, że nie powinno być zakazów, ponieważ to nie jest ofensywa ukraińskiej armii z użyciem zachodniej broni na terytorium Rosji. To obrona. Tak jak sankcje prewencyjne, o których mówiliśmy wszystkim przed pełnowymiarową inwazją – mówił Wołodymyr Zełenski na spotkaniu z mediami. Szef państwa komentował też sytuację na polu walki. 10 maja Rosjanie otworzyli front w obwodzie charkowskim, zajmując kilkanaście wsi i podchodząc pod miasto Wołczańsk, w którym przed wojną mieszkało 17 tys. ludzi. Agresorowi nie udało się jednak przejść pierwszej linii obrony, a rzucone na ten odcinek siły wskazują raczej, że celem było odciągnięcie części ukraińskich rezerw z frontu donieckiego, gdzie ważą się losy Czasiw Jaru. ©℗