Kijów apeluje, by po wyborach nie uważać już Putina za prezydenta Rosji.

Wybory prezydenckie, wbrew prawu międzynarodowemu, Moskwa przeprowadziła bowiem także na terenach okupowanych. W tej kwestii Kijów jest jednak osamotniony, od propozycji zbojkotowania wygranej Putina odciął się Biały Dom. Jednak dla Ukraińców kampania ma charakter wyprzedzający. W maju to Kreml zacznie podważać legitymację Wołodymyra Zełenskiego, dowodząc, że jego pięcioletnia kadencja się skończyła, a nowych wyborów nie przeprowadzono.

– Ta imitacja wyborów nie ma i nie może mieć żadnej legitymacji. Ten działacz powinien skończyć na ławie oskarżonych w Hadze – mówił ukraiński prezydent w niedzielnym wystąpieniu. Ukraińcy powołują się m.in. na IV konwencję haską z 1907 r., dotyczącą praw i zwyczajów wojny lądowej, która nakłada na okupanta obowiązek przestrzegania, „z wyjątkiem bezwzględnych przeszkód”, praw obowiązujących na terenie państwa okupowanego oraz zabrania „przymuszania ludności terytoriów okupowanych do przysięgania na wierność państwu nieprzyjacielskiemu”. Rosja dowodzi, że zajęte w latach 2014–2024 obszary Ukrainy, z wyjątkiem niewielkiej części obwodu charkowskiego, stały się integralną częścią państwa. Świat tej argumentacji nie podziela. Przy czym przed 2024 r. mieszkańcy okupowanego Krymu czterokrotnie brali już udział w ogólnorosyjskich głosowaniach powszechnych.

Mychajło Podolak, doradca w biurze ukraińskiego prezydenta, mówił DGP, że „po 17 marca trzeba podjąć decyzję, że instytucje rosyjskiego państwa straciły legitymację”. – Należałoby zawiesić członkostwo Rosjan w organizacjach międzynarodowych, w tym w Radzie Bezpieczeństwa ONZ – dodawał. To ostatnie odebrałoby Moskwie prawo weta, jednak nie wiadomo, jak taka procedura miałaby wyglądać. Ukraińcy powołują się czasem na decyzję Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 1971 r., którą cofnięto uznanie dla władz w Tajpej na korzyść Pekinu, co doprowadziło do zmiany obsady RB ONZ. Różnica polega na tym, że w przeciwieństwie do ówczesnych Chin Rosja nie ma alternatywnego ośrodka władzy, który znacząca część świata uznawałaby za legalny.

– Tych wyborów nie można uznać za legalne, a zatem prezydent Federacji Rosyjskiej nie może być za takiego uważany. Ale aby miało to skutki prawne, powinno się osiągnąć solidarne stanowisko na poziomie globalnym – mówiła nam w ubiegłym tygodniu wicepremier Ukrainy Olha Stefaniszyna.

– Nie widzimy jednak, by wspólnota międzynarodowa była gotowa do tak zdecydowanego kroku – przyznała Stefaniszyna. Jej słowa potwierdziły powyborcze komunikaty płynące z zachodnich stolic. Doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa Jake Sullivan powiedział wprawdzie, że wybory w Rosji nie były wolne ani uczciwe, ale dodał, że „rzeczywistość jest taka, że prezydent Putin jest prezydentem Rosji”. – Musimy zmierzyć się z tą rzeczywistością w kontekście wojny w Ukrainie, innych agresji przedsięwziętych przez Rosję i kroków wymierzonych w interesy narodowe USA, które podejmuje prezydent i Federacja Rosyjska pod jego kierownictwem – dodał Sullivan w poniedziałek. Francuskie MSZ potępiło głosowanie pod okupacją i dodało, że „nigdy nie uzna wyników tych tzw. «wyborów»”. Polski resort dyplomacji niemal identycznymi słowami podał, że „Polska nie uznaje i nigdy nie uzna organizacji oraz rezultatów «wyborów» na tych terytoriach”, a ich przeprowadzenie „zasługuje na szczególne potępienie” jako „ostentacyjne złamanie prawa międzynarodowego, w tym Karty Narodów Zjednoczonych”.

Nigdzie jednak nie pada sugestia, że od tej pory Putin nie będzie uznawany za prezydenta Rosji. Tylko z Niemiec popłynęły sygnały, że w oficjalnej komunikacji MSZ rosyjski przywódca nie będzie już tytułowany prezydentem, ale to raczej kwestia protokolarna niż prawnomiędzynarodowa. Daleko idących obietnic nie ma też we wspólnym komunikacie szefów komisji parlamentarnych z 21 państw zachodnich, opublikowanym 14 marca. Zawarto w nim jednak „jednomyślne odrzucenie legitymacji wyborów przeprowadzonych przez Rosję na ukraińskich terenach okupowanych”. Pod komunikatem podpisali się też szefowie polskich komisji parlamentarnych: Bogdan Klich, Paweł Kowal i Grzegorz Schetyna.

Kampania ma dla Ukrainy również znaczenie polityczne. Kijów chce wyprzedzić rosyjskie podważanie legitymacji Zełenskiego. 20 maja minie pięć lat od jego zaprzysiężenia. Kreml już promuje narrację, zgodnie z którą po tym terminie na urzędzie prezydenta Ukrainy pojawi się wakat. – Mamy konstytucję i ustawę o stanie wojennym, które stwierdzają, że prezydent pełni funkcję do kolejnego zaprzysiężenia, zaś wyborów w trakcie stanu wojennego nie można organizować – mówił nam Podolak. Nie podważa tego nawet opozycja skupiona wokół byłego prezydenta Petra Poroszenki, który nie pozbył się nadziei na powrót do władzy w przyszłości. Biuro Zełenskiego rozważa skierowanie wniosku do Sądu Konstytucyjnego, by uznał argumenty prawne władz, jednak nie wiadomo, czy i kiedy to nastąpi, biorąc pod uwagę konflikt prezydenta z częścią sędziów. ©℗