Podczas wczorajszego zjazdu chadeckiej CDU szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła, że będzie się ubiegać o reelekcję. Formalnie jej wybór musi jeszcze zatwierdzić Europejska Partia Ludowa.

O ubieganiu się przez Ursulę von der Leyen o drugą kadencję na fotelu szefowej KE mówiło się od kilku miesięcy. W przeciwieństwie do Charles’a Michela była niemiecka minister obrony nie zaskoczyła unijnych liderów falstartem. Poczekała na formalną nominację ze strony rodzimej partii CDU. Na razie jednak jest oficjalną kandydatką chadeków – wiodącego ugrupowania w Europejskiej Partii Ludowej, natomiast potwierdzenie wystawienia jej w wyścigu o najwyższe unijne stanowisko ma nadejść 6–7 marca na kongresie EPL w Bukareszcie.

Procedura, w ramach której przewodnicząca Komisji będzie się ubiegać o reelekcję, premiuje frakcje, które odniosą najlepszy wynik w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale nie oznacza to, że von der Leyen nie będzie musiała zabiegać o poparcie państw członkowskich. Tym bardziej że w ostatnich tygodniach Bruksela nie ma najlepszej prasy w Europie.

Spitzenkandidat

O ile wybory do PE oznaczają dość standardową kampanię wyborczą, która już niedługo ruszy w całej UE, o tyle obsada najważniejszych stanowisk jest dużo bardziej enigmatyczna. Skład Komisji Europejskiej jest ustalany przez premierów i prezydentów państw członkowskich w sposób jednomyślny. Dane państwo desygnuje swojego kandydata, któremu oferowane jest konkretne portfolio określające przydział kompetencji. W przypadku przewodniczącego KE tryb wyboru również musi być jednomyślny, ale jego transparentność ma wspierać procedura kandydata wiodącego, tj. kandydata frakcji parlamentarnej. W zamyśle bowiem szefem Komisji powinien zostać kandydat frakcji, która po czerwcowych eurowyborach uzyska największą liczbę mandatów. Praktyka dotychczas była nieco inna i procedura ta została zupełnie zignorowana w 2019 r. W tym roku jednak część frakcji wyraziła nieco większe zainteresowanie – socjaliści zgłosili kandydaturę obecnego komisarza ds. pracy Nicolasa Schmidta, Zieloni – Terry Reintke i Basa Eickhouta, z kolei Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy przymierzają do tej roli m.in. Jacka Saryusza-Wolskiego.

Kampania przed eurowyborami ruszy na dobre w maju, natomiast von der Leyen właściwie od wczoraj, a z pewnością od potwierdzenia jej nominacji przez kongres EPL w marcu, będzie musiała oddzielić funkcję szefowej KE od kandydatki. Teoretycznie nie musiałaby tego robić, gdyby oficjalnie nie ubiegała się o reelekcję w ramach procedury kandydata wiodącego.

Zielone spowolnienie

Tematów kampanijnych z pewnością nie zabraknie – szczególnie tych trudnych i budzących dziś poważny sprzeciw społeczny. A jednym z nich są protesty rolników w całej Europie, którzy domagają się rewizji handlu z Ukrainą, w tym dalszych ograniczeń ilościowych importu ukraińskiego zboża i wyrażają coraz większy sprzeciw wobec zielonej transformacji. KE już zdecydowała się pójść na pewne ustępstwa, znosząc obowiązek 4 proc. ugorowania ziemi i ograniczenie o 50 proc. stosowania pestycydów do 2030 r., jednak nie powstrzymało to rolników przed kontynuacją protestów, które przetaczają się dziś przez całą UE – od Rumunii po Hiszpanię. Von der Leyen, której flagowym projektem był Zielony Ład i związane z nim regulacje Fit for 55, nie zamierza zbaczać z zielonego kursu, ale coraz częściej wyraża gotowość na kompromisy i zwolnienie tempa transformacji. To także efekt oczekiwań ze strony jej rodzimego środowiska politycznego.

Niemka jest pod dużą presją zarówno swojej rodzimej partii CDU z Friedrichem Merzem na czele, jak i EPL kierowanej przez Manfreda Webera. Chadecy mają coraz większy problem z rosnącym poparciem prawicowych frakcji, które wskazują na wysokie koszty zielonej transformacji – wcześniej dla biznesu, dziś m.in. dla rolników. Drugim polem do ataku na von der Leyen z prawej strony sceny politycznej będzie z pewnością wzrost nielegalnej migracji w UE i związana z tym nowa polityka migracyjna. CDU i EPL będą oczekiwać od ubiegającej się o reelekcję szefowej KE odpowiedzi na masowe strajki i wyzwania migracyjne oraz zwrócenia się w konserwatywną stronę, co ma wybić oręż z rąk prawicy.

Niemka w centrum swojej kampanii ma jednak zamiar postawić obronność i bezpieczeństwo. Jej pierwszą zapowiedzią zadeklarowaną w czasie Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium jest powołanie komisarza ds. obrony, którym miałby zostać kandydat z kraju Europy Środkowo-Wschodniej (według doniesień medialnych rozpatrywany jest na to stanowisko m.in. Radosław Sikorski). Nowa KE ma także stawiać na rozwój potencjału europejskiego przemysłu obronnego, m.in. przez zwiększenie Europejskiego Funduszu Obronnego.

Na cztery miesiące przed wyborami do PE nie pojawiła się żadna kandydatura, która mogłaby zagrozić von der Leyen w realizacji wspomnianego wyżej scenariusza. Ostatnim szefem KE, któremu udało się uzyskać reelekcję, był Portugalczyk José Manuel Barroso w latach 2004–2014. ©℗