Wielka Brytania nałożyła w tym tygodniu sankcje na czterech obywateli Izraela, którzy brutalnie atakowali Palestyńczyków na okupowanym Zachodnim Brzegu. – Ekstremistyczni izraelscy osadnicy grożą Palestyńczykom i zmuszają ich do opuszczenia ziemi, która do nich należy – powiedział brytyjski minister spraw zagranicznych David Cameron.

Nałożenie sankcji to w dużej mierze działanie symboliczne. Wcześniej na taki ruch zdecydowały się także Stany Zjednoczone. Jednak niezwykle mocny, jak na brytyjski rząd, język świadczy o coraz większym zniecierpliwieniu Zachodu. Cameron aktywność osadników określił jako nielegalną i niedopuszczalną.

Brytyjczyk ostrzegł, że Izrael powinien „zatrzymać się i poważnie zastanowić” przed podjęciem dalszych działań wojskowych. Tel Awiw stoi w obliczu rosnącej presji międzynarodowej w związku z zamiarem rozpoczęcia inwazji lądowej w graniczącej z Egiptem miejscowości Rafah, gdzie przebywa dziś ok. 1,4 mln Palestyńczyków.

Najostrzej zamiary premiera Binjamina Netanjahu komentuje szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. W poniedziałek stwierdził, że Netanjahu „nikogo nie słucha”. Odpowiadając na zapewnienia premiera, że uchodźcy z Rafah zostaną ewakuowani przed rozpoczęciem ofensywy, Borrell ironizował: „Dokąd? Na Księżyc?”. Słowa Borrella nie dziwią. Jest on jednym z najbardziej przyjaznych Palestyńczykom polityków w Europie.

Dziś są one jednak powtarzane – choć w nieco bardziej dyplomatyczny sposób – przez przywódców na całym Zachodzie. Także tych, którzy słyną z proizraelskiej polityki. – Mieszkańcy Gazy nie mogą udać się na południe do Egiptu, nie mogą udać się na północ i wrócić do swoich domów, ponieważ wiele z nich zostało zniszczonych – wskazywał Cameron. Z informacji DGP wynika, że Izrael może rozważać ponowne przesiedlenie Palestyńczyków z Rafah m.in. w okolice Chan Junus i na wybrzeże enklawy.

Wątpliwości wobec izraelskiej polityki wysuwają też Niemcy, które mają szczególną relację z państwem żydowskim. „Mieszkańcy Gazy nie rozpłyną się w powietrzu” – napisała na portalu X szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock. Z kolei prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden stwierdził niedawno, że reakcja państwa żydowskiego na atak Hamasu jest „przesadzona”.

Obawami sojuszników władze kraju zdają się nie przejmować.

Nie oznacza to też, że Izrael przyjaciół traci. Ale decydując się na inwazję lądową w Rafah, wystawia ich na próbę. Zdaniem zajmującego się kwestiami bezpieczeństwa think tanku Royal United Services Institute (RUSI) Izrael będzie się musiał zmierzyć w dłuższej perspektywie z dwoma niekorzystnymi dla swojego wizerunku trendami: demograficznym i geopolitycznym.

Młodsze pokolenia na Zachodzie – szczególnie przedstawiciele generacji Z – są bardziej propalestyńskie niż ich rodzice czy dziadkowie. Choćby dlatego, że czują się w większym stopniu odpowiedzialne za kolonializm niż za zbrodnie II wojny światowej. W Stanach Zjednoczonych badanie Pew Research Center już w 2022 r. wykazało, że przychylne zdanie na temat Izraela ma tylko 41 proc. Amerykanów w wieku 18–29 lat. Wśród badanych powyżej 65 r.ż. było to 69 proc. W ubiegłym roku badanie Gallupa po raz pierwszy wykazało, że wyborcy demokratów w większym stopniu sympatyzują z Palestyńczykami (49 proc.) niż z Izraelczykami (38 proc.). Można założyć, że trwająca obecnie wojna nastroje te jedynie wzmocniła. Choć w Europie trudniej o takie badania, RUSI wskazuje, że na Starym Kontynencie – z wyjątkiem Niemiec, które są podzielone – młodzi obywatele także w większym stopniu sympatyzują z Palestyńczykami.

Kolejną kwestią są przetasowania geopolityczne. „Sojusznicy Izraela byli dominującą siłą w ostatnich dekadach, ale sytuacja ta ulega zmianie” – prognozuje RUSI. W przyszłości coraz większą rolę w światowej polityce będą odgrywać państwa, których rządy i ludność mają niekorzystny pogląd na państwo żydowskie. Obecne prognozy przewidują przesunięcie dominacji światowej gospodarki z G7 na inne kraje, w tym Brazylię, Chiny, Indie, Indonezję czy Meksyk. Według firmy doradczej PwC do 2050 r. Chiny i Indie znajdą się wyżej niż USA w rankingu największych gospodarek.

Indonezja przeskoczy z 8. na 4. miejsce, Turcja z 14. na 11., a Arabia Saudyjska awansuje o dwa miejsca na 13. pozycję. Nigeria, Egipt i Pakistan wejdą do pierwszej dwudziestki, podczas gdy Włochy, Hiszpania, Kanada i Australia wypadną z rankingu. Goldman Sachs przewiduje, że Stany Zjednoczone utrzymają drugie miejsce w 2050 r., ale odnotowuje podobny trend. Waga globalnego PKB najpewniej przesunie się więc w ciągu najbliższych 30 lat w kierunku Azji. To duże wyzwanie dla Izraela. Kontynuacja obecnej strategii izraelskiego rządu może sprawę jedynie utrudnić. ©℗